[ Pobierz całość w formacie PDF ]
zamknięcie azylu. Może nadeszła pora poszukać
innego miejsca, z ogrodem, w którym mogłyby się
bawić dzieci. Teraz, gdy Clemengers zostało urato-
wane, mogła poświęcić temu problemowi więcej
czasu.
Wewnątrz szesnaścioro obecnych mieszkańców
matek i dzieci z pięciu rodzin zebrało się
w kuchni wokół dużego stołu, pełniącej funkcję
nieoficjalnej sali narad.
W takim razie... muszę poszukać innego miej-
sca stwierdziła Jenny Scott z twarzą poznaczoną
śladami łez, tuląc do piersi chude dziecko.
Opal uklękła przed nią i ujęła ją za rękę.
Ale dokąd pójdziesz?
Kobieta rozpłakała się, kryjąc twarz za główką
córeczki, która patrzyła nieruchomo przed siebie
z kciukiem w buzi.
Nie wiem. Ale do Franka nie wrócę.
Rozumiem. Opal skinęła głową i pogładziła
dziecko. Nie martw się. Porozmawiam z policjan-
tami.
Zmartwiona opuszczała azyl, wcześniej uzgod-
niwszy z policją, że w okolicy pojawią się dodat-
kowe patrole. Azyl Pearl powinien znajdować się
M%7ł Z TOSKANII 81
w miejscu, gdzie matki i dzieci mogłyby się czuć
bezpiecznie. Nie chciała budować twierdzy. Osta-
tecznie jej podopieczni już się starali wyrwaćz cze-
goś w rodzaju więzienia.
Westchnęła ciężko.
Istniało tyle rodzajów więzień. Więzienie jej
matki było luksusowe i pełne wszelkich udogod-
nień. A przecież także ona znalazła się w pułapce.
A teraz sama Opal wyszła za mąż za mężczyznę
traktującego ją raczej jak swoją własność niż part-
nerkę. Jak będzie wyglądać jej więzienie? Jaki ona
otrzyma wyrok?
Pokręciła głową i włączyła ulubioną płytę, stara-
jąc się przegnaćobawy. Jeśli chce zrobić cokolwiek
sensownego dla Azylu Pearl, musi się szybko otrząs-
nąć z przygnębienia.
W kafejce Rocks, gdzie umówiła się z Sapphy
i Ruby na pożegnalnego drinka, wrzało jak w ulu,
kiedy tam przybyła pół godziny pózniej. Stoliki
zajmowali miejscowi, kończący weekend, i turyści,
którzy spędzili pracowity dzień w Sydney Harbour.
Zapach świeżo zaparzonej kawy, pizzy, skwierczą-
cych krewetek i innych owoców morza wypełniał
powietrze.
Sapphy i Ruby zajęły stolik na werandzie, gdzie
popołudniowa bryza zapowiadała kolejny pogodny
dzień. Opal podeszła do blizniaczek, szczęśliwa, że
jej ślub wreszcie umożliwił im wspólne spotkanie.
82 TRISH MOREY
Teraz, gdy mieszkały tak daleko od siebie, stawało
się to coraz trudniejsze.
Więc Domenic zgodził się ciebie na chwilę
wypuścić? zawołała Sapphy, całując siostrę na
powitanie.
Coś w tym guście odparła Opal niezobo-
wiązująco i usiadła, zmuszając się do swobodnego
uśmiechu.
Prawdę mówiąc, musiał wyjechać w intere-
sach, więc zdaje się, że miesiąc miodowy dobiegł
końca.
Wzruszyła ramionami i uśmiechnęła się dzielnie,
jakby była to zaledwie jedna ze złośliwości losu,
choć w głębi duszy wiedziała, że miesiąc miodowy
w ogóle się nie rozpoczął.
Wyjechał? Dokąd? spytały obie blizniaczki
równocześnie.
Do Stanów. Jakaś nagła sprawa.
Och!
Popatrzyły na siebie i wbiły wzrok w menu.
Opal przyglądała im się uważnie. Z pozoru wy-
dawały się równie promienne i piękne jak zawsze,
lecz coś ukrywały. Czyżby poznały prawdę? Czy
odkryły, że jej małżeństwo to farsa?
W pewnym sensie byłaby to ulga. Udawanie, że
to wielka miłość, oznaczało, że musiała na każdym
kroku okłamywaćsiostry. Tak bardzo były przejęte,
tak się o nią martwiły i tak gruchały nad Domeni-
kiem. Czy miałoby to jakieś znaczenie, gdyby teraz
M%7ł Z TOSKANII 83
poznały prawdę teraz, gdy Clemengers zostało
uratowane i było zbyt pózno, by coś zmienić?
Z pewnością zniesie upokorzenie, że została zmu-
szona do małżeństwa szantażem.
O co chodzi? spytała, przenosząc wzrok
z jednej na drugą.
Podniosły wzrok.
To pewnie rzecz bez znaczenia... odezwała
się Sapphy.
Mogłyśmy się pomylić dodała Ruby.
Powiecie wreszcie?
Znowu popatrzyły na siebie, po czym Sapphy
złapała Opal za rękę.
Czy między tobą i Domenikiem wszystko
w porządku?
Opal próbowała się roześmiać, ale nie wypadło to
zbyt szczerze.
Czemu? Bo nagle musiał wyjechać?
W dzień po ślubie?
To nagła sprawa, musiał lecieć. Zresztą
w przyszłym tygodniu zabiera mnie do North Queen-
sland, żeby mi to wynagrodzić.
Popatrzyła na nie; było jasne, że ich nie przeko-
nała. Chodziło o coś innego; nadal czegoś jej nie
zdradziły.
Coś się stało. Powiedzcie, o co chodzi.
Wczoraj wieczorem po przyjęciu zeszłam do
holu pożegnać się z paroma gośćmi...
I?
84 TRISH MOREY
I zobaczyłam... to znaczy, wydawało mi się, że
zobaczyłam Domenica wsiadającego do taksówki.
Myśli Opal zawirowały. Nie miała pojęcia, do-
kąd poszedł Domenic, kiedy ją opuścił. Z łatwością
mógł wyjść z hotelu.
Wiem o tym. Zostawił jakieś rzeczy w swoim
apartamencie w Silvers i pojechał po nie.
Ruby spojrzała na nią z bólem.
Opal, on był z tą aktoreczką. Tą z przyjęcia.
Opal zakręciło się w głowie, gdy jej najgorsze
podejrzenia się potwierdziły. Domenic spędził noc
z Emmą. Jak przystało na mężczyznę jego typu,
rzucił się prosto w objęcia czekającej kochanki.
Nie powinno jej to zaskoczyć wiedziała prze-
cież, jak będzie wyglądać jej życie małżeńskie,
i czegoś takiego właśnie się spodziewała, lecz świa-
domość, że miała rację, nie niosła poczucia tryumfu.
Raczej głęboki ból.
Przybrała obojętny wyraz twarzy i rozejrzała się
wokół nerwowo, udając, że szuka kelnera.
Nie wiecie, gdzie się podziała obsługa? Umie-
ram z pragnienia.
Sapphy lekko uścisnęła jej dłoń.
Czy jest coś, co możemy dla ciebie zrobić?
Opal spojrzała na ich twarze, pełne miłości i za-
troskania; wiedziała, że nie może im powiedzieć
prawdy. Po prostu nie mogła pozwolić, by wróciły
do domu rozczarowane. To nie byłoby fair.
To nie tak, jak myślicie zaczęła. Emma
M%7ł Z TOSKANII 85
jest dawną przyjaciółką Domenica i poczuła się
zle. Poprosiłam, żeby ją odwiózł do hotelu. To
wszystko.
W noc poślubną? rzuciły obie siostry z nie-
dowierzaniem.
Uparłam się! To takie miłe z jej strony, że
wpadła mimo nawału zajęć. Przynajmniej tyle mógł
dla niej zrobić.
Więc o co chodziło z tą historyjką o zabieraniu
rzeczy z hotelu?
No, cóż, wiedziałam, że zaraz zaczniecie sobie
wyobrażać nie wiadomo co. Nie martwcie się. Za
tydzień Domenic i ja udajemy się do tropikalnego
[ Pobierz całość w formacie PDF ]