[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- Nie chcę o nim rozmawiać.
- Jak długo pozwolisz mu zajmować twoje mieszkanie?
- Póki pogoda się nie poprawi. Zapowiadali ocieplenie?
- Wręcz przeciwnie. W nocy spodziewają się dal-
szych opadów śniegu i spadku temperatury. Jak żyję, nie widzia-
łam takiej pogody w listopadzie, a już na pewno nie w Teksasie.
No tak, niebo sprzysięgło się przeciwko July.
- Poproś, żeby sobie poszedł, jeśli sprawia ci aż taki
kłopot.
- On nie ma dokąd pójść.
- Więc kochana July rezygnuje z własnej wygody i poświęca
się dla niego?
- Ale ja nie mam wyboru - zaprotestowała July.
- Mylisz się. Dlaczego uważasz, że pomoc innym musi
oznaczać zapominanie o własnych potrzebach?
- Nie rozumiesz, Edna.
- Rozumiem doskonale. Dajesz miłość i oczekujesz jej w za-
mian.
- Tak. - July podniosła głowę. - Pewnie masz rację. Teraz wi-
106
S
R
dzę, jaka jestem głupia. Wtykam nos w cudze sprawy, jestem
wścibska, wszyscy mi to mówią. Ale koniec z tym! Od dzisiaj my-
ślę wyłącznie o sobie.
- Chyba trochę przesadzasz. Zamiast zadawać gwałt swojej
naturze, zacznij po prostu mówić o własnych potrzebach.
- Niczego nie potrzebuję.
- Niemożliwe.
- No to powiedz mi, Edna, bo naprawdę nie wiem. Czego
potrzebuję?
- Miłości, jak każdy z nas.
- Mam podejść do pierwszego faceta, który mi się spodoba i
poprosić go, żeby mnie pokochał? O to ci chodzi?
- Celowo przekręcasz moje słowa. - Edna pogroziła jej pal-
cem. - Chodzi mi o to, że kiedy jest ci zimno, powinnaś poprosić o
koc, zamiast oddawać go komuś innemu w nadziei, że podzieli się
z tobą. Nie możesz oczekiwać, że ludzie będą czytać w twoich
myślach. Większość z nich przyjmie twoją pomoc, nie
zastanawiając się zupełnie, w jaki sposób mogliby się odwdzię-
czyć. Czy Tucker wie, czego potrzebujesz?
July przygryzła usta. Może Edna ma rację? Może powinna
pójść na górę, powiedzieć mu wprost, że podejrzewa go
o nieczyste interesy i zmusić do jasnej odpowiedzi?
- Masz rację. - July poderwała się z kanapy.
- Gdzie idziesz, kochanie?
- Porozmawiać z Tuckerem. Jest mi winien kilka wyjaśnień.
Pełna energii, włożyła buty i poszła na spotkanie mężczyzny,
który przewrócił jej świat do góry nogami.
Tuckera dręczyło potworne poczucie winy. Odkąd July poszła
do Edny, nie przestawał chodzić nerwowo po pokoju w tę i z po-
wrotem. Jeszcze nigdy nie odczuwał tak silnych uczuć. Nie był to
107
S
R
bynajmniej tylko pociąg fizyczny, proste pożądanie. Na dodatek w
mieszkaniu naprzeciwko nie działo się nic, co mogłoby odwrócić
jego uwagę od July. Dlaczego się tak dręczył? Przecież nie zależy
mu na trwałym związku, nie chce zobowiązań. Jest zatwardziałym
kawalerem, samotnym wędrowcem. I degeneratem z nizin spo-
łecznych, któremu nie należy się żadna druga szansa".
Przeszukał kieszenie, nie znalazł jednak papierosów, które
wyrzucił wczoraj, aby sprawić przyjemność July. Zdenerwowany,
założył ręce za plecy. Potrzebował zajęcia, czegoś, co pozwoliłoby
mu przestać rozmyślać. Wreszcie postanowił, że wyskoczy do
sklepu na rogu po papierosy. Nic szczególnego nie powinno się
wydarzyć w ciągu dziesięciu minut. Drzwi wejściowe zostawił
lekko uchylone, żeby nie zatrzasnęły się za nim. Zadowolony, że
znalazł sobie zajęcie, poszedł szybko w dół ulicy.
July zapukała delikatnie do drzwi. %7ładnej odpowiedzi.
- Tucker? - zawołała i nacisnęła klamkę. Ku jej zaskoczeniu,
drzwi otworzyły się.
Powie mu, jak się czuje, da szansę wyznania błędów,
przebaczy. Powinien wiedzieć, że postanowiła być z nim bez
względu na okoliczności. A jeśli on nie zechce porzucić przestęp-
czego procederu? Odepchnęła tę myśl od siebie.
- Tucker? - zawołała znowu.
Gdzie on jest? Chodziła po mieszkaniu, zaglądała do po-
koi. Ani śladu gościa. Czyżby wyszedł na chwilę na świeże powie-
trze? Ale po co? Na taki mróz? A może poszedł pogadać z braćmi
Stravanos, swoimi koleżkami? Spojrzała przez okno w kierunku
ich mieszkania i z determinacją zacisnęła pięści. Nic już jej nie
powstrzyma. Przyszła, żeby mu powiedzieć, czego od niego ocze-
kuje, musi go przekonać do zmiany trybu życia i nie zamierza
znów uciekać do Edny, nie załatwiwszy sprawy.
108
S
R
Stanęła w oknie, założyła ręce na piersiach, podniosła
brodę do góry, aby dodać sobie odwagi, a potem szybko wyszła z
mieszkania i zbiegła na dół po schodach. Czas na konfrontację.
Tucker wrócił tylnym wyjściem. Na szczęście nikt go nie
widział. Zapalił papierosa, zaciągnął się kilka razy, ale nie przy-
niosło mu to ulgi. Najwyrazniej nic nie mogło go uspokoić. Może
intensywna gimnastyka pomoże?
Położył się na podłodze koło okna i nie przestając obserwować
okien braci Stravanos, zaczął robić pompki. Liczył przy tym gło-
śno.
Jeden... To był poroniony pomysł, żeby wykorzystać mieszka-
nie July na punkt obserwacyjny.
Dwa... Jak to sobie wyobrażał?
Trzy... Układ z Petruskim też mu nie wyszedł.
Cztery... A może July podejrzewa go o związek z przestępca-
mi, a on przecież nie ma możliwości wytłumaczenia się, jeśli nie
chce jej zdradzić, kim naprawdę jest.
Pięć...
Oddychał szybciej. Wstał i wyjrzał przez okno. Znów pa-
[ Pobierz całość w formacie PDF ]