[ Pobierz całość w formacie PDF ]
zapłaciłbym mu ani grosza.
Jasmine omal nie krzyknęła. Zrobiło jej się słabo. Patrick!
Patrick pojechał do Londynu, żeby odzyskać jej dzieci?! I roz-
mawiał z Deaconem?! Ta rozmowa musiała zrobić duże wra-
żenie na jej mężu, ponieważ nigdy wcześniej do niej nie
dzwonił.
- No, Jasmine, odwołasz go?
- Nie zatrudniłam nowego detektywa - powiedziała ma-
chinalnie, myśląc o czymś innym. Tak niewiele dzieliło ją od
dzieci i od Deacona. - Szkoda, że nam nie wyszło.
Deacon zmieszał się trochę.
- Nigdy do siebie nie pasowaliśmy - powiedział tonem swo-
jej matki.
Chciała mu powiedzieć, że owszem, ale tylko wtedy, kiedy
zapominał, że jest LeClerkiem. Potem wszystko zmieniło się
na gorsze. Potem, to znaczy wtedy, kiedy pozwolił rodzinie
wtrącać się w swoje sprawy.
- Zaraz, zaraz, a może ten detektyw to twój nowy narze-
czony? - zaczęło świtać Deaconowi. - Robił wrażenie zupeł-
nego amatora.
- Zwróć mi dzieci, Deacon. Przecież wiesz, że należą do
143
S
R
nas obojga. Nawet jeśli ich nie odnajdę, to i tak nie przestaną
mnie kochać.
Usłyszała trzask, a potem długi sygnał. Jej były mąż odłożył
słuchawkę.
Minęło kilka dni. Jasmine najpierw snuła się po domu, nie
bardzo wiedząc, co ze sobą zrobić, potem zajęła się porząd-
kami, a następnie wypiekami. Nic nie pomagało. Wciąż była
bardzo zaniepokojona.
Patrick zaginął.
Rye natychmiast wszczął poszukiwania, ale niczego nie
udało mu się ustalić. Po rozmowie z Deaconem Patrick po
prostu rozpłynął się w powietrzu. Rye szukał go nawet w lon-
dyńskich szpitalach, ale nie na wiele się to zdało. Jasmine, Pa-
ige i Rye denerwowali się coraz bardziej.
Nastawiła zegar przy kuchence mikrofalowej i wyszła z
kuchni. Zaczęła chodzić po pokoju, nie bardzo wiedząc, co ze
sobą zrobić.
Usłyszała dzwonek do drzwi. Czyżby Paige? Córka Patricka
nabrała ostatnio zwyczaju odwiedzania jej, zwłaszcza wów-
czas kiedy jej mąż wyjeżdżał na poszukiwania. Podeszła do
drzwi i otworzyła je na oścież.
- Patrick?!
Stał, patrząc na nią z dużym zakłopotaniem. Twarz miał zmę-
czoną i poszarzałą. Wyglądał tak, jakby wymagał odpoczynku.
- Tak, to ja - potwierdził, po to zapewne, żeby nie sądziła, że
ma do czynienia z duchem.
- Gdzie byłeś, do licha!? - spytała ze złością, chociaż czuła
w tej chwili ulgę. - Wszyscy cię szukamy po szpitalach i kli-
nikach!
- Przecież nic mi nie jest.
- Właśnie widzę - stwierdziła z przekąsem. - No,
144
S
R
wchodz. Zaraz dostaniesz coś do jedzenia. Ostatnio zajmuję
się głównie przyrządzaniem jedzenia, którego nikt nie chce
skosztować. Jadłeś już kiedyś kanapkę z dziesięcioma desera-
mi? Jeśli nie, to właśnie będziesz miał okazję.
Patrick usiadł ciężko na fotelu, nie zwracając uwagi na jej
paplaninę.
- Muszę ci coś wyznać. Zrobiłem coś strasznego. Może
niewybaczalnego. Muszę ci jednak o tym powiedzieć. Posta-
nowiłem, że niczego nie będę przed tobą ukrywał.
- Powiedz, jak się czujesz?
- Dobrze. Jasmine, widziałem się z twoim mężem. Ale
obawiam się, że nic nie wskórałem. Tak mi przykro.
Jasmine skinęła głową.
- Tak, wiem.
- Wiesz? Skąd? Rye ci powiedział? - Patrick nie mógł
uwierzyć jej słowom. Bardzo długo męczył się z poczuciem
winy. Chciał już w ogóle nie kontaktować się z Jasmine, ale
uczucie, które w sobie odkrył, było silniejsze.
- Nie, dzwonił Deacon - wyjaśniła. - Musiałeś mu niezle za-
lezć za skórę. Nigdy wcześniej tego nie robił.
- Starałem się mu uświadomić, że jeśli dzieci odkryją, że je
oszukał, znienawidzą go.
Jasmine położyła mu palec na ustach.
- Nie mów tak! Mam nadzieję, że nie - powiedziała. -Jest
przecież ich ojcem.
- To straszny człowiek!
- Ale jest ich ojcem - powtórzyła.
Spojrzał na nią ze zdziwieniem. Nie sądził, że będzie bronić
byłego męża. I to słowo ojciec", które brzmiało tak dostojnie
w jej ustach.
- Czy masz mi coś do powiedzenia? - spytał z nagłym bły-
skiem w oku.
145
S
R
Oczywiście, że miała. Przede wszystkim to, że cuda jednak
się zdarzają. A także, że jest bardzo, bardzo szczęśliwa.
- Chodz - powiedziała, biorąc go za rękę. Po chwili znalez-
li się w łazience.
- Spójrz.
- Co to takiego? - spytał nieufnie.
- Testy ciążowe - odparła.
- Nigdy nie wierzyłem tego rodzaju próbom - powiedział. -
Wiem, że nie są całkiem dokładne.
- Dlatego kupiłam trzy - powiedziała. - Chcesz zobaczyć,
co pokazują?
Nie musiał. Czuł to instynktownie. Podczas gdy on jezdził
po Londynie, a potem obijał się po kątach swojej wiejskiej
rezydencji pod Bostonem, nie odpowiadając na telefony i nie
przyjmując nikogo, tutaj decydowała się kwestia jego oj-
costwa.
Przytulił do siebie Jasmine.
- Jestem taki szczęśliwy, Jasmine - powiedział. Cieszę się,
że nie próbowałaś tego przede mną ukryć.
Potrząsnęła głową.
- Nagle zdałam sobie sprawę, że nie byłabym o wiele lep-
sza od Deacona - powiedziała. - Poza tym przekonałam się o
czymś istotnym, kiedy wyjechałeś tak nagle.
- O czym?
- %7łe cię bardzo kocham.
- Ja też cię kocham, Jasmine - powiedział, tuląc ją do sie-
bie. - Chciałem to udowodnić, sprowadzając tutaj twoje dzie-
ci. Myślałem, że przegrałem i już mnie nie zechcesz.
Azy popłynęły po jej policzkach.
- Nawet nie wiesz, jak mi na tobie zależy.
- A dzieci?
- Wiem, że do mnie wrócą. Jak nie za rok, to za dwa
146
S
R
- powiedziała. - Już wkrótce dorosną i odkryją prawdę.
Wiem, że będą chciały do mnie wrócić. Do mnie i do nowego
brata lub siostry.
Położył dłoń na jej brzuchu i zaśmiał się cicho.
- Nie do wiary. Po raz drugi będę musiał się ożenić. - Wy
powiedział z naciskiem słowo musiał".
Jasmine obróciła się na pięcie.
- Nikt cię nie zmusza.
Przytulił ją, czując, że jest coraz bardziej podniecony.
- Owszem. Wszystkie moje zmysły.
Nawet nie zauważyła, kiedy znów znalazła się w jego ra-
mionach. Patrick tulił ją i całował. Czuła się przy nim bezpie-
czna. Nie myślała o przeszkodach, które ich czekają, ale o
tym, że na pewno sobie z nimi poradzą.
- Kochaj mnie - westchnęła. - Kochaj mnie, a wszystko
będzie dobrze.
147
S
R
EPILOG
Patrick z przyjemnością przyglądał się żonie. Jasmine
wzięła jedno z pudeł, którego nie chciała powierzyć ani ekipie
przeprowadzkowej, ani jemu i postawiła je koło drzwi, tuż
obok swojej torebki. Wszystkim innym mieli się zająć fa-
chowcy.
- Nie powinnaś tak się męczyć, kochanie - powiedział.
- Musisz na siebie uważać.
Machnęła lekceważąco ręką, myśląc o tym, że będzie jej
brakować tego miłego, zacisznego miejsca. Zresztą Patrick też
je polubił. Po ślubie wyjechali na miesiąc miodowy w Góry
Skaliste, a potem dzielili swój czas między Boston i San Fran-
cisco. Jednak Patrick zdecydowanie wolał Frisco, a już szcze-
gólnie mieszkanie Jasmine.
Podszedł do żony i pogładził ją po włosach. Była dopiero w
trzecim miesiącu ciąży. Miała normalną figurę, tylko po-
większyły już się jej piersi. Często bywało, że kochali się parę
razy na dzień. Patrick zapomniał przy niej, że kiedykolwiek
miał problemy z sercem.
- Ci faceci od przeprowadzek będą tu lada chwila - po-
wiedziała, czując jego usta na szyi.
- Może spróbujesz obudzić w sobie ducha ryzyka - za-
[ Pobierz całość w formacie PDF ]