[ Pobierz całość w formacie PDF ]
trafi jakiś stary fachowiec, to jeszcze - ale te chłopaki... Tylko patrzą, gdzie by parę złotych na
piwo wykombinować.
- Mam dla was bojowe zadanie - powiedział Downar.
- Tak jest, obywatelu majorze. Słucham.
- Razem z Pakułą dobierzecie sobie do pomocy jeszcze dwóch albo nawet trzech ludzi,
takich chłopaków z pomyślunkiem, i będziecie obserwować willę w
Leśnej Podkowie dzień i noc. Może uda wam się wynająć w sąsiedztwie jakiś pokój.
Zamieszkałby w nim Pakuła w charakterze letnika. Wy w dalszym ciągu występujecie jako
hydraulik. To dobry kamuflaż. Chciałbym być na bieżąco informowany o każdym kroku
Wasickiego i jego żony. Dostaniecie nadajnik. Czy Wasiccy mają wóz?
- Mają Fiata 125.
- Wy także musicie mieć wóz. Przydzielimy wam. Ale, żeby nie zwrócili na niego
uwagi, będziemy go codziennie zmieniać. Czy wszystko zrozumiale?
- Tak jest.
- W porządku. Oczywiście nikomu ani słowa, nawet rodzonemu ojcu. Powierzam wam
ściśle tajną misję. Aha, jeszcze jedna sprawa. Powiedzcie Pakule, że z nazwiskiem
Wasickiego związane jest nazwisko: Hans Glostetz. Ciągle nie wiem, o co tu chodzi. Albo to
jest jeden i ten sam człowiek, albo może Glostetz mieszkał kiedyś u Wasickiego czy też
Wasicki u Glostetza.
- Rozumiem. Czy mogę się odmeldować?
- Tak. Miejcie oczy i uszy otwarte na wszystko, co się dzieje w Leśnej Podkowie.
*
Olszewski wrócił z Gdańska. Nie wyglądał na zachwyconego podróżą.
- No i co? - spytał Downar. Porucznik skrzywił się.
- No i nic. Adres się zgadza. Henryk Krauzer rzeczywiście mieszka w Gdańsku.
Pracuje w Polskich Liniach Oceanicznych.
- Rozmawiałeś z nim?
- Właśnie, że nie. Wyjechał na urlop.
- Dokąd?
- Nikt nie wie. Nie zostawił adresu.
- Kiedy wyjechał?
- Przed całą aferą.
- To znaczy, że może ten ryży z hotelu Forum , Emil Steinberg, nie zdążył go
ostrzec. Sprawdziliśmy Steinberga. Przyjechał z Berlina Zachodniego i przeprowadzał
rzekomo jakieś rozmowy w sprawach handlowych. Kamuflaż oczywiście. Zlikwidował się z
terenu natychmiast po historii z walizką. Na drugi dzień już go nie było.
- Bał się, że go zidentyfikuje tamten złodziej.
- Jasne.
- Szkoda - westchnął Olszewski. - To był jedyny konkretny punkt zaczepienia.
Downar uśmiechnął się.
- Przypuszczam, że facet także tak rozumował. W tej chwili obstawiłem Wasickiego.
Może coś z tego wyniknie.
- A właśnie. Co z Wasickim? - zainteresował się Olszewski.
- %7łyje sobie spokojnie w Leśnej Podkowie razem z młodą i podobno ładną żoną.
- Widziałeś ich?
- Nie. Referował mi Kazio Kopacz. Olszewski podrapał się za uchem.
- Jeżeli Wasicki siedzi spokojnie w Leśnej Podkowie i wcale się nie denerwuje, to
znaczy, że nie dostał żadnego cynku od tego Niemca z Berlina.
- Wygląda na to, że nie - przytaknął Downar. - Zresztą nie możemy przecież mieć
pewności, że Steinberg znał nazwiska wyszczególnione w wykazie. Bardzo prawdopodobne,
że miał za zadanie tylko zdobycie protezy.
- Dlaczego, u diabła, schowali to w protezie? - powiedział Olszewski.
- Prawdopodobnie dlatego, że listą miał się zająć jakiś kulawy.
- Gdzież teraz szukać tego kulawego?
- Ba - uśmiechnął się Downar. - Bardzo chciałbym to wiedzieć. Ciekawe, ilu ludzi w
Polsce może nosić tego typu protezę?
Rozdział V
Sierżant Kopacz, zmęczony wielogodzinną wędrówką po Leśnej Podkowie, usiadł na
murku w pobliżu willi państwa Wasickich, położył koło siebie torbę z narzędziami, otarł
spocone czoło i zabrał się do studiowania wartościowej broszury, noszącej tytuł Przyjaciel
młodego hydrauliku .
Było ciepło, słońce delikatnie sączyło promienie poprzez gęstą zieleń drzew, muchy
brzęczały leniwie. Sierżant Kopacz czuł ogarniającą go senność, z którą trudno walczyć.
Nawet pouczająca lektura nie była W stanie go otrzezwić. Zaczął właśnie zastanawiać się
bardzo poważnie nad tym, czyby nie zmienić pozycji, lokując się wygodniej na trawie, gdy
nagle...
W ciszę letniego popołudnia wdarł się przerazliwy krzyk:
- Ratunku! Pomocy! Ratunku! Sierżant Kopacz skoczył na równe nogi, porwał torbę i
popędził w kierunku, skąd dochodził rozpaczliwy kobiecy głos. To była właśnie willa
Wasickich.
Młoda kobieta w różowym szlafroczku stała na ganku i wzywała pomocy.
- Co się stało?! - zawołał Kopacz, wpadając do ogrodu.
- Woda! Woda zalewa mieszkanie!
Alarm bynajmniej nie okazał się fałszywy. Z pękniętej rury woda rzeczywiście waliła
bystrym strumieniem, wydostając się już nawet na ganek. Sytuacja była grozna.
Sierżant Kopacz nic stracił głowy. Na tyle zbadał już tajniki wiedzy hydraulicznej, że
orientował się, co trzeba zakręcić, żeby przerwać dopływ wody. Zakręcił.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]