[ Pobierz całość w formacie PDF ]
że są zdrajcami.
- Oni od wielu dni pilnują tego miejsca. Gdzieś w pobliżu ukrywa się też czwarty,
prawdopodobnie na stoku pod nami, tak że nie da się go stąd zobaczyć. Prócz tej czwórki jest
jeszcze dwóch, na łodzi, którą tu przypłynęli. Zmieniają strażników, pilnujących samolotu. Nie
mamy pewności, kiedy następuje zmiana warty. Nie wiemy też, ilu jest ich w tej chwili w pobliżu
- pięciu czy może nawet sześciu.
- Skąd to wszystko wiesz?
Obrzucił ją pobłażliwym spojrzeniem i powiedział:
- Samolot roztrzaskał się tak, że jest już nie do naprawienia. Twój ojciec uważa, że to był
wypadek, to wszystko. Dość szybko rozeszła się wiadomość, że przeżyłaś katastrofę oraz napaść
renegatów i przebywasz w mojej rodzinnej wiosce. Ci ludzie mieli masę czasu na to, by wszystko
dokładnie obejrzeć i wymontować urządzenia, które twój ojciec chciałby zachować. Dawno
powinni stąd odjechać, tymczasem wciąż tu tkwią. Po co mieliby tu siedzieć, jeśli nie w nadziei,
że wrócisz - co właśnie zrobiłaś - dając im w ten sposób szansę na dokończenie tego, co zaczęli?
- Komunikujesz się z moim ojcem drogą radiową, przekazując swoją opinie o wydarzeniach,
prawda? A on odpowiada ci w ten sam sposób.
- Tak właśnie jest.
- A może on podejrzewa to samo co ty i ja: że ktoś przyczynił się do katastrofy samolotu? Może
wysłał strażników na wypadek, gdyby pojawili się mordercy, by usunąć ślady? Agenci NIB-u
mogliby się wtedy z nimi rozprawić.
- Błędne rozumowanie.
- Można wiedzieć dlaczego?
- Znasz króla. Gdyby uwierzył, że przeżyłaś zamach, kazałby cię natychmiast ściągnąć do
Isenhalli. Pragnąłby cię mieć przy sobie, by zapewnić ci maksymalne bezpieczeństwo. Chciałby
cię też szczegółowo wypytać, żeby móc pózniej odnalezć i ukarać sprawców.
Argumenty Erica brzmiały całkiem logicznie. Zbyt logicznie.
- Dlaczego mam zakładać, że ci ludzie to zdrajcy? Nie zamierzam...
Eric przerwał jej groznie:
- Dosyć już! Widziałaś ich. Nie możemy ryzykować tego, że zostaniemy zauważeni. Nie wiemy
też, ilu ich jest oprócz tych trzech, których udało nam się wypatrzyć. Wracamy do wioski.
- Nie ma mowy!
Eric obrzucił ją gniewnym wzrokiem.
- Co jeszcze możemy zrobić?
- Musimy sprawdzić, czy to ludzie mojego ojca, czy nie.
- Nie ma sposobu, żeby to sprawdzić, bez... Tym razem to Brit mu przerwała.
- Mam pewien plan.
- Nie podoba mi się to - odparł Eric, krzywiąc się z niechęcią.
- Przecież jeszcze nie wiesz, o co chodzi.
- Ale z twojego wzroku mogę wywnioskować, że mi się ten projekt nie spodoba.
- Posłuchaj mnie. Daj mi wytłumaczyć.
- A mam inne wyjście?
- W tym wypadku nie masz. Opieramy się na niczym niepopartych podejrzeniach, a potrzebne
nam dowody.
- Zdobycie dowodów może oznaczać twoją śmierć.
- Niekoniecznie. Jeśli zachowamy ostrożność, może uda nam się sprawdzić, czy ci agenci są po
naszej stronie, czy nie.
- To zbyt niebezpieczne. - Eric odjął od oczu lornetkę i chwycił Brit za ramiona. - Posłuchaj,
jedz ze mną. Wrócimy do wioski, zbiorę ludzi i przybędę tu z nimi. Schwytamy agentów,
przesłuchamy ich i przekonamy się...
- Bzdura! - Brit wyrwała się z jego uścisku. - Wiesz, co ci powiedzą? %7łe są z NIB-u i zostali
przysłani, żeby pilnować samolotu.
- Jeżeli to zdrajcy, wydusimy to z nich.
- Jak? Za pomocą tortur? Nie, dzięki. Mój sposób jest znacznie prostszy i nie powinien
pociągnąć za sobą żadnych ofiar.
- Nie podoba mi się to - powtórzył po raz trzeci Eric.
- Jeszcze mnie nie wysłuchałeś. - Eric popatrzył na nią, jakby chciał ją udusić, ale usta miał
zamknięte, więc szybko wykorzystała tę szansę. - Zejdziemy teraz ostrożnie, tak by nie
zauważyli nas mężczyzni na przeciwległym stoku. Przy okazji będziemy się rozglądać za
pozostałymi. Okrążymy tego, którego rozpoznałam. Oczywiście będziemy musieli uważać, żeby
nie zdążył zaalarmować reszty. Ty zajdziesz go od tyłu, a ja podejdę od przodu i powiem: Cześć.
Eric zamrugał.
- Cześć!? Powiesz mu... cześć?
- Tak jest. Jeżeli wysłali go po to, żeby mnie zabił, pewnie spróbuje to zrobić. Wtedy będziemy
mogli go zatrzymać...
- Urwała, po czym niechętnie dodała: - Dowiemy się wówczas, czy mój przyjaciel z NIB-u jest
przyjacielem, czy nie.
Eric patrzył na Brit takim wzrokiem, jakby nagle wyrosły jej rogi i ogon.
- To szaleństwo!
[ Pobierz całość w formacie PDF ]