[ Pobierz całość w formacie PDF ]

- Słucham? - spytała Ellie.
54
- Byłam ciekawa, jak to wszystko wygląda. - Rozejrzała się. - Taki ładny dom.
Piękne zasłony, meble, obrazy.
- Może herbaty? - zaproponowała Ellie.
- Piłyście już chyba herbatę.
- Herbatę można pić zawsze. - Po czym Ellie zwróciła się do Grety: - Nie będę
dzwonić na służbę. Greto, czy mogłabyś pójść do kuchni po świeżą esencję?
- Oczywiście, kochanie. - I Greta wyszła z pokoju. Rzuciła matce przez ramię
ostre, niemal bojazliwe spojrzenie.
Mama usiadła.
- Gdzie pani rzeczy? - zapytała Ellie. - Mam nadzieję, że zostanie pani u nas?
- Nie, nie zostanę. Za pół godziny mam pociąg. Chciałam tylko zobaczyć, jak wam
się żyje. - I szybko dodała, jakby chciała wyrzucić to z siebie, zanim zjawi się
Greta: - Nie martw się, już mu powiedziałam, że byłaś u mnie.
- Przepraszam, Mike - rzekła mocnym głosem Ellie. - Ale pomyślałam sobie, że
lepiej będzie nic ci nie mówić.
- Przyjechała z dobroci serca - wtrąciła matka. - Trafiła ci się dobra
dziewczyna. I ładna. Nawet bardzo. - I dodała prawie szeptem: - Przykro mi.
- Przykro pani? - spytała Ellie zaskoczona.
- Tak. Bo różne rzeczy sobie myślałam. - W jej głosie drgało lekkie napięcie. -
Cóż, sama mówiłaś, że matki już takie są. Nieufne wobec synowych. Ale kiedy cię
zobaczyłam, od razu wiedziałam, że Mike ma szczęście. Wydawało mi się, że to za
piękne, żeby było prawdziwe.
- Nie obrażaj mnie! - zawołałem, ale wreszcie się do niej uśmiechnąłem. - Zawsze
miałem doskonały gust.
- Chciałeś powiedzieć, że miałeś zawsze kosztowny gust. - Matka spojrzała na
brokatowe zasłony.
- Jak na kogoś, kto ma kosztowny gust, wybrał chyba nie najgorzej - zaśmiała się
Ellie.
- Każ mu trochę oszczędzać od czasu do czasu. Niech ćwiczy charakter.
- Odmawiam. Nie zamierzam się zmieniać na lepsze. Posiadanie żony ma jeden
wielki plus: żona uważa, że wszystko, co człowiek robi, jest doskonałe. Prawda,
Ellie?
Ellie znowu wyglądała na szczęśliwą.
- Co za próżność! Przechodzisz sam siebie, Mike - powiedziała ze śmiechem.
Przyszła Greta z imbrykiem. Od razu wróciło napięcie, które pod jej nieobecność
opadło. Matka opierała się namowom Ellie, żeby u nas zostać. Ellie koniec końców
zrezygnowała. Odprowadziliśmy we dwójkę matkę do bramy krętą drogą wśród drzew.
- Jak nazywacie ten dom? - spytała nagle matka.
- Cygańskie Gniazdo - odparła Ellie.
- No tak, prawda, są tu przecież Cyganie.
- Skąd wiesz? - zaniepokoiłem się.
- Spotkałam po drodze Cygankę. Dziwnie mi się przyglądała.
- Jest nieszkodliwa - powiedziałem. - Tylko trochę stuknięta.
- Stuknięta? To nie było przyjemne, kiedy tak mi się przypatrywała. Ma z wami na
pieńku, czy jak?
- Coś sobie uroiła - rzekła Ellie. - Uważa, że wtargnęliśmy na jej terytorium.
- Na pewno chce pieniędzy - stwierdziła matka. - To normalne u Cyganów. Najpierw
śpiewy, tańce, wyrażające wielką krzywdę. Ale to chciwe plemię. Wystarczy, że
poczują nosem pieniądze, natychmiast im przechodzą wszelkie urazy.
- Nie lubi pani Cyganów - zauważyła Ellie.
- Złodzieje i nieroby. Ręce ich świerzbią do cudzego.
- Och! Przestaliśmy się już tym przejmować - powiedziała Ellie.
Przy pożegnaniu matka spytała jeszcze:
- Kim jest ta dziewczyna, która z wami mieszka?
Ellie opowiedziała, jak to Greta mieszkała z nią przez cztery lata i jak
uchroniła ją przed złamanym życiem.
- Zrobiła wszystko, żeby nam pomóc. To wspaniała osoba. Nie wyobrażam sobie, co&
co bym bez niej zrobiła.
- Mieszka z wami czy jest u was z wizytą?
55
- Eee& - Ellie starała się uchylić od odpowiedzi. - Ona& mieszka na razie z
nami& wie pani, skręciłam nogę, ktoś musiał się mną opiekować. Ale teraz już
czuję się dobrze.
- Najlepiej, jeśli młodzi mieszkają sami - stwierdziła matka.
Staliśmy przy bramie patrząc, jak oddala się drogą w dół.
- Silna osobowość - rzekła Ellie w zadumie.
Byłem zły na Ellie, wręcz wściekły, że pojechała po kryjomu do mojej matki.
Zmiękłem jednak, kiedy odwróciła się i popatrzyła na mnie, swoim zwyczajem
unosząc lekko brew, z zabawnym, na poły nieśmiałym, na poły zadowolonym
uśmiechem małej dziewczynki.
- Ależ z ciebie podstępne stworzenie!
- Nie ma rady, czasem muszę być podstępna.
- Jak w tej sztuce Szekspira. Grałem w niej w szkole. - I zacytowałem niepewnie:
Pilnuj jej, odkąd jest na twoim chlebie;
Bo zwiódłszy ojca, może zwieść i ciebie.
- Grałeś Otella?
- Nie. Ojca Desdemony. Dlatego pamiętam tę kwestię. Zresztą jedyną, jaką
wypowiadałem.
- Bo zwiódłszy ojca, może zwieść i ciebie - powtórzyła Ellie w zadumie. - Nie
zwiodłam ojca, o ile pamiętam. Gdyby jednak dożył&
- Podejrzewam, że nie byłby zachwycony, żeś za mnie wyszła. Wściekłby się, jak
twoja macocha.
- O, z pewnością. Był człowiekiem konwencjonalnym. - Uśmiechnęła się po swojemu,
jak mała dziewczynka. - Więc jednak musiałabym zachować się jak Desdemona,
zwieść ojca i uciec z tobą.
- Dlaczego tak bardzo chciałaś się zobaczyć z moją matką, Ellie?
- Nie o to chodzi, że chciałam. Ale czułam się okropnie, bo nie kiwnęłam nawet
palcem. Nigdy nie mówiłeś mi wiele o matce, ale domyślałam się, że zrobiła dla
ciebie wszystko, co w jej mocy. Zpieszyła ci zawsze z pomocą, ciężko pracowała,
żebyś mógł się uczyć. Wydawało mi się, że gdybym jej nie odwiedziła, byłabym
podła, wyglądałoby, że zadzieram nosa z powodu pieniędzy.
- Przecież to byłaby moja wina, nie twoja.
- Chyba rozumiem, dlaczego nie chciałeś, żebyśmy się spotkały.
- Pewno myślisz, że się wstydzę matki. To nieprawda, Ellie, przysięgam.
- Nie - rzekła Ellie w zamyśleniu. - Wiem teraz, że nie. Chciałeś uniknąć
matczynego suszenia głowy.
- Suszenia głowy?
- Według mnie twoja matka należy do osób, które dobrze wiedzą, co należy robić w
życiu. Chciałaby cię ustawić.
- Oczywiście. Stała praca. Ustabilizowany tryb życia.
- Nie ma to już teraz znaczenia. Zresztą, tak w ogóle, to słuszne rady. Tyle że
nie dla ciebie. Nie należysz do ludzi, co to osiadają w jednym miejscu.
Stabilizacja rodzi w tobie bunt. Ty chcesz zmieniać miejsca, widzieć nowe [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • sklep-zlewaki.pev.pl