[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Niech pani nie będzie taka zarozumiała, seńorita. Nie
uda się pani mnie tak po prostu zbyć.
Mimo że się wzdragała, ujął ją za rękę i pociągnął za
sobą. Gdy oddalili się już spory kawałek od farmy, zrobiło
jej się nieswojo w towarzystwie tego człowieka i przy-
stanęła.
Dokąd mnie pan ciągnie? rzuciła niechętnie.
Nie jestem ciekawa, co ma mi pan do powiedzenia, zresztą
gdyby tylko o to chodziło, zrobiłby pan to już dawno.
Wracam.
To jeszcze tylko kawałek stąd nie rezygnował
Rivera.
RS
Droga wiła się teraz przez las, wreszcie osiągnęła dość
wysoko położoną polanę. Tu Rivera raptem chwycił ją za
ramię.
A teraz, moja słodka, rozprawię się z panią
syknął. Jego oczy rzucały złe błyski. Zanim Susan zdążyła
wykrztusić słowo, wyciągnął z kieszeni pistolet i zaczął
wymachiwać dziewczynie przed nosem.
Z pogardą spojrzała na niego. Z pewnością chce ją tylko
nastraszyć. Jednak w skrytości ducha uczuła niepokój.
Pan zwariował! Niechże pan zabierze ten pistolet!
Senorita! warknął Rivera. To ja tutaj wydaję
rozkazy, zrozumiano?!
Susan zadrżała. Teraz dopiero ogarnął ją prawdziwy lęk,
starała się jednak nie okazać tego po sobie.
Niech pan przestanie! Przecież i tak nie ośmieli się
pan strzelić. Strzał byłoby słychać na całe mile stąd. A co
zrobiłby pan z moim ciałem? Zaczarowałby je pan w ka-
mień? kpiła, lecz tak naprawdę było jej nie do śmiechu.
Rivera był po prostu grozny, tym grozniejszy, że Susan
wiedziała o jego sprawkach.
Strzału nikt nie usłyszy, może być pani całkiem
spokojna. Jesteśmy zbyt daleko od jakichkolwiek zabudo-
wań. Nie musi się zresztą pani bać, nie zastrzelę pani.
Szkoda takiego ładnego stworzenia.
Pan naprawdę zwariował! uniosła się Susan.
Przykro mi, senorita. Zmusza mnie pani do podjęcia
wyjątkowych środków. Zledzi mnie pani, podgląda. Myśli
pani, że tego nie widzę? Mam już tego dość. Jest pani
jedyną osobą, która wie, jak bardzo mi zależy na czarnej
orchidei. I zdobędę ją, to oczywiste, muszę się tylko
zatroszczyć, żeby mi pani więcej nie bruzdziła.
A więc przyznaje się pan do włamania? wydyszała.
Teraz już może się pani spokojnie dowiedzieć, bo i
tak mi pani nie przeszkodzi.
RS
Susan trzęsła się jak liść osiki. Ten człowiek był
nieobliczalny w swej żądzy posiadania. Postanowiła grać na
zwłokę.
Nie rozumiem, co miałabym mieć wspólnego z pań-
skimi planami. Przecież sam pan najlepiej wie, że i tak nikt
mi nie wierzy powiedziała chłodno, starając się, aby jej
głos się nie załamał zdradzając, że bardzo się boi.
Jak długo jeszcze? Do tej pory wszystko szło tak, jak
sobie zaplanowaliśmy. Diego podejrzewa panią o kradzież,
oczekiwaliśmy jednak, dofia Sofia i ja, że panią z miejsca
wyrzuci.
Dziewczyna utkwiła w Riverze badawcze spojrzenie.
Obawiam się, że pana nie rozumiem.
A więc wytłumaczę to pani, seńorita. Moja siostra za
wszelką cenę chce panią zwolnić. Dlatego upozorowaliśmy v
włamanie. Wszystko poszło jak po maśle. Pani mnie śledziła
i dała się w ten sposób wciągnąć w pułapkę. Kiedy zawołała
pani policjanta, rzuciłem doniczki i uciekłem. Miał dojść do
wniosku, że to pani jest złodziejką. I udało się. Rozumie
teraz pani, seńorita? Na twarzy Rivery rozlał się bez-
wstydny uśmiech, gdy ciągnął dalej:
Gdyby Diego panią zwolnił, moglibyśmy przywła-
szczyć sobie orchidee, Diego bowiem byłby przekonany, że
ukryła je gdzieś pani i potem wywiozła. Ale on tylko
postawił przy szklarniach dodatkowe straże i w ten sposób
pokrzyżował nasze plany. Nie ma rady, musi pani zniknąć.
Gdy Diego straci panią z oczu, będzie przekonany, że jego
rośliny są bezpieczne. Sprawa przycichnie a wtedy
czarna orchidea będzie nasza.
Susan zamieniła się w słup soli, z przerażeniem, ale i
niedowierzaniem wpatrując się w Riverę.
Nie pomyślał pan o tym, że ktoś mnie będzie
szukał?
Rivera z przekonaniem pokręcił głową.
RS
Nie wierzę. Diego pomyśli, że wróciła pani do
Nowego Jorku. Pani pokój i szafa będą puste, już ja się
o to postaram. A nawet jeśli zechce pani szukać, jest mi to
obojętne. Przecież podczas spaceru zawsze może się zda
rzyć nieszczęśliwy wypadek. I to najbardziej nieprawdopo
dobny!
Jego uśmieszek do reszty zmroził Susan. Próbowała
rzucić się do ucieczki, lecz błyskawicznie chwycił ją za
ręką,
Proszę się obejrzeć, senorita rzucił rozkazująco.
Przerażona Susan rzuciła wzrokiem za siebie i włos
zjeżył jej się na głowie. Niecałe dwa metry dalej droga
urywała się, a za nią ziała przepaść.
Nie jest taka głęboka, senorita Rivera uspokajał
ją kpiąco. Jego twarz wykrzywiał zły uśmiech. Jestem
wrażliwym człowiekiem. Nie mógłbym znieść, gdyby pani
spadła naprawdę z wysoka. Wystarczy mi, że nie będzie
mogła pani wspiąć się z powrotem. Bez raków nie da pani
rady... a tędy nikt nie chodzi, to wszystko.
Urągliwie spojrzał na Susan i wyciągnął dłoń chcąc
pogłaskać ją po policzku, lecz Susan nie czekała i po prostu
ugryzła go w rękę. Rivera zaklął, z trudem oswobodził rękę i
pchnął dziewczynę w stronę przepaści. Udało jej się jeszcze
złapać równowagę, ale Rivera był szybszy. Krzyknęła
przerazliwie spadając i miała jeszcze na tyle przytomności,
[ Pobierz całość w formacie PDF ]