[ Pobierz całość w formacie PDF ]
ciekawsze.
Bardzo skąpo odziane lub nawet całkowicie nagie kobiety dawały
przechodniom kuszące znaki.
Jezdzcy co jakiś czas mijali niewielkie świątynie. Obsceniczne malunki i rzezby dowodziły, że w
środku czczono tylko najwystępniejszych bogów.
Niebawem przybysze dotarli do Raju Wędrowca .
Ponieważ większość ludzi w mieście bawiła tu tylko przejazdem, zajazd był
olbrzymi. Zostawili konie pod opieką stajennych i weszli przez szerokie drzwi z belek. Zajazd był
zbudowany na wschodnią modłę. Na parterze znajdowała się wielka izba, wokół której wznosiły się
galerie prowadzące do pokoi na dwóch górnych kondygnacjach budynku. W środku sufitu znajdował
się wielki otwór, dający dzienne światło, a z boku wykładanej kamiennymi płytami sali
basen z fontanną. Po przeciwnej stronie było zagłębienie, w którym niewolnicy walczyli ze sobą lub
z dzikimi zwierzętami. Tego rodzaju sport był surowo zakazany w Aquilonii i zle widziany w
Nemedii, lecz cieszył się wielkim uznaniem wśród wszelkich szumowin i praktykowany był wszędzie
tam, gdzie nie sięgało ramię prawa.
Duża, wielojęzyczna grupa gości czyniła przerazliwą wrzawę. Taharka i jego ludzie znalezli stół na
środku sali. Niewolnik pośpieszył przynieść im coś do picia. Taharka wynajął miejsca dla swojej
kompanii oraz wierzchowców i zamówił posiłek. Wkrótce opychali się jadłem i żłopali wino,
podczas gdy nagie Nemedianki tańczyły lubieżnie na brzegu fontanny.
Tak, to się nazywa życie powiedział śniadoskóry herszt. Chyba na coś takiego się
zdecydowaliśmy, prawda? Wiedział, że tego rodzaju rzekome spoufalanie się było niezbędne do
utrwalania lojalności podwładnych. Dzięki temu mógł liczyć, że będą bez namysłu wykonywać jego
polecenia, a przez to w razie czego będzie ich łatwo poświęcić.
Najlepsze z możliwych powiedział Gunderlandczyk Gunter. Spojrzał na jamę do walk
gladiatorów. Ciekawe, czy dziś wieczorem będą walki. Mam ochotę obejrzeć prawdziwą męską
rozrywkę.
Taharka zobaczył, że do zajazdu wchodzi grupa argosańskich łowców niewolników zwalistych
łotrów w szerokich pasach z nabijanej ćwiekami skóry. Przerzucone przez ramiona nieśli zwinięte
bicze symbol ich profesji.
Ten widok sprawił, że Keshańczyk wpadł na nowy pomysł. Powoli zaczął
opracowywać zarysy planu, który zajął miejsce obok wielu innych, nieustannie goszczących w jego
umyśle.
Zobaczymy, Gunter. Może uda się namówić naszych gospodarzy, by
zapewnili nam taką rozrywkę. Moja sakiewka jest otwarta. Nic nie jest za dobre dla moich ludzi.
Jego stwierdzenie nagrodziły gromkie okrzyki. Był zadowolony, że tak tanio przychodzi mu zdobyć
uznanie kompanów.
Dzień mijał. Mężczyzni najedli i napili się do syta. Od czasu do czasu któryś dzwigał się od stołu i
oddalał się w towarzystwie łaskawych dziewcząt, oferujących biesiadnikom swoje wdzięki. W
końcu wracali, by dalej pić i jeść.
Gdy zapadł mrok, na dziedzińcu i galeriach zapalono pochodnie. Słudzy postawili na stołach świece
w świecznikach z elegancko kutego metalu lub po prostu w butelkach po winie. Wkrótce przez otwór
w dachu zaczął świecić bulwiasty księżyc. Uczta trwała dalej bez przeszkód. Taharka odchylił się w
krześle i rozejrzał się z zadowoleniem. Pił i jadł umiarkowanie, nie skorzystał
też z wdzięków wyrobnic miłości. Przyjemność czerpał z rozrywek bardziej wyrafinowanych, niż
uciechy zajmujące jego podwładnych, którzy zabrali się właśnie do gry w kości. Złowił spojrzenie
gospodarza zajazdu i przywołał go do stołu.
Przyłącz się do nas, gospodarzu! Napełnij kubek wybornym winem i zaszczyć nas swoją
obecnością! Wyglądasz na wielce strudzonego, niech na jakiś czas zajazdem zajmą się twoi słudzy.
Z przyjemnością, południowcu odrzekł mężczyzna. Usiadł z głośnym westchnieniem i nalał
sobie wina. Taka pora, że mam dużo roboty. Muszę harować dzień i noc, żeby zadowolić gości.
Wczoraj miałem obolałe nogi, a dziś już w ogóle ich nie czuję gospodarz upił głęboki łyk i
westchnął z zadowoleniem. Chociaż nie był stary, światło odbijało się od łysego czerepu.
Miał obfitą, sięgającą do pokaznego brzucha płową brodę, obwisłe policzki, rozbiegane oczka i
uśmiech na zawołanie, charakterystyczny dla wytrawnego oberżysty.
Podoba się ci tutaj, przyjacielu? Gdybyś potrzebował czegokolwiek, drobiazgu czy czegoś
poważnego, wystarczy że powiesz, a dostarczę ci to z przyjemnością, o ile tylko będzie to w mojej
mocy.
Raduje mnie twoja gościnność. Prawdę mówiąc, kilku moich kompanów pytało, czy urządzasz
dzisiaj walki niewolników?
Owszem, będzie dziś walka. Tutejszy kupiec trzyma sławnego ze swoich umiejętności gladiatora,
zaś poganiacz przybyłej dziś zamoranskiej karawany, wyjątkowo porywczy gość, chce mu rzucić
wyzwanie. Zapowiada się
wyśmienite widowisko.
Tylko jedna walka?
Niestety. Kilka lat temu mógłbyś obejrzeć u mnie nawet dziesięć walk. W
owym czasie królowie byli bardziej tolerancyjni. Lepiej też szedł handel z Zamorą, Brytunią i
Turanem, gdzie ceni się wiele prawdziwych rozrywek
obydwaj napili się, by wyrazić żal za dawnymi dobrymi czasami. Jednak rozesłałem ludzi
pochwalił się gospodarz zajazdu. Obiecali, że sprowadzą bojowego zingarańskiego byka i
hyrkańskiego tygrysa. Niestety, wrócą dopiero pod koniec jesieni.
To tak prowadzi się tutaj rozgrywki? spytał z niedowierzaniem Taharka. Od czasu do czasu
[ Pobierz całość w formacie PDF ]