[ Pobierz całość w formacie PDF ]
byli ze sobą zaprzyjaznieni, ani razu nie wspomniała o rodzi-
cach. To był jedyny temat, który stanowił w ich rozmowach
tabu.
- Powiedz mi, co o nich pamiętasz.
Wyprostowała się i ponownie spojrzała w rozgwieżdżone
niebo.
- Bardzo niewiele. Jakieś drobiazgi z dzieciństwa, takie
jak zapach perfum mamy, gest, którym głaskała mnie po
głowie. Pamiętam śmiech taty. Głośny, serdeczny, za którym
przepadałam.
Spojrzała na Travisa oczami, w których dostrzegł strach.
- Frannie... co się stało?
Dokończyła kawę i odstawiła kubek na ganek.
- Dorastanie bez rodziców zawsze pozostawia po sobie
pustkę, prawda?
Travis pomyślał o własnym ojcu, który zmarł, gdy on
sam miał piętnaście lat. Matka osierociła ich, gdy miał dwa-
dzieścia dwa lata. Obie śmierci pozostawiły pustkę, której nic
nie było w stanie zapełnić.
- To prawda. Takie rzeczy się jednak zdarzają i nic na to
nie poradzimy.
- Ale oddzielenie dziecka od żyjącego rodzica byłoby
okrucieństwem - stwierdziła.
Travis odczuł dziwny niepokój. Dokąd ta rozmowa
zmierza?
- Francine, co masz na myśli?
Wstała i podeszła do poręczy ganku, odwracając się do
niego tyłem. Poznał, że jest czymś zdenerwowana i jej nie-
pokój udzielił się także jemu.
- Francine, porozmawiaj ze mną - powiedział, wstając
S
R
i podchodząc do niej. Usiadł na ławce stojącej obok poręczy
ganku.
Zwróciła twarz w jego stronę, ale nie spojrzała mu
w oczy. Spoglądała przez jego ramię, jakby w ostatniej chwili
zabrakło jej odwagi.
- Gretchen jest twoją córką, Travis.
Miał wrażenie, że mówi do niego w niezrozumiałym ję-
zyku. Przez dłuższą chwilę jej słowa brzmiały w jego uszach
zupełnie bezsensownie, a on sam bezskutecznie próbował
przyjąć to, co usłyszał, do swojej świadomości.
Jak to możliwe? Co Francine próbuje mu powiedzieć?
Przełknął z trudem, starając się zachować zimną krew.
- Co przez to rozumiesz? - spytał napiętym z emocji gło-
sem.
- Gretchen ma cztery lata, nie trzy. Została poczęta w
noc przed moim wyjazdem do Nowego Jorku. - Wreszcie
odważyła się spojrzeć mu w oczy. - To twoja córka, Travis.
Radość. Szczęście, którego żadne słowa nie były w stanie
wyrazić. Gretchen jest jego córką... jego najdroższym skar-
bem. Nic dziwnego, że odczuwał do niej taki niezrozumiały
pociąg.
Jednak już po chwili pojawiła się złość. Kiedy zdał sobie
sprawę, ile stracił z dzieciństwa Gretchen, poczuł wściekłość.
Francine ukradła mu cztery lata z życia jego córki.
Wstał i ruszył w jej stronę.
- Jak mogłaś? Jak mogłaś ukrywać to przede mną przez
tyle lat?
Jego twarz był ściągnięta bólem, a oczy patrzyły na nią
z wyrzutem.
- Travis, byłam już w Nowym Jorku, kiedy zdałam sobie
sprawę, że jestem w ciąży.
S
R
- Dlaczego do mnie nie zadzwoniłaś? Mogłaś chociaż
napisać list. Miałem prawo wiedzieć - rzucił oskarżycielskim
tonem.
Francine skuliła się pod ciężarem jego zarzutów.
- Masz rację, miałeś prawo wiedzieć, ale wówczas było
kilka powodów, dla których postanowiłam nie mówić ci
o Gretchen.
- Jakie powody mogłaś mieć, żeby nie powiedzieć mi
o mojej własnej córce?
Spuściła wzrok, jakby nie mogła mówić, patrząc mu pro-
sto w oczy.
- Zawsze byłeś człowiekiem honoru, Travis. Wiedzia-
łam, że nalegałbyś, abyśmy się pobrali. Miałeś na głowie cho-
rą matkę i dwie młodsze siostry. Ostatnią rzeczą, której wów-
czas potrzebowałeś, była żona i maleńkie dziecko.
- Wiedziałaś, że nalegałbym, abyś wróciła do Coopervil-
le - powiedział gorzko. - Musiałabyś zrezygnować ze swoich
marzeń.
Skinęła lekko głową, jakby sama myśl o tym sprawiała
jej ból. Przynajmniej nie próbowała zaprzeczać.
- Być może to także odegrało jakąś rolę. Teraz nie jestem
już niczego pewna.
Przez dłuższą chwilę milczeli. Francine stała przy barier-
ce z opuszczoną głową. W Travisie wściekłość walczyła z
oszałamiającą radością.
Gretchen była jego córką! Była krwią z jego krwi, konty-
nuacją rodu. Była nie tylko dzieckiem z jego ciała, ale także
dzieckiem poczętym z miłości - z jego serca.
- Travis... tak mi przykro - szepnęła i położyła rękę na
jego ramieniu.
S
R
Strząsnął jej dłoń.
- Przykro? Czy ty w ogóle masz pojęcie, czego mnie po-
zbawiłaś? Nigdy nie trzymałem jej na rękach, gdy była nie-
mowlęciem. Nie widziałem, jak stawia pierwsze kroki. Każda
chwila z jej dzieciństwa jest dla mnie bezpowrotnie stracona.
Jej ciałem wstrząsnęło łkanie, a z oczu popłynęły łzy,
jednak Travis nie miał zamiaru jej pocieszać.
- Travis, próbowałam zrobić to, co wydawało mi się dla
wszystkich najlepsze. Kochałam cię.
Travis roześmiał się gorzko.
- Kochałaś? Francine, ty nie masz pojęcia, co to słowo
oznacza. - Cofnął się, jakby chciał nabrać dystansu do niej
i do tego, co mu przed chwilą wyznała. - Nie widzisz, co
narobiłaś? Jak mogłaś nie wiedzieć, ile to dla mnie znaczy
po tych wszystkich latach, które spędziliśmy razem? Co noc
słuchałaś moich opowieści o tym, jak bardzo pragnę mieć
rodzinę i zostać ojcem. - Tym razem to jemu wzruszenie
odebrało głos. Przerwał, mrugając energicznie powiekami,
by zgromadzone pod nimi łzy nie popłynęły z oczu. - Przez
pięć lat miałaś w ręku coś, co było moim marzeniem, i nie
pozwoliłaś mi się tym cieszyć. To nie jest miłość, Francine.
Nie sądzę, bym mógł ci to kiedykolwiek wybaczyć.
- Przepraszam - szepnęła. Zawahała się, jakby chciała
dodać coś jeszcze, ale rozmyśliła się. Zeszła z ganku i zniknę-
ła w ciemności.
Nie powinna była wyznawać mu prawdy. Siedziała przy
oknie w ciemnym pokoju, zalewając się łzami i wypominając,
że powiedziała Travisowi o córce. Miała nadzieję, że tej
nocy stanie się częścią jego życia, że jakoś uda im się zosta-
S
R
wić za sobą to, co minęło i zacząć budować wspólną przy-
szłość. Jakże była naiwna!
Nadszedł czas, żeby ostatecznie zdecydowała, czy chce
zostać w Cooperville, czy wracać do Nowego Jorku.
Nie sądzę, bym mógł ci to kiedykolwiek wybaczyć".
Słowa Travisa brzmiały jej w uszach, rozsadzały głowę. Jak
mogłaby zostać tu i patrzeć na niego każdego dnia, widzieć,
jak spotyka się z innymi kobietami, a może nawet... jak się
żeni? Patrzeć na to, jak buduje życie, w którym nie było już
miejsca dla niej?
Czymże byłoby dla niej takie życie - życie bez Travisa?
[ Pobierz całość w formacie PDF ]