[ Pobierz całość w formacie PDF ]
krewki Jake. Jednocześnie, niezależnie od szacunku, jakim darzyła Jego Królewską
Mość, nie mogła nie stwierdzić, że królewski dziadek działa zbyt pospiesznie i bez
żadnego wyczucia. Jake White nie jest człowiekiem, który bez szemrania
podporządkuje się czyimś rozkazom. A do tego ten żal, jaki nosi w sobie!
Philippe był inny. Uśmiechał się, przytakiwał, a potem i tak robił, co chciał.
Jake za to mówi otwarcie, co myśli. Stawia sprawę uczciwie. Nagle przestraszyła
się, że zaczyna być nielojalna wobec Philippe'a. Nielojalna? To są po prostu fakty.
Więc mu natychmiast palnąłem, że wygładzać mnie nie trzeba ciągnął Jake.
Chociażby dlatego, że wkrótce się stąd zmywam. Polityka mnie nudzi i nie mam
najmniejszego zamiaru uczyć się, jak rządzić krajem.
No to pięknie, westchnęła w duchu Clarissa. Miała dwadzieścia kilka lat i nigdy
jeszcze nie słyszała o kimś, kto odważyłby się sprzeciwić surowemu królowi
Guilliamowi.
A dziadek się wściekł, jak prawdziwy White. Matka opowiadała, że taki był
też ojciec. Po prostu wybuchał.
Prawdziwy LeBlanc.
Słucham?
LeBlanc. White to angielska wersja...
Przecież wiem! Matka zmieniła nazwisko, kiedy szanowna rodzina męża
wyparła się jej i jej dziecka. To była taka mała, prywatna zemsta Maggie, ale
mniejsza z tym. Powiedz mi, czemu dziadek tak się wścieka?
Przecież wiesz. Jesteś jedynym następcą tronu.
Rozumiem. Dla niego tylko to się liczy. Szkoda, że nie potrafi dostrzec w
nikim człowieka.
Czyli jasne. Dziadek i wnuk wstąpili na pole minowe. Ale to nie jest jej sprawa.
Wykonała swoje zadanie, sprowadziła Jake'a do Marique i zważywszy wczorajsze
wypadki w labiryncie, dała z siebie więcej, niż od niej oczekiwano.
Clarisso? Opowiedz mi o tych górach, tam, na horyzoncie.
Jej oczy rozbłysły, jak zawsze, kiedy zachwalała przed nim uroki Marique. A
teraz popłynął istny potok zachwytów na cześć gór, jedynych w swoim rodzaju, i
nieprawdopodobnego piękna każdej z czterech pór roku. Jake słuchał tego jednym
uchem, w duchu ciągle przeżywał starcie z dziadkiem. Faktycznie, może trzeba
było zachować więcej zimnej krwi. To przecież zakładał jego plan. Dobrze,
szanowny dziadku, wedle rozkazu. Dziś, jutro i pojutrze. A jak będziesz już
pewien, że mnie urobiłeś, ta powiem ci, o właśnie, po francusku: adieu! Niech
staruszek posmakuje, jak to jest, kiedy ktoś komuś pokazuje figę. Tak jak on
pokazał Maggie. Chryste! Gdyby ona tak nie harowała może żyłaby do dziś?!
Nagle dotarło do niego, że Clarissa cały czas coś opowiada. I dobrze, niech
mówi, o byle czym, niech odciągnie go tych myśli, bo jeszcze chwila i naprawdę w
nim się zagotuje.
Zliczna dziewczyna. Po angielsku mówi wspaniale, z leciutkim francuskim
akcentem, co właściwie jest urocze. W ogóle jest bardzo miła, jednak zbyt często
go obserwuje, i to jakoś dziwnie uważnie. Hm... Czyżby coś knuła? Wczoraj
wprawdzie całowali się, ale ona jest przecież na usługach dziadka, jego życzenie
jest dla niej rozkazem. A jeśli ten zdesperowany starzec, czując, że korona i
majątek mogą wnuka nie skusić, postanowił podsunąć mu jeszcze jedną przynętę?
Mata Hari [Tancerka holenderska, słynna kobieta-szpieg z czasów I wojny światowej.] z Marique.
Zmiechu warte... Ciekawe, czy dalej będzie chętna uciekać się do takich środków,
jakie zastosowała wczoraj w labiryncie?
Clarisso, gdzie tu w pobliżu można coś zjeść?
Zatrzymajmy się w La Rouchere, to najbliższe miasteczko.
Nie minęło dwadzieścia minut, a siedzieli przy jednym z kawiarnianych
stolików wystawionych na trotuar. Była to niewielka, boczna uliczka, zadziwiająco
jednak zatłoczona.
Dziś jest dzień targowy wyjaśniła Clarissa. Na sąsiedniej ulicy ruch
samochodowy jest wstrzymany i kupcy rozstawiają stragany. Możemy tam się
potem przejść.
Clarissa, ma chere! Quelle surprise!
Wysoka, elegancka kobieta, ubrana na czarno, serdecznie ucałowała Clarissę w
policzek. Jake wyłowił z potoku niezrozumiałych słów: Amerique i JeanAntoine, a
więc czarna dama poinformowana była o wyjezdzie Clarissy za ocean.
Wasza Wysokość zwróciła się do niego nagle Clarissa, przechodząc na
angielski. Czy wolno mi przedstawić? Panna Jeannette Duval, jedna z moich
bliskich znajomych.
Tego nie przewidział. Ale od czego refleks... Zerwał się, ucałował dłoń damy i
chyba nawet zgrabnie udało mu się powiedzieć zasłyszaną kiedyś formułkę:
Enchante, mademoiselle!
W oczach Jeannette widać było przerażenie i zachwyt.
A więc to właśnie...
Tak, to książę JeanAntoine wyjaśniła Clarissa. Jego Wysokość raczył
[ Pobierz całość w formacie PDF ]