[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Przez jej myśli przewinęło się kilka scenariuszy, ale żaden z nich nie uspokoił jej w
najmniejszym stopniu. Jej myśli wciąż były nieuporządkowane, gdy usłyszała kroki
Aleksa. Naciągnęła na siebie prześcieradła, jak gdyby mogły obronić ją przed konsek-
wencjami tego, co się między nimi stało.
Alex pojawił się w drzwiach, niosąc na tacy dwie filiżanki aromatycznej kawy. Nic
nie mogła poradzić na to, że na jego widok zalała ją fala pożądania.
- Dzień dobry - powitał ją, podchodząc do łóżka.
Nie wygląda na kogoś, kto ma jakikolwiek problem z tym, co się wydarzyło po-
przedniej nocy, pomyślała, gdy stawiał kawę na nocnym stoliku. Ale kto wie? Może tyl-
R
L
T
ko tak udawał, aby zaatakować w najmniej przewidywalnym momencie i poinformować
ją, że reprezentacją interesów Jenny najlepiej się zajmie jego własny zespół? W każdym
razie prawdopodobnie nikt z jego zespołu nie wskoczył mu do łóżka przy pierwszej
nadarzającej się okazji.
Phoebe usiadła, mimo że miała ochotę schować się pod kołdrą.
- Dzień dobry - wymruczała.
Alex pochylił się i pocałował ją. Odsunęła się nieufnie.
- Phoebe? - spytał, spoglądając na nią z niepokojem.
- Tak?
- Co się stało?
- Nic.
Alex zmarszczył brwi.
- Czy żałujesz tego, co się stało zeszłej nocy?
- Nie. Tak. Być może. A ty?
- Absolutnie nie.
- Och... - odetchnęła z ulgą. - Cieszę się.
- Więc, o co chodzi?
- Zastanawiałam się tylko, co będzie z moją pracą.
Alex wyraznie się rozluznił.
- Tylko o to chodzi?
- Tylko? Czy ty nie rozumiesz, jak bardzo to jest dla mnie ważne?
- Domyślam się.
- Wiesz, jak bardzo mi zależy na tej pracy. Zrobiłabym wszystko...
- Wszystko?
Phoebe zarumieniła się.
- No, nie do końca wszystko. Mam nadzieję, że nie myślisz, że poszłam z tobą do
łóżka tylko po to, żeby zapewnić sobie tę posadę.
- Wcale tak nie myślę. A tak było? - zapytał, uśmiechając się.
R
L
T
- Nie! Oczywiście, że nie - zapewniła żarliwie. - Poszłam z tobą do łóżka, ponie-
waż... to napięcie między nami osiągnęło już wszelkie granice i nie mogłam dłużej za-
przeczać, że bardzo cię pragnę. Miałeś rację. Ta... jak to nazwałeś?
- Chemia?
- Tak, ta chemia między nami... Nic nie mogłam na to poradzić.
- W takim razie cieszę się, że to sobie wyjaśniliśmy.
- Nie do końca.
- Czy możesz mi więc wreszcie pomóc zrozumieć, w czym problem?
- Po prostu mi powiedz. Mam tę pracę czy nie?
- Masz.
Phoebe z ulgą upadła na poduszki, ale nagle opanował ją lęk.
- To nie ze względu na wczorajszy wieczór, prawda?
- Oczywiście że ze względu na wczorajszy wieczór, ale nie tę jego część, o której
myślisz. Wypełniłaś warunki umowy, którą zawarliśmy. Doskonale się z niej wywiąza-
łaś. Twoja strategia była bardzo błyskotliwa.
- Rozumiem więc, że nie masz nic przeciwko temu, abym nadal pracowała dla Jen-
ny?
- Zgadza się.
- Mogę mieć to na piśmie?
- Czy to nie za wiele? - zażartował.
Phoebe pochyliła się w jego stronę i pocałowała go.
- Myśl o tym, że możemy stracić kontrolę, doprowadza nas do szaleństwa, prawda?
- Nie o takie szaleństwo nas podejrzewałem, ale myślę, że będę mógł się do niego
przyzwyczaić. Bardzo mi się to podoba - dodał, oddając pocałunek.
Alex spojrzał jej głęboko w oczy, a Phoebe poczuła, że mógłby zajrzeć do głębi jej
duszy. Nagle usłyszeli ostry dzwięk dzwonka telefonu.
- Myślałam, że nie masz tu telefonu - stwierdziła, zaskoczona.
- To satelitarny telefon - wyszeptał, całując ją w szyję.
- Czy nie powinieneś go odebrać?
- Za pózno.
R
L
T
Telefon przestał dzwonić i włączyła się automatyczna sekretarka.
- Więc nawet tutaj dopadła cię cywilizacja. Nie możesz się bez niej obejść?
- Gdzie byśmy byli, gdyby nie cywilizacja.
- W epoce kamiennej - powiedziała miękko. - W zasadzie już cię widzę, jak ubrany
w skóry i futra polujesz i zbierasz drzewo.
- A ja widzę cię w mojej jaskini, czekającą na mój powrót, żebym mógł zaspokoić
twoje pragnienia.
- Nie siedziałabym bezczynnie, czekając - zaoponowała. - Przyozdabiałabym jaski-
nię. Budowałabym wzory z muszli i kolorowych kamyków znalezionych na plaży. Ry-
sowałabym na ścianach. Albo siedziałabym przy ogniu z innymi kobietami, które opo-
wiadałyby mi, jak wysłały swoich mężów po owoce, a oni wrócili z krwawym kawał-
kiem mamuta.
Alex roześmiał się serdecznie.
- Poza tym to by była nasza jaskinia. Nie tylko twoja.
Po tych słowach Alex odsunął się od niej nagle i Phoebe zaczęła się zastanawiać,
co powiedziała nie tak.
- Alex?
- Phoebe - stwierdził suchym tonem, który sprawił, że zadrżała. - Zanim zaangażu-
jemy się w to dalej, musisz wiedzieć, że ja nie szukam kogoś, z kim mógłbym dzielić ja-
skinię.
Pewnie nie. Na zdjęciach z ostatnich pięciu lat tylko dwa razy widziała go z tą sa-
mą kobietą.
- To ty wspomniałeś, że czekam na ciebie w jaskini.
- Tak, ale nie mówiłem nic o jej dekorowaniu.
- Mój błąd w takim razie. Zresztą wcale nie przepadam za dekoratorstwem.
- Chyba nie rozumiesz, o co mi chodzi.
- Doskonale rozumiem, o co ci chodzi. Nie obawiaj się. Nie będę ci się narzucać.
Ostatnia rzecz, jakiej potrzebuję w tym momencie, to poważny i zobowiązujący związek.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]