[ Pobierz całość w formacie PDF ]

52
Wtem targn¹³ cisz¹ g³os dzwonka: trzy ostre, dojmuj¹ce uk³ucia. Automaty po¿arowe gra³y.
W stra¿nicy wszcz¹³ siê nag³y ruch, przemyka³y pod oknami w nerwowym poSpiechu jakieS
postacie. Szponar z bij¹cym sercem studiowa³ wskazówki automatu. Ka¿da chwila przynosi-
³a mu nowe szczegó³y, sprecyzjowane na minutê, sekundê. Stra¿ak wlepi³ oczy w lSni¹c¹ pla-
tynow¹ tarczê, ale je wnet zamkn¹³ z powrotem. Jak gracz niepewny karty trzyma j¹ d³ugo
pod rêk¹, zanim odwróci i chwilê zgaduje - tak po¿arnik nakry³ trwo¿nie powiekami oczy
i ba³ siê spojrzeæ w twarz prawdzie. Wreszcie podniós³ je, wpijaj¹c g³odne spojrzenie w apa-
rat. Tu ju¿ by³a odpowiedx gotowa: zwiêz³a, wyraxna, nieub³agana.
- Gore! Dzielnica IX. Garbarze. M³ynarska.
Szponar zachwia³ siê i zblad³. Przeczucie nie omyli³o go. Tak - to by³o tam - na pewno!
Gdzie¿ by indziej? Niew¹tpliwie pali³o siê u Duchniców! Ogniowa kalwaria rozpoczyna³a siê
od nowa. Ju¿ w trzecim tygodniu s³u¿by! Zawierucha bólu i buntu przegiê³a go na chwilê ku
ziemi Lecz siê przemóg³. Nie by³o czasu do namys³u; nale¿a³o dzia³aæ, wydaæ rozkazy, obj¹æ
dowództwo.
Ju¿ gra³a na alarm tr¹bka, zwo³uj¹c pogotowie, ju¿ drzemi¹cy jeszcze przed chwil¹ pompie-
rzy przypasywali pospiesznie gurty, nak³adali sz³omy, przerzucali przez plecy zwoje sznurów
i linewek ratunkowych.
Sier¿ant wybieg³ ze stra¿nicy na dziedziniec. Tu pod wspinalni¹ i w magazynie wrza³y ju¿
gor¹czkowe przygotowania do wymarszu. Przez szeroko rozwarte wierzeje wyprowadzano ze
sk³adu parê sikawek, wyjecha³ samochód rekwizytowy i dwie kominiarki do wy³¹cznej dys-
pozycji za³ogi. W blasku reflektorów po³yskiwa³y na g³owach metalowe kaski, zapala³y siê
zimne Swiat³a w obuszkach toporów.
Szponar, spokojny ju¿ i zrównowa¿ony, wydawa³ zlecenia. DonoSnie brzmia³ na dziedziñcu
glos jego równy, pewny, mêski.
- Wentyle w porz¹dku? - rzuci³ w pewnej chwili pytanie.
Parê pos³usznych ramion pochyli³o siê w lot ku t³okom sikawek i przeprowadzi³o próbê.
- Panie sier¿ancie, meldujê, ¿e wentyle graj¹ - zg³osi³ rezultat jeden z pompierów.
- Dobrze. Hej, ch³opcy! - krzykn¹³ zajmuj¹c stanowisko na jednym z wozów - komu w dro-
gê, temu czas! Z Bogiem, ruszajmy!
Zadrga³a w powietrzu rzeSka pobudka tr¹bki As, rozskoczy³y siê na obie strony skrzyd³a bra-
my wyjazdowej i wSród zgie³ku hubek, w krwawym Swietle zapalonych pochodni runê³y w ci-
szê ulic wozy po¿arników: na czele pêdzi³ w szalonym tempie samochód z rekwizytami, za
nim drugi zje¿ony ¿ebrami drabin, wid³ami, d¿aganami i tiumnicami, z potê¿nym zbiornikiem
wody w poSrodku, za nim dwie sikawki typu  Matador z czeladzi¹ do obs³ugi, na koñcu auto
osobowe z za³og¹ pod dowództwem sier¿anta...
By³a trzecia nad ranem, g³ucha, listopadowa noc. Gwa³towny wiatr wypada³ z parowów ulic
i zau³ków i miota³ w oczy ca³e przygarScie prochu, py³u i brukowego kurzu. Sk¹dS, z ogro-
dów, lecia³y z¿Ã³³kle tuleje jesiennych liSci i z suchym szelestem toczy³y siê po p³ytach chod-
ników...
Minêli Aleje, skrêcili na Rwiêtojañsk¹. Z dala, ponad wie¿ami farnego koScio³a, gorza³a ³una
po¿arów. W oknach ukazywa³y siê wylêknione g³owy, w bramach zaspani dozorcy; na pla-
cach zaczê³y skupiaæ siê gromadki ludzi.
A w puste, wyd³u¿one pierzejami latarñ ulice wpada³y zwoje dxwiêków ostrych, krzykliwych,
odezwy po¿arniczych hubek, g³os tr¹bki As metaliczny.
53
- Gore! Gore!
Docierali do placu Sw. Ducha. Sponad zrêbów kamienic strzeli³y w niebo krwawe siklawy
ognia, wi³ siê dym w czarnych, ¿a³obnych przegubach. W powietrzu czuæ by³o ju¿ sw¹d spa-
lenizny, s³ychaæ wzrastaj¹cy wci¹¿ zgie³k ludzi...
Minêli plac, lotem strza³y okr¹¿yli budynek poczty i z wSciek³¹ furi¹ runêli w ujScie M³ynar-
skiej. Tu w g³êbi po lewej uderzy³a w oczy groxna krasa po¿aru. Pali³ siê trzypiêtrowy dom
kupca Duchnica. Ogieñ, wybuch³y na wysokoSci pierwszego piêtra, podsycany bez przerwy
podmuchami jesiennego wiatru, ogarn¹³ w przeci¹gu kwadransa wy¿sze piêtra i siêga³ ju¿
purpurow¹ wstêg¹ po parter. Mimo nocnej pory wko³o jasno by³o jak w dzieñ. WSród krzyku
ludzi i trzasku p³omieni wpad³o pogotowie na du¿y, w tej chwili tysi¹cem iskier zasypany
skwer przed kamienic¹. Przyj¹³ ich piekielny zgie³k i jêki. Na ulicy wko³o domu le¿a³y stosy
wyrzuconych z pomieszkañ sprzêtów, ca³e ha³dy kufrów, szaf, kobierców w dzikim chaosie
nie³adu.
Po¿ar wybuch³ tak nagle i rozszerzy³ siê tak szybko, ¿e wiele osób zdo³a³o zaledwie «umkn¹æ
w samej bieli¿nie. Innym drogê odciê³y buchaj¹ce z dolnych piêter p³omienie, ci pozostali
w p³on¹cym domu, czekaj¹c pomocy stra¿aków. Co chwila ukazywa³y siê w oknach wybla-
d³e twarze nieszczêSliwych, daremnie ¿ebrz¹c o ratunek, który nie nadchodzi³. JakaS kobieta,
przywiedziona czekaniem do rozpaczy, rzuci³a siê z drugiego piêtra na bruk i skona³a na miej-
scu. Na ten krytyczny moment nadjechali po¿arnicy. W mgnieniu oka usuniêto z ulicy ga-
wiedx i u³o¿ono liniê wê¿ow¹ od domu do brzegu s¹siedniej rzeki. Zanim gumowe ssawki
nabra³y dostateczn¹ iloSæ wody do zbiornika, rozpoczê³y sw¹ dzia³alnoSæ potê¿ne ekstinkto-
ry. Dzielny  Rese i  Matador , zasilane gorliwie przez podrêczne hydrofory, natar³y strumie-
niami wody na ognisko po¿aru:
pierwsze piêtro i parter. RównoczeSnie przystawiono do muru piêæ drabin wysuwalnych i dwa
gêsiorki. Unosz¹c praw¹ rêk¹ wysoko w górê pr¹dnicê wê¿a, wspi¹³ siê pierwszy na szczeble
sier¿ant Szponar.
- Za mn¹, ch³opcy! - zachêci³ gromkim g³osem towarzyszy.
SzeSciu po¿arników, zagrzanych jego przyk³adem, zaczê³o wstêpowaæ po drabinach ku za-
gro¿onym piêtrom; za nimi w Slad pe³za³y ku górze wê¿e wylotowe, przymocowywane po
drodze podwi¹zkami do ³at i szczebli. Dosi¹g³szy poziomu pierwszego piêtra, puSci³ Szponar
mocny, zeSrodkowany pr¹d wody do mieszkania naprzeciw, w którym k³êbi³y siê gêste runa
ognia i dymu. Czerwona topiel na chwilê wklês³a gdzieS w g³¹b, ods³aniaj¹c wnêtrze pokoju
na pó³ ogo³oconego ze sprzêtów.
- St¹d chyba ju¿ uciekli - wyci¹gn¹³ szybki wniosek. I pozostawi³ opiekê nad pierwszym piê-
trem dwom towarzyszom, którzy dogonili go tymczasem.
Poniewa¿ drabina nie wysuwa³a siê wy¿ej, przeto zaczepi³ siê karabiñczykiem o przedostatni
jej szczebel na poziomie pasa, chwyci³ podan¹ mu z do³u przez kolegê drabinkê hakow¹ [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • sklep-zlewaki.pev.pl