[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Savannah wystawiła płomiennorudą głowę z drzwi swojego pokoju.
Idziesz na lunch?
Amy jeszcze nie zdążyła potwierdzić, gdy ktoś chwycił ją od tyłu za
ramiona. To była Amber Thuy z zespołu Savannah.
Jeśli tak, to chciałabym sałatkę. A do której knajpy?
Do Martinottiego! zawołał Eric, znikając w magazynie.
Napiszcie, co chcecie, to zamówię zwróciła się Amy do koleżanek.
Teraz muszę zadzwonić. Przeszła do recepcji i szybko wybrała numer
Elmwood House, gdzie mieszkała jej babcia.
Dyrektorka Kay Dolman odebrała po pierwszym sygnale i w tym
samym momencie w drzwiach stanął Jared Taylor. Wyglądał niezwykle
przystojnie w grafitowym pół golfie i czarnej skórzanej marynarce. Zerknął
na przegub, a potem przeniósł wzrok na wiszący na ścianie zegar.
Amy, nie odrywając słuchawki od ucha, skinieniem odpowiedziała na
jego ukłon.
Bardzo przepraszam powiedziała do telefonu zechce pani
chwileczkę poczekać... Serce waliło jej mocno, nie wiadomo, czy z
powodu zatroskanego tonu dyrektorki, zwiastującego kłopoty, czy na widok
szerokiego uśmiechu, jakim powitał ją Jared Taylor. Na konsolce oprócz
jednego migającego światełka zapaliło się drugie. Linia Candace.
Jest pani zajęta zagadnął J.T. Następnie, z miną, jakby chciał
powiedzieć coś innego, zapytał: Zastałem panią Kelton?
37
RS
Rozmawia przez telefon. Może pan usiądzie. To na pewno nie
potrwa długo. Z trudem odrywając wzrok od jego szerokich ramion,
wróciła do przerwanej rozmowy. Bardzo przepraszam. Mówiła pani, że z
moją babcią wszystko w porządku. Skoro tak, to o co chodzi?
J.T. kątem oka widział, jak Amy podnosi się z krzesła za biurkiem. Nie
wiedział, czy robi to dlatego, by nie słyszał, co mówi, czy też zaskoczyło ją
coś, co usłyszała.
Zamykacie? Cały dom? W jej głosie brzmiało szczere
niedowierzanie. Przecież mówiła pani, że gwałtowne zmiany jej nie służą.
Przez dłuższą chwilę słuchała w milczeniu, z coraz większym
zatroskaniem. W końcu sięgnęła po notatnik.
Z tego, co J.T. udało się wyłapać, zrozumiał, że coś się dzieje z babcią
dziewczyny. Pamiętał prawie wszystko, co mówiła w windzie. Wyczuła jego
zniechęcenie i brak entuzjazmu dla nowego przedsięwzięcia. Opowiadając o
nurkowaniu, sprawiła, że zapragnął zniknąć na parę dni, wypłynąć w morze
jachtem... Karcąc się w duchu za podsłuchiwanie, wyjął z kieszeni telefon
komórkowy i zaczął sprawdzać wiadomości. Ostatnie osiem dni spędził w
Seattle na naradach z Grayem. Unikając ojca, pracowali nad rozbudową
placówek firmy na miejscu i w Jansen w stanie Waszyngton. J.T. stawiał
sobie za punkt honoru dotrzymanie każdego terminu, a im projekt był
bardziej skomplikowany, tym bardziej się mobilizował.
Zawsze mierzył wysoko. Niezależnie od tego, czy chodziło o sport,
karty czy o nieruchomości. Pracował ciężko i grał ostro, nie kryjąc, że
pociąga go wszystko, co niesie ze sobą ryzyko, nie naruszając przy tym
prawa. Jego biznesowi partnerzy dobrze o tym wiedzieli; mogli z góry
zakładać, że przed niczym się nie zawaha i dotrzyma zobowiązania. A w
38
RS
kwestii osobistych zobowiązań... Cóż, po prostu żadnych nie podejmował.
Tyle razy sam doznał zawodu, że wolał unikać niepotrzebnych rozczarowań.
Prace w Seattle przebiegały zgodnie z planem, mógł więc w pełni
skupić się na budowie pod Nowym Delhi. Przedsięwzięcie miało zostać
ukończone za rok. Przez niedorzeczne ultimatum ojca mogło się okazać, że
J.T. osobiście nie doprowadzi do końca ani tego, ani żadnego innego
projektu HuntComu.
Dlatego powinien był zaprosić Candace na kolację. Tyle że do tej pory
nie znalazł na to czasu.
I nie można zebrać funduszy?
Odruchowo nadstawił ucha. Amy słuchała, kiwając głową. Wydawało
mu się, że widzi smutek w jej ciemnych oczach. Odniósł wrażenie, że jest
bardziej zalękniona niż wtedy w windzie. Powiedziała do osoby po drugiej
stronie linii, że zadzwoni, jak przemyśli sprawę, bo przecież coś trzeba
zrobić, po czym z westchnieniem odłożyła słuchawkę i wcisnęła guzik w
konsoli.
Jest pan Taylor. Mam go wprowadzić? Dobrze.
Odwróciła się z uprzejmym uśmiechem, najwyrazniej nauczona
skrywać osobiste troski.
Candace zaraz do pana wyjdzie.
Zastanawiał się, jak często jest zmuszona tłumić w sobie emocje.
Sądząc po tym, jak szybko przybrała maskę profesjonalizmu, można było
przypuszczać, że ma niemałą praktykę.
Nie ma pośpiechu odparł J.T., choć nienawidził czekać. Nie zwykł
snuć domysłów, kiedy istniała możliwość uzyskania jasnej odpowiedzi.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]