[ Pobierz całość w formacie PDF ]
słynny apartament małżeński - wskazała na jedną ze ścian - dopóki tutaj pozostaniemy.
Możemy też zatrzymać ten pokój za starą cenę. Spójrz. - Otworzyła drzwi do sąsiedniego
pomieszczenia, w którym znajdowało się jedno łóżko i kuchenna wnęka. - Możesz spać tutaj.
Ja zostanę tam z dziewczynkami. Będziemy mieli chociaż trochę więcej miejsca i spokoju.
Rano będzie można zaparzyć kawę i zrobić coś do jedzenia, zamiast narażać nasze
wnętrzności w jadalni na dole. Kupię jutro coś do jedzenia. -Wyjęła butelkę whisky i nalała
sobie trochę. - A wracając do młodego Dennisa i jego pracy w naszym domu. Mówi, że
pójdzie szybciej, jeśli pomożesz mu w weekendy. Będzie ciężko, ale damy radę. Nie może
być gorzej niż tutaj. Dalsze prace potrwają do końca jesieni. Jego zdaniem przydałaby nam
się prądnica, piec gazowy i kilka butli z propanem. Może skontaktować się z facetem od
buldożera, żeby wyrównał drogę z domu do starej fabryki rękawiczek. Twierdzi, że może to
zrobić nawet jutro, jeśli nas na to stać. Powiedziałam, że tak, bo nie mamy wyjścia. Ale
przede wszystkim trzeba zacząć od zbudowania choćby prowizorycznej przystani, żeby
Dennis mógł przypływać i odpływać, żeby miał jak transportować materiały budowlane. Zna
faceta, zapomniałam, jak się nazywa, który budował przystanie na całym wybrzeżu. Jest już
na emeryturze, ale z taką robotą uporałby się w kilka dni, gdyby miał ludzi do pomocy przy
cięższych pracach. Dennis mówi, że byłoby o wiele szybciej łodzią, zamiast jezdzić dookoła.
Quoyle przytaknął jej, lecz jego twarz pozostała obojętna.
100
Ciotka westchnęła. Pomyślała, że gdyby potrafiła zedrzeć swoje stare ciało aż do młodych
kości, to sama by wszystko zrobiła. Potrafiłaby uporać się z nową pracą, nauczyć się pływać
łodzią, odbudować dom i zapomnieć o stracie drugiej osoby, która ją oszukiwała. Wyciągnęła
plik kartek pokrytych szkicami i długimi kolumnami liczb i rozłożyła je na stole. Grube palce,
obcięte prosto paznokcie.
- Szkoda, że nie mogę znalezć mojego kalkulatora - powiedziała. - Dennis wciąż coś oblicza,
dodaje po trzy razy, gubi się w tym. Zdaje się, że ja też już nie potrafię dodawać. A mówią,
że człowiek nigdy się nie zestarzeje, jeśli będzie liczył coś dziesięć razy dziennie. W takim
razie bankierzy powinni być geniuszami, a wcale tak nie jest. To największe matoły na
świecie.
Quoyle obrócił swoje krzesło, udając zainteresowanie. Mężczyzna okazuje obojętność
wobec zagadnienia drogi prowadzącej na cypel, do jego rodowej siedziby".
- Największy problem to ocieplenie domu. Jak już się wprowadzimy, nie będzie można
całkowicie zerwać tynku z listwami. Za dużo pyłu. Ale on wymyślił coś innego. Powiedział, że
można by wbić nowe kołki w ściany, potem dać izolację i założyć na nią okładzinę.
Mielibyśmy podwójne ściany. Szczególnie, że nie chcę na zewnątrz tego paskudztwa z
winylu. Och, powiedział. Ta winylowa oblicówka daje dużo ciepła, nie trzeba jej malować,
można kupić na raty". A ja mu na to: Nie chciałabym tym obić nawet własnej trumny".
Dwoma łykami wypiła swoją whisky, pobrzękując jedną kostką lodu. Quoyle za zdziwieniem
zobaczył, że jeszcze sobie nalewa. Straciła swego starego psa.
- Co masz zamiar zrobić z Warren?
- Nie ma sensu próbować jej grzebać powiedziała. - Tutaj jest wszędzie skała.
Chciałabym zabrać ją na morze i urządzić jej morski pogrzeb. Wiesz, taka krótka ceremonia,
kilka słów. Pomyślałam, że przejadę się wybrzeżem i poszukam odpowiedniego miejsca.
Oddam ją falom. Biedna Warren. Nie zdążyła zaznać tutaj szczęścia. Nie zdążyła
zakosztować prawdziwego spaceru, porządnego spaceru brzegiem morza. Psy to uwielbiają.
- Kupiłem dzisiaj łódz. Szkoda, że nie mam silnika. Moglibyśmy zabrać Warren na morze.
Gdybym tylko wiedział, jak się pływa łodzią.
-Nie!
- Tak. Ale Jack Buggit twierdzi, że to szmelc. Zważywszy
101
jednak, ile za nią zapłaciłem, można powiedzieć, że facet mija podarował. Pięćdziesiąt
dolarów. To znaczy, chciałem powiedzieć, że nawet jeśli nie jest najlepsza, to była
przynajmniej bardzo tania. Wynająłem przyczepę. Teraz muszę postarać się o silnik. Mogę
się na niej uczyć pływać. Ciotka zerknęła przez okno na parking.
- Stąd nie widać - powiedziała. - Ale dobrze zrobiłeś. Może popłyniesz kilka razy z Dennisem
i przyjrzysz się, jak to się robi.
- Słyszałem dzisiaj historię Dennisa, a przynajmniej jej część. Rozległo się pukanie do drzwi,
dziwnie rytmiczne pukanie.
Znowu to samo niespokojne bębnienie, jakby perkusista uderzał palcami w napiętą skórę
bębna. Gdzie on to słyszał? Ach tak, Nutbeem.
- Witam, witam - odezwał się Nutbeem.
Jego długie nogi przypominały rozwierające się i zamykające nożyczki, gdy szedł przez
pokój, by uścisnąć dłoń ciotki i wręczyć jej butelkę vin du France reserue de Terre Neuve.
Uścisnął też dłoń Quoyle'a i rozejrzał się uśmiechnięty, jakby podziwiał nowe widoki. Usiadł
na krześle stojącym najbliżej Warren; jego zgięte kolana znalazły się całkiem blisko ramion.
Zerknął na zawiniątko.
- Pomyślałem sobie, że zajrzę - powiedział. - Opowiem ci do końca o mojej łodzi. W redakcji
nie da się pogadać. Mam na zbyciu węzłówkę, dam ci do twojej łodzi. Stary Buggit wściekł
się, jak ją zobaczył, ale może ci się przydać. Tylko bądz ostrożny. Z nikim innym nie mogę
tutaj pogadać. Nie gadałem z nikim od czasu mojego przyjazdu. Osiem miesięcy. Przez
[ Pobierz całość w formacie PDF ]