[ Pobierz całość w formacie PDF ]
czegoś, co dawało jej ogromną przewagę. Gdyby do teraz zachowała klingę i mroczne
życzenie, mogłaby z obu skorzystać. Pojąłem, jak bardzo się poświęciła.
Nagle wykonała piruet, odskoczyła od wroga, obracając się w lewo i cofając w stronę stołu.
Zacząłem się martwić. Taktyka zabójczym nie wydawała się rozsądna. Z większej odległości
wojownik mógł ponownie, już skutecznie, posłużyć się śmiercionośną kulą. Zaczął wywijać
nią nad głową, coraz szybciej i szybciej. Gotował się do zadania morderczego ciosu.
Grimalkin ruszyła ku niemu. Zdawałoby się, że przyjęła pozycję idealną, by rywal skutecznie
uderzył. Jakby czekała, aż zmiażdży ją kolczasta kula. Serce podeszło mi do gardła. Sądziłem,
że zbliża się koniec. Kiedy jednak broń opadła, wiedzmy zabójczym już w poprzednim
miejscu nie było. Kula rąbnęła w stół z potworną siłą, strącając na podłogę półmiski oraz
kielichy. A wtedy Grimalkin znów ruszyła do bitewnego tańca, celując wprost w szczelinę
hełmu kryjącą niewidoczne lewe oko przeciwnika. Klinga trafiła w cel. Salę napełnił
przerazliwy okrzyk bólu.
W mgnieniu oka zapadła ciemność, owiało nas lodowate powietrze. Działały tu potężne,
mroczne moce. Zakręciło mi się w głowie, sięgnąłem do stołu, by się przytrzymać. Echo
wrzasku ucichło. W wielkiej sali zapadła cisza. Potem, w ciemności, ujrzałem dwoje
błyszczących oczu, zbliżających się ku nam od strony dziury w podłodze.
I znów zajaśniało światło, a my siedzieliśmy przy stole - choć nie pamiętałem, byśmy
zajmowali miejsca. Zaścielające podłogę półmiski i kielichy wróciły na blat. Grimalkin także
była tam, gdzie przedtem.
Mroczny wojownik znów stał naprzeciw nas, trzymając w dłoniach długi miecz i kryształowy
kielich. Czy to ten sam człowiek? Czy mroczne czary przywróciły go do życia? Zupełnie
jakby pojedynek z Grimalkin w ogóle się nie wydarzył.
- Mojej pani potrzeba strawy. Musi napić się ciepłej krwi z ciała chłopaka! - oznajmił,
ponownie wskazując mnie mieczem. - Napełnij czarę!
Gdy grozny rycerz uniósł kryształowy kielich, serce zatrzepotało mi w piersi ze strachu.
- Zwyciężyliśmy, dziecko - wyszeptała mi do ucha Grimalkin tryumfalnym tonem. -
Nie żąda już twojego życia - tylko tego, byśmy napełnili kielich. A tego właśnie chcemy.
Wojownik w milczeniu postawił kryształowy kielich na czerwonym jedwabnym obrusie.
Grimalkin wzniosła go, ze skórzanej pochwy dobyła krótki sztylet. Odwróciła się ku mnie.
- Podwiń rękaw, dziecko. Prawy...
Trzęsącymi się palcami zrobiłem, co kazała.
- Teraz wez kielich i przytrzymaj go pod ręką, tak by nie uronić ani kropli.
Uniosłem gołą rękę, ustawiłem pod nią wspaniale rzezbione naczynie. Grimalkin lekko
nacięła mi skórę, prawie nie poczułem bólu. Z rany zaczęła kapać krew. Skrzepła, nim czara
wypełniła się do połowy.
- Jeszcze jedno nacięcie i gotowe - oznajmiła czarownica.
Ostrze ponownie opadło. Syknąłem, tym razem czując nagły ból. Krew popłynęła mocniej.
Ku memu zdumieniu kielich zrobił się nagle ciężki. Napełniał się szybko, lecz gdy tylko krew
wypełniła go po brzegi, nagle przestała płynąć. Przekonałem się, że zdążyła zastygnąć,
tworząc cienką czerwoną linię odcinającą się od bladej skóry.
Wiedzma zabójczym postawiła kielich na stole; wojownik zabrał go i poniósł w stronę studni.
Patrzyliśmy, jak schodzi, póki nie zniknął nam z oczu. Potem czekaliśmy w milczeniu, dopóki
nie oddalił się dostatecznie. Nie mogliśmy ryzykować, że coś usłyszy i zawróci. Or- dyna
musiała wypić moją krew, stanowiło to kluczowy element planu mamy. Minuty mijały
powoli, w końcu jednak Grimalkin uśmiechnęła się. Wyjęła z rękawa niewielkie lusterko.
Szykowała się do dania sygnału.
Nim jednak zdążyła to zrobić, wszystko znów pociemniało. Ponownie uczułem nagły ziąb.
Od strony jamy raz jeszcze zbliżyły się jasne, błyszczące oczy. Czyżby sługa Ordyny odgadł
nasze zamiary?
Nagle pojąłem, że mimo głębokiej ciszy salę wypełniają ludzie. I cóż to byli za dziwni,
przerażający ludzie! Ujrzałem bardzo wysokich mężów o długich szpiczastych nosach oraz
brodach, o pociągłych twarzach. Demony, pomyślałem, widzę demony o zapadniętych
oczach, odziane w ciemne luzne stroje, zwisające z ich wychudzonych ciał niczym babie lato
z wierzbowych gałęzi. U pasów nosili długie, zakrzywione miecze.
Ich widok skojarzył mi się ze starym przysłowiem z Hrabstwa:
Szpiczasta broda, szpiczasty nos,
wewnątrz na pewno kryje się mrok!
Kobiety, które też zauważyłem, były zgrabne, pulchne, apetyczne. Ich skóra połyskiwała
niczym świeżo naoliwiona. Tańczyły, wirując rytmicznie w takt odległego niewidzialnego
bębna. Mężczyzni czekali z boku bądz czaili się w mroku pod kolumnami, pochłaniając
tanecznice głodnymi oczami.
Obejrzałem się w stronę stołu. Spostrzegłem, że cała nasza grupa patrzy na spektakl jakby
zaczarowana.
W osobliwych ruchach kobiet kryła się magia. Grimalkin nadal trzymała w dłoni lusterko,
lecz najwyrazniej nie mogła z niego skorzystać. Byliśmy bezradni. Dotarliśmy tak blisko celu
tylko po to, by w ostatniej chwili ponieść klęskę?
I wtedy zorientowałem się, że część eskorty mamy, w tym Seilenos, zajada łapczywie ze
swych talerzy, popijając gorączkowo winem ze złotych kielichów - mimo wcześniejszych
ostrzeżeń. Wiedziałem, że greckiemu stracharzowi brak siły woli oraz determinacji Johna
Gregory'ego - teraz miało się to stać jego zgubą.
Z powrotem odwróciłem się w stronę kobiet tańczących przed studnią. Odkryłem, że o ile
wcześniej tańczyły same, teraz wirują parami, kobieta z kobietą, sunąc wzdłuż wizerunków
długich węży przedstawionych na mozaikach. Bębnienie stawało się coraz głośniejsze, coraz
szybsze, coraz bardziej gorączkowe. Do pierwszego bębna przyłączały się kolejne. Moje
stopy poruszały się do rytmu, sam miałem ogromną ochotę zerwać się z krzesła. Spojrzałem
na Alice. Ona też z całych sił przytrzymywała się oparcia, by nie dołączyć do tancerek.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]