[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Chwilę pózniej mruczała przeciągle, gdy ustami pieścił jej sterczące sutki. Całe jej ciało
wiło się z rozkoszy. Dawno straciła nad sobą kontrolę. Uniosła biodra w górę, żeby uła-
twić mu rozebranie jej do końca.
- Proszę - wyjęczała, widząc pytanie w jego oczach.
Moment pózniej usłyszała dzwięk rozrywanego opakowania prezerwatyw. Odwró-
cił się w jej stronę. Oczy mu płonęły. Klęknął i ostrożnie rozchylił jej nogi. Pochylił się
nad nią, pocałował jej brzuch, piersi, szyję. Oparty na łokciu, dotknął ustami jej rozchy-
lonych warg. W tym samym momencie wszedł w nią. Jednym płynnym ruchem wypełnił
jej oczekiwanie. Emily jęknęła z rozkoszy. Chwyciła go za pośladki i przyciągnęła moc-
niej do siebie. Poruszał się coraz szybciej, aż w końcu oboje zamarli w ekstazie. Luke
nachylił się, by pocałować Emily, a potem upadł obok niej i ciężko oddychał.
Obudziła się z leniwym uśmiechem na twarzy. Czuła satysfakcję. Jej serce wypeł-
niała pozytywna energia, jakiej dawno nie czuła. Przeżyła cudowną noc i zamierzała się
tym delektować.
Przemknęło jej przez głowę, że Luke musi być wykończony. Przeciągnęła się i
przekręciła na bok. Aóżko było puste. Usiadła gwałtownie i przyciągnęła kołdrę pod sa-
mą szyję. Rozejrzała się. Jego ubrania zniknęły. Oczy jej się zaszkliły, gdy pomyślała, że
Luke wstał rano, popatrzył na jej rozczochrane włosy i rozmazany makijaż. Opamiętał
się i wybiegł zniesmaczony.
R
L
T
Opadła na poduszki i zatonęła w niewesołych rozmyślaniach. Zadzwonił telefon.
- Halo? - rzuciła do słuchawki.
- Dzień dobry, to ja.
Serce jej zatrzepotało w piersi na dzwięk głosu Luke'a. Jak ma się zachować?
Uznała, że będzie opanowana i zrelaksowana. Desperacja nie była na miejscu. Nie zapy-
ta, dlaczego zniknął nad ranem.
- Witaj - rzuciła pogodnie. - Gdzie jesteś? - dodała i zaraz przeklęła się w duchu.
- W biurze.
W biurze? - Powtórzyła głucho w myślach. W niedzielny poranek? Musiał być na-
prawdę przerażony moim widokiem, pomyślała smutno.
- Co tam robisz o tej porze?
- Przepraszam, ale mamy mały kryzys w Dubaju.
Zamknęła oczy. Była pewna, że to tylko wymówka. Przecież nie słyszała telefonu
o świcie, nie włączał też telewizora ani radia, więc skąd mógłby wiedzieć, że w Dubaju
jest jakiś kryzys. Na pewno chciał uciec.
- Rozumiem - powiedziała powoli.
- Nie chciałem cię budzić.
- Jasne - wycedziła.
- Nie wiem, kiedy skończę. Może wybierzesz się na plażę, a ja do ciebie dołączę
jak najszybciej.
- Prawdopodobnie tak właśnie zrobię.
Zapadła głucha cisza.
- Posłuchaj, Emily - przerwał ją Luke. - Muszę kończyć. Porozmawiamy pózniej.
Miała wrażenie, że ta rozmowa sprawia mu przykrość. Uznała, że najchętniej wię-
cej by do niej nie zadzwonił. Azy tu nic nie pomogą.
- W porządku, nie martw się. Poradzę sobie. Dziękuję za przywiezienie mnie do
Francji, dziękuję za towarzystwo na ślubie i za... całą resztę - powiedziała, starając się,
by jej głos brzmiał pogodnie. - Było naprawdę super. Mam nadzieję, że ten twój kryzys
szybko się skończy. Do widzenia.
R
L
T
Nie czekając na odpowiedz, odłożyła słuchawkę. Westchnęła ciężko i poszła do ła-
zienki. Spojrzała na swoje odbicie w lustrze. Była rozczochrana, resztki rozmazanego
makijażu także nie dodawały jej urody. Nie spodziewała się, że wygląda aż tak strasznie.
Uśmiechnęła się smutno.
Cóż, Emily, pomyślała. Wygląda na to, że właśnie przeżyłaś swoją pierwszą przy-
godę. Przygodę na jedną noc.
ROZDZIAA PITY
Luke z całych sił wbił piłkę w ścianę i poczuł satysfakcję.
Tenisówki Jacka tylko zapiszczały na podłodze kortu do squasha, kiedy rzucił się
w bok, by uniknąć zderzenia z pędzącą piłeczką. Oddychając ciężko, pochylił się i oparł
dłonie na kolanach.
- Wystarczy - wysapał. - Poddaję się.
- Hej, przecież to dopiero połowa meczu - zauważył Luke.
Jack wyprostował się ciężko.
- Racja, ale chciałbym wyjść stąd o własnych siłach. A twoja dzisiejsza gra stanowi
niebezpieczeństwo dla mojego życia. Dlatego, jeśli nie będziesz miał nic przeciwko te-
mu, wycofam się, dopóki mogę samodzielnie się poruszać.
Luke zmarszczył brwi, uniósł rękę i otarł pot z czoła.
- Straciłeś formę - skomentował.
- Nic z tych rzeczy. To ty straciłeś nad sobą kontrolę.
- Bzdura - oburzył się Luke. - Ja nigdy nie tracę panowania nad swoim życiem.
- Masz rację, i być może w tym tkwi właśnie problem. Ale mam propozycję - dodał
pogodnie Jack i poklepał Luke'a po ramieniu. - Postawisz mi piwo i opowiesz, co wpę-
dziło cię w taki nastrój, a ja na pewno znajdę jakieś rozwiązanie.
Dwadzieścia minut pózniej siedzieli naprzeciwko siebie, a przed każdym stał kufel
zimnego piwa.
- A więc o co chodzi? - spytał Jack i upił głęboki łyk zimnego napoju.
- Stres. Jak zwykle - rzucił krótko Luke i wzruszył ramionami.
R
L
T
- Praca?
- A cóż innego?
- Musisz zwolnić - westchnął Jack. - A przy okazji: jak było w Nicei?
Dobre pytanie, pomyślał Luke. Wrócił myślami do sobotniej nocy. Przed oczami
przewijały mu się obrazy szalonego, namiętnego seksu. I to w kolorze. Nieprawdopo-
dobny, wielokrotny orgazm Emily w jego ramionach był przeżyciem, o którym nie potra-
fił zapomnieć.
- Pracowicie - odparł po chwili.
- Jaka ona była?
Gorąca, cudowna, nieprawdopodobnie seksowna... Luke opanował się, gdy poczuł
rosnące w spodniach napięcie.
- Jaka ona?
- Dama w zielonym bikini. Ta, która popadła w tarapaty. Czy była tak zdesperowa-
na, na jaką wyglądała na zdjęciu?
Luke spuścił wzrok i przez moment wpatrywał się nieruchomo w swoje piwo.
- W porządku.
- W porządku? I tylko tyle? Dlaczego mi to robisz? - Wzniósł wzrok ku niebu, a
[ Pobierz całość w formacie PDF ]