[ Pobierz całość w formacie PDF ]
zdumienia.
- Nic im nie powiedziałam. Dopiero kiedy było ju\ po
wszystkim. Po co miałam ich martwić? Przecie\ nic nie mogli
pomóc.
- Mogli tu być, po prostu być z tobą. - Patrzył na nią z
niedowierzaniem. - Po to jest rodzina. Po to, by pomagać
sobie w trudnych chwilach.
- Taka jest twoja rodzina. - Uśmiechnęła się blado. W
głosie jej była nuta zazdrości. Frank chciał w tej samej chwili
powiedzieć Jenny, \e ta rodzina mo\e się natychmiast stać i jej
rodziną. Przemknęło mu to przez myśl z szybkością
samochodu wyścigowego. Wiedział, \e właśnie tego pragnie
dla niej. Chciał się z nią o\enić i nauczyć ją, co to znaczy
rodzina, miłość i śmiech, tak jak ona nauczyła go, co to
znaczy walczyć i wyzdrowieć. Wprawdzie stan jego ran
fizycznych był jeszcze nie najlepszy, lecz rany zadane jego
psychice prawie ju\ się wyleczyły. Wiedział, \e je\eli nawet
nie będzie mógł ju\ nigdy rzezbić, to obecność Jenny mo\e
mu to wynagrodzić. śe przy niej poradzi sobie ze wszystkim,
co przyniesie przyszłość.
Wiedział te\ jednak, \e je\eli teraz o tym wspomni, ona
ucieknie. Nie miał pojęcia, dlaczego tak się go boi. Nigdy nie
znał takiej płochliwej kobiety. Megan czuła się z nim i jego
rodziną całkiem pewnie. A kilka innych kobiet, które
traktował dość powa\nie, bardzo szybko przystawało na
związek.
Nie dlatego, \e był takim łakomym kąskiem, lecz
większość kobiet po prostu nie uwa\ała go za osobę specjalnie
skomplikowaną i wcale się go nie bała. Na ogół był otwarty i
szczery. Ta bezpośredniość zjednywała mu kobiety, które
przedtem niewiele jej zaznały. Z Jenny wszystko wyglądało
zupełnie inaczej. Nie mógł zrozumieć, skąd w niej ta
nieufność. Czy ma ją tylko w stosunku do niego, czy do
wszystkich mę\czyzn? Musi to wiedzieć, bo bez tego nie
posuną się naprzód ani o milimetr.
Wróciła do przyrządzania obiadu. Zaczęła zwijać ciasto.
- Był lub jest ten wa\ny mę\czyzna w twoim \yciu? -
spytał lekkim tonem, rozpoczynając temat, który kiedyś
przerwała zdecydowanie.
- Chyba ju\ o tym rozmawialiśmy.
- Tak, ale twoja odpowiedz nie była specjalnie jasna.
- A dlaczego chcesz to wiedzieć? - Wbiła szpilkę w ciasto
z takim przekonaniem, \e nad blatem pojawił się obłok mąki.
Unikała wzroku Franka. Po raz pierwszy w \yciu tak
fascynowało ją ciasto.
- Z ciekawości - powiedział szczerze.
- Raczej z wścibstwa.
- No to spróbujmy od innej strony. Jak spędzasz wieczory?
Przecie\ nie czytujesz codziennie pism medycznych.
- Mogłabym, ale rzeczywiście tego nie robię.
- To co robisz?
- Chodzę do kina. - W jej głosie usłyszał wahanie.
- Zwietnie. Coś się wyjaśnia. Ja te\ lubię kino. - I
wymienił kilka tytułów filmów. Nie widziała ani jednego. - A
na jakim byłaś ostatnio?
Zmarszczyła brwi i wymieniła tytuł.
- Aha, zdobył nagrodę Akademii.
- Naprawdę?
- Oczywiście. - I dodał: - W ubiegłym roku.
- Och - jęknęła i jeszcze bardziej zainteresowała się
ciastem. Je\eli skręci je w jeszcze wę\szą rolkę, nie pomo\e
mu \aden proszek do pieczenia.
- No więc jak dotychczas ustaliliśmy, \e w ubiegłym roku
przez jeden wieczór nie zajmowałaś się czytaniem pism
specjalistycznych. Robiłaś jeszcze coś innego?
- Chodziłam na aerobik - rzuciła pośpiesznie.
- I?
- Co: i?
- No, co jeszcze? Przecie\ jeszcze coś musiałaś robić.
Kobieta tak aktywna towarzysko jak ty?
- Po zajęciach chodzimy do restauracji.
- Chodzimy?
- Ja z drugą osobą.
- Na pewno to kobieta.
- Dlaczego koniecznie kobieta? - Spojrzała na niego
gniewnie. - Mę\czyzni te\ chodzą na aerobik.
- Ale gdyby to był mę\czyzna, ju\ dawno byś mi kazała
zamknąć się i zostawić cię w spokoju.
Zlekcewa\yła jego komentarz. Wykroiła sześć płaskich
krą\ków, uło\yła na formie do pieczenia i wsunęła do piecyka.
- Lepiej się udadzą, jak włączysz ten piecyk. Odwróciła
się do niego na pięcie, podparła brudnymi od mąki rękami pod
boki.
- Wiesz, \e naprawdę nie muszę tego robić.
- Wiem - odparł bardzo powa\nie. - To dlaczego to robisz?
Dlaczego przyszłaś?
- Bo mnie prosiłeś. Mówiłeś, \e potrzebujesz pomocy.
- Potrzebuję ciebie.
Potrząsnęła przecząco głową, nie mogąc nic powiedzieć.
- Naprawdę - potwierdził. - Właściwie to myślę, \e je\eli
zaraz nie pocałuję tej smugi z mąki na twoim nosie, to chyba
umrę.
Wpatrywała się w podłogę. Musiał podejść. Wziął ją za
brodę i zwrócił jej wzrok ku sobie. Patrzyła prowokująco.
- No to zrób to - powiedziała wyzywająco. - Zrób to i
będziesz miał z głowy.
Uśmiechnął się, bo usiłowała zmia\d\yć go wzrokiem.
- Nie uda ci się mnie odsunąć wmawiając mi, \e chcę cię
zmusić do czegoś, czego sama nie chcesz.
- A kto mówi, \e nie chcę? - westchnęła z ociąganiem.
. Frank a\ cofnął się ze zdumienia, \e przestała z nim
walczyć.
- Och, Jenny - mruknął przyciągając ją do siebie.
Te\ westchnął głęboko i dotknął ustami jej ust. Przez
ułamek sekundy stali tak bez ruchu, a\ Jenny zarzuciła mu
ramiona na szyję. Przylgnęła do niego całym ciałem. Jej ciepło
i zapach wiosennych kwiatów obezwładniły go. Smakowała
herbatą z cukrem i miałką mąką. Nawet gdyby trzymał ją tak
w ramionach przez całe \ycie, nigdy by się nią nie nasycił.
Przesunął palcami wzdłu\ linii jej brwi, po zarysie
szczęki. Dr\ała za ka\dym razem, kiedy jej dotykał. Po\ądał
jej coraz bardziej. Jeden pocałunek nigdy nie wystarczy.
Chciał wiedzieć o niej wszystko, poznać wszystkie załomy jej
ciała i zakamarki duszy. Poło\ył rękę na jej biodrze. Czuli się
uniesieni wysoko, wysoko, czuli \ar, trawiła ich
[ Pobierz całość w formacie PDF ]