[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Krannona. Usłyszał trzask gałęzi za swymi plecami, gdy
dwaj ukryci ludzie cisnęli za nim z krzaków trupa.
Odwrócił się i strzelił w trupa, który zajął się płomieniem
będąc jeszcze w powietrzu.
Huknął pistolet Krannona i jego strzał zwęglił dwakroć
uśmiercone zwłoki, jeszcze nim dotknęły ziemi. Następnie
Krannon padł i zaczął strzelać w gęstwinę za biegnącym
Jasonem.
Jason był tuż-tuż przy ciężarówce, gdy coś gwizdnęło w
powietrzu i ostry ból przeszył mu plecy, rzucając go na
ziemię. Spojrzał przez ramię, kiedy Krannon wciągał go do
149
kabiny, i zobaczył metalowy trzpień strzały tkwiącej w
łopatce.
- Masz szczęście - rzekł Pyrrusanin. - Parę centymetrów
niżej i już byś nie żył. Ostrzegałem cię przed
karczownikami. Masz szczęście, że na tym się skończyło. -
Leżał tuż przy drzwiach i raz po raz strzelał w cichy już
teraz las.
Wyjmowanie strzały bolało dużo bardziej niż samo
zranienie. Gdy Krannon zakładał mu opatrunek, Jason klął
z bólu, a zarazem podziwiał zdecydowanie ludzi, którzy go
postrzelili. Ryzykowali jego życie, aby tylko ucieczka
miała wszelkie pozory prawdopodobieństwa. Ryzykowali
też, że może się przeciwko nim obrócić, kiedy go zranią.
Wykonali w pełni, co do nich należało, i Jason klął ich za
tę rzetelność.
Po opatrzeniu Jasona Krannon wysiadł zmęczony z
kabiny. Ukończywszy szybko ładowanie, skierował
ciężarówkę z przyczepami z powrotem do miasta. Jason
otrzymał zastrzyk przeciwbólowy i natychmiast zasnął.
Podczas snu Jasona Krannon musiał się porozumieć
drogą radiową z miastem, bo Kerk już czekał, kiedy
przybyli na miejsce. Gdy tylko ciężarówka znalazła się
wewnątrz obwodu, otworzył drzwi i wywlókł Jasona na
zewnątrz. Szarpnięty za bandaże Jason czuł, że rana mu się
otworzyła. Zacisnął zęby - postanowił nie dać Kerkowi
satysfakcji usłyszenia krzyku bólu.
- Mówiłem ci, żebyś nie opuszczał budynków przed
odlotem. Dlaczego je opuściłeś? Po co wyszedłeś?
Rozmawiałeś z karczownikami, tak? - Przy każdym zdaniu
potrząsał fasonem.
150
- Nie rozmawiałem z... nikim - zdołał wydusić fason. -
Oni chcieli mnie pochwycić. Zabiłem dwóch... ukrywałem
się do powrotu ciężarówki.
- A wtedy zabił jeszcze jednego - wtrącił się Krannon.
Sam widziałem. Dobry strzał. Ja, zdaje się, też jednego
trafiłem.
Puść go, Kerku. Postrzelili go w plecy, zanim zdążył
dobiec do ciężarówki.
Dosyć tych wyjaśnień - pomyślał Jason. - Nie wolno
przesadzić. Niech sam wyciągnie odpowiednie wnioski.
Teraz czas zmienić temat. Jest tylko jedna rzecz, która
może odwrócić jego uwagę od karczowników.
- Prowadziłem za ciebie twoją wojnę, Kerku, kiedy ty
siedziałeś sobie bezpiecznie wewnątrz obwodu. -
Zwolniony z żelaznego uchwytu oparł się plecami o bok
ciężarówki. - Odkryłem, o co naprawdę toczy się ta wojna
z planetą... i jak możecie ją wygrać. Daj mi tylko gdzieś
usiąść, a zaraz ci powiem...
W czasie tej rozmowy zbliżyło się do nich więcej
Pyrrusan. Stali teraz wszyscy nieruchomo. Zastygli,
podobnie jak Kerk, w oczekiwaniu i nie odrywali wzroku
od Jasona. Kiedy Kerk przemówił, były to jakby słowa ich
wszystkich:
- Co chcesz przez to powiedzieć?
- To, co powiedziałem. %7łe Pyrrus z wami walczy...
bezpośrednio i świadomie. Wystarczy, abyś dostatecznie
oddalił się od miasta, a poczujesz skierowane na nie fale
nienawiści. Nie, nieprawda... nie poczujesz, bo one
towarzyszyły ci całe życie. Ale ja czuję, a także każdy, kto
tylko jest wrażliwy na promieniowanie psi... Przeciw wam
jest kierowany bezustanny zew wojny. Formy życia tej
planety są wrażliwe na promieniowanie psi i odpowiadają
151
na ten zew. Atakują, zmieniają się i przekształcają, aby
was zniszczyć. I nie ustaną w swych wysiłkach, póki nie
będziecie wszyscy martwi. Chyba że położycie kres tej
wojnie.
- W jaki sposób? - pytanie Kerka odzwierciedlało się na
twarzach zgromadzonych.
- Poprzez odkrycie, kto lub co wysyła ten zew. Formy
życia, które was zwalczają, nie posiadają własnej zdolności
rozumowania. Coś je przymusza do tej walki. Sądzę, że
wiem, jak odkryć zródło tego przymusu. Po dokonaniu
tego pozostanie tylko sprawa przekazania waszej
gotowości do zawieszenia broni i ewentualnego wyzbycia
się wszelkiej wrogości.
Zapanowała śmiertelna cisza, gdy Pyrrusanie usiłowali
zrozumieć to, co powiedział. Kerk pierwszy się poruszył,
rozkazując im odejść.
- Wracajcie do pracy. Ta sprawa należy do mnie i ja się
nią zajmę. Gdy tylko sprawdzę jej wiarygodność... o ile w
ogóle jest wiarygodna... złożę szczegółowy raport. - Ludzie
rozeszli się w milczeniu, raz po raz oglądając się za siebie.
152
. 20.
- A teraz wszystko od początku - rozkazał Kerk. - I nic
nie opuszczaj.
- Niewiele więcej mogę dodać do tych fizycznych
faktów. Widziałem zwierzęta, zrozumiałem zew.
Eksperymentowałem nawet z niektórymi z nich i
reagowały na moje psychiczne rozkazy. Teraz muszę tylko
wykryć zródło rozkazów, które podtrzymuje tę wojnę.
Powiem ci jeszcze coś, czego nigdy nie mówiłem nikomu
innemu. Mam w grach hazardowych nie tylko szczęście.
Posiadam dostateczne zdolności psi, aby móc przechylić
szale prawdopodobieństwa na swoją korzyść. Są to dość
kapryśne zdolności, które z oczywistych względów
starałem się rozwijać. W ciągu ostatnich dziesięciu lat
prowadziłem badania we wszystkich ośrodkach
naukowych zajmujących się tą sprawą. Jest to doprawdy
zdumiewające, jak mało o nich wiemy, w porównaniu z
innymi dziedzinami nauki. Pierwotne zdolności psi można
rozwinąć przez ćwiczenia. Zbudowano nawet pewne
urządzenia, które działają jako amplifikatory psioniczne.
Jedno z takich urządzeń, właściwie zastosowane, może być
doskonałym instrumentem namiarowym.
- Chcesz skonstruować taką maszynę? - spytał Kerk.
- Właśnie. Skonstruować i wyruszyć z nią statkiem za
miasto. Skoro wysyłane sygnały są dość silne, aby
podtrzymywać tę odwieczną wojnę, więc muszą być
również dostatecznie silne, aby można było wyśledzić ich
zródło. Postaram się pójść drogą tych sygnałów,
skontaktować się z istotami, które je wysyłają, i spróbować
wykryć, czemu to czynią. Zakładam, że przyjmiesz każdy
rozsądny plan zakończenia tej wojny?
153
- Byle był rozsądny - odparł Kerk chłodno. - Ile ci zajmie
skonstruowanie tego urządzenia?
- Tylko kilka dni, jeżeli macie wszystkie potrzebne
części.
- Więc bierz się do roboty. Odwołuję lot, który miał się
teraz odbyć, i zatrzymam statek tutaj, gotowy do drogi.
Gdy tylko zbudujesz to urządzenie, ustal kierunek zródła
sygnałów i zaraz mi zamelduj.
- Zgoda - odparł Jason wstając. - Niech tylko opatrzą mi
tę dziurę w plecach, a zaraz zrobię spis potrzebnych części.
Na przewodnika i strażnika Jasona wyznaczono
ponurego, nigdy nie uśmiechającego się mężczyznę
imieniem Skop. Traktował on swoje obowiązki z
niezwykłą powagą i wkrótce Jason zdał sobie sprawę, że
właściwie jest więzniem tego człowieka. Kerk przyjął
wersję zdarzeń, którą mu Jason przedstawił, lecz tlie
oznaczało to wcale, iż mu wierzy. Na jedno jego słowo
strażnik mógł się zamienić w kata.
Myśl, że najprawdopodobniej tak się to wszystko
skończy, zmroziła krew w żyłach Jasona. Niezależnie od
tego, czy Kerk akceptował jego wersję zdarzeń, czy nie,
nie mógł ryzykować. Skoro istniała bodaj najmniejsza
możliwość, że Jason skontaktował się z karczownikami,
Kerk nie mógł pozwolić, aby opuścił on planetę żywy.
Ludzie z lasu muszą być bardzo naiwni, skoro sądzą, że ich
plan jest do zrealizowania. A może po prostu postanowili
wykorzystać szansę, zdając sobie w pełni sprawę, jak
bardzo jest nikła? No tak, o n i z pewnością niczego nie
ryzykowali.
Jason nie mógł się skoncentrować pracując nad
sporządzeniem listy materiałów potrzebnych do [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • sklep-zlewaki.pev.pl