[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Przestań! Jak mogę pomóc Zaylowi?
Daj mu jego sztylet! To pomoże. Obiecuję!
A gdzie on jest? Rozejrzała się gwałtownie wokół.
Ten przeklęty Karybdus ma go za pasem. Tam go widziałem!
Za pasem? spytała Salene, spoglądając na leżącego nieruchomo nekromantę.
Tak. To nasza jedyna szansa.
Ta zachęta wystarczyła. Kobieta raz jeszcze spojrzała na Karybdusa, chcąc się upewnić, że nawet
jeśli żyje, to jest nieprzytomny.
Skupiła się i natychmiast znalazła się przy ciele nekromanty. Sprawdziła, czy nie ma w pobliżu
żadnego z potworów, pochyliła się i odsunęła na bok płaszcz mężczyzny.
Jest! Salene wyciągnęła kościany sztylet zza pasa...
Wtedy właśnie Karybdus otworzył oczy.
Nie powiedział cicho. Raczej nie!
Schwycił jej nadgarstek. Salene Nesardo spróbowała teleportować się jak najdalej od niego. Czar
jednak nie zadziałał. Spróbowała razić ogniem. Także bez skutku.
Znam obie twoje sztuczki oświadczył siwowłosy takim tonem, jakby właśnie
sprawdzał swego ucznia. 1 obie zablokowałem. Nic już nie możesz zrobić.
Desperacko zamachnęła się sztyletem. Nekromanta schwycił jej drugą rękę.
Nic powtórzył. Absolutnie nic.
***
Salene szarpnęła się, ale nekromanta trzymał ją zbyt mocno. Starała się nie patrzeć Karybdusowi w
oczy. Wiedziała dobrze, czym to grozi. Zdawała sobie jednak sprawę, że wcześniej lub pózniej mag
wyssie z niej energię, tak samo jak w świątyni, albo użyje przeciwko niej jakiegoś innego czaru.
Spojrzała na sztylet Zayla. Gdyby choć udało jej się w jakiś sposób przekazać go młodemu
nekromancie. Wtedy jej śmierć nabrałaby sensu. Humbart mówił przecież, że ze sztyletem w dłoni
Zayl miał szansę.
Gdyby...
Niewidzialna siła wydarła jej sztylet z dłoni. Pomyślała, że zabrał go Karybdus, lecz rozdrażniony
pomruk starego mężczyzny świadczył, że stało się inaczej.
Sztylet zawisł w powietrzu, jakby czekając. Salene wpatrzyła się w niego, skupiając myśli na
życzeniu, by powrócił do Zayla.
Kiedy tylko o tym pomyślała, kościane ostrze pomknęło ku młodemu nekromancie.
Salene zrozumiała, że sztyletem kierowała jej własna wola. To ona sprawiła, że broń poleciała ku
Zaylowi.
Nie! syknął Karybdus, starając się ustawić ją tak, żeby musiała spojrzeć mu w oczy. Lady
Nesardo wyrywała się, próbując bez przerwy patrzeć w stronę Zayla.
Nagle do sali wtargnął olbrzym.
Wendigo krwawiło na całym ciele. Ramię zwisało mu bezwładnie. Ciała giganta uczepiło się
kurczowo kilku ludzi pająków. Kolos stawiał kroki z wyraznym trudem. Parł jednak
niepowstrzymanie naprzód. Jeden z uwieszonych jego futra mutantów znalazł się w pewnej chwili
zbyt blisko sprawnej ręki. Olbrzym chwycił go za głowę i zmiażdżył ją w żelaznym uścisku.
Pojawienie się wendigo odciągnęło pozostałe sługi Jitana od Salene. Rozumieli, że ten przeciwnik
stanowi dla ich pana śmiertelne niebezpieczeństwo.
Także Karybdus stał przez chwilę zdezorientowany. Na to tylko czekała Salene. Wspięła się lekko
na palce i spojrzała na wystającą z kokonu rękę Zayla.
Kościany sztylet wleciał pomiędzy pajęczyny, lądując idealnie w pozbawionej skóry i ciała dłoni
nekromanty.
Kobieta poczuła, że starzec rozluznił uchwyt. Zanim jednak zdążyła odpowiednio zareagować,
palce Rathmity zacisnęły się na jej gardle.
Chcesz zakłócić Równowagę powiedział. Tylko lekkie drżenie jego głosu zdradzało,
jak bardzo jest wściekły. A nie ma większej zbrodni niż ta. Poniesiesz karę.
* * *
Zayl był otępiały. Nie mógł zebrać myśli. Jedynie resztkami woli stawiał jeszcze opór demonowi.
Wtedy poczuł w dłoni ciepły, cudownie znajomy kształt. Kościana ręka nekromanty zacisnęła się na
rękojeści sztyletu.
Natychmiast odzyskał nadzieję.
Instynktownie wyszeptał kilka słów. Słów w tajemnym języku, który wieki temu Trag'Oul
przekazał Rathmie.
W odpowiedzi na zaklęcie sztylet rozbłysnął światłem. Ostrze przepełniła magiczna moc.
Zayl poczuł, że pająk wzdrygnął się z odrazą. Nekromanta starał się kierować sztylet w kierunku
Astroghi.
Demon zdjął jedno odnóże z głowy Rathmity. Jednocześnie zelżał napór, jaki pająk wywierał na
umysł nekromanty. Zachęcony tym sukcesem Zayl poruszał sztyletem w przód i w tył. Kolejne
pajęcze odnóża odrywały się od jego czaszki. Pocięta pajęczyna opadała na ziemię.
Mogąc swobodniej poruszać głową i ramieniem, szarpnął się, chcąc uwolnić się z odrażającego
kokonu.
Wtedy poczuł gwałtowny ból w głowie i zrozumiał, ze Astrogha rozpaczliwie próbuje dostać się do
wnętrza jego umysłu.
Zabraniam ci! powiedział do demona. Możesz mnie zabić, lecz nigdy mnie nie
dostaniesz!
Astrogha zrezygnował. Nekromanta czekał, podejrzewając w tym podstęp.
Pająk zeskoczył mu z głowy.
Zayl ucieszył się, lecz zastanawiało go, co planuje pajęczy demon. Moment, w którym Astrogha
mógł pojawić się ponownie w świecie śmiertelnych, nieubłaganie przemijał. Demon tracił czas.
Musiał zatem mieć inny plan.
Skupiony na tym Zayl rozciął z furią oblepiającą go pajęczynę. Cały czas spodziewał się ataku ze
strony samego Astroghi lub któregoś z jego sług. Atak jednak nie nastąpił. Gdzie był Karybdus?
Przecież nie mógł mu tak po prostu pozwolić uciec.
Pozbywając się kokonu, usłyszał dziwne dzwięki. Bardzo niepokojące dzwięki. Dobiegł go
przepełniony bólem ryk, który mogło wydać tylko wendigo. Usłyszał też opętańczy syk ludzi
pająków, którzy z pewnością atakowali leśnego giganta. Następnie doleciało nekromantę wołanie
Humbarta.
Zayl, druhu! Zayl! On ją złapał! Ten bękart ją dopadł! Karybdus! On... Wielkie nieba! Uciekaj
stamtąd, druhu! On puchnie!
Ostatnie słowa Wessela odnosiły się do czegoś, co właśnie zobaczył też i Zayl.
Nekromanta wyczuł, że Astrogha próbuje odtworzyć swą prawdziwą postać, wykorzystując
osłabione granice pomiędzy sferami istnienia.
Ale czyjego ciała użył?
Zayl uniósł wzrok i pojął. Pajęczy demon podpełzł do ciepłego jeszcze ciała lorda Jitana i przejął
nad nim władzę. Większą część ciała arystokraty pokrywała już pajęczyna. Rozpoczęła się
przerażająca przemiana. Zwłoki Aldrica Jitana nabrzmiały. Były już większe niż ciało zwykłego,
dorosłego człowieka. Po chwili demon dorównywał już rozmiarami wendigo i rósł nadal.
Strażnik Równowagi wypowiedział zaklęcie i cisnął sztyletem. Ostrze przecięło powietrze i
uderzyło w wielki kokon. Odbiło się jednak od niego niczym od stalowej tarczy. Sztylet wrócił
nekromancie do ręki i w tej samej chwili Zayl usłyszał żałosne wycie. Horda napastników powaliła
w końcu wendigo. Odważny olbrzym padł na kolana. Udało mu się jeszcze zmienić w krwawą
miazgę jednego z mutantów, po czym z głuchym jękiem padł twarzą na kamienną posadzkę.
Zaył nakreślił w powietrzu magiczny znak. Natychmiast zmaterializowały się Zęby Trag'Oula i
pomknęły ku siedzącym na wendigo potworom. Dzieci Astroghi zginęły w jednej chwili, przebite
magicznymi pociskami. Przeżyły olbrzyma jedynie o kilka sekund.
Czarownik nie zabił jednak wszystkich. Co gorsza, pod ścianą ujrzał zmagającą się z Karybdusem
Salene. Wokół starego nekromanty zbierała się magiczna aura. Domyślił się, że starzec szykuje się
do rzucenia na lady Nesardo najstraszniejszego czaru.
Zayl zacisnął zęby i spojrzał na martwe wendigo. Nie mógł dopuścić, by Karybdus otrzymał
następną okazję, aby skrzywdzić Salene albo kogokolwiek innego.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]