[ Pobierz całość w formacie PDF ]
mężczyznie, Evelyn popadła w zadumę.
- O czym pani tak rozmyśla, pani Thorne? - spytała Polly. Lily tym
czasem przypuściła kolejny atak, wciąż stojąc dosłownie o centymetr/
od wysokiego, muskularnego mężczyzny w wyraznie opiętej marynarce.
- Ta Lily... - mruknęła Evelyn. - Jak ona potrafi radzić sobie z męż
czyznami! Nie zlękła się Avery'ego Thorne'a. Zazdroszczę jej odwagi.
- No, no - rzekła Polly dość łaskawie - nie wygląda na to, żeby pan
Thorne był człowiekiem porywczym. Jest trochę szorstki i być może za
głośno mówi, jego maniery też pozostawiają wiele do życzenia, ale ma
dobre serce. I wie, co to honor. Podobnie jak panna Bede... Ja osobiście
cenię sobie prostolinijność u mężczyzny.
Evelyn za nic w świecie nie potrafiłaby powiedzieć, co sprawiło, że
zaczęła się zwierzać Polly Makepeace. Jakiekolwiek były przyczyny tego
stanu rzeczy, słowa nagle poczęły wylewać się z jej ust.
- Byłabym szczęśliwa, gdybym już nigdy nie musiała mieć do czynie
nia z tego rodzaju mężczyzną - wyznała. - Nie potrafię sobie wyobrazić,
jak to będzie - żyć pod jego rządami bez Lily, naszej orędowniczki...
- Dlaczego potrzebuje pani innej kobiety, żeby mówiła w pani imie
niu, pani Thorne? - Polly uniosła pytająco głowę.
- Panno Makepeace - powiedziała spokojnym głosem Evelyn - chy
ba nie zakłada pani, że tylko niższe klasy mają monopol na małżeń
skie... kłopoty. Moje doświadczenia sprawiły, że niechętnie przebywam
w towarzystwie szorstkich, hałaśliwych mężczyzn... a może nawet
w ogóle nie potrafię sobie z nimi radzić.
- Rozumiem.
Evelyn uśmiechnęła się lekko.
-.Czyżby?
- I myśli pani, że panna Bede jest lepiej przygotowana do radzenia
sobie z panem Thorne i podobnymi mu mężczyznami?
- Jak może pani w to wątpić? - spytała Evelyn. - Proszę na nią spoj
rzeć.. . Nawet jeśli tym razem nie zwycięży, ileż ma odwagi. Jest wspaniała!
- To prawda - powiedziała w zamyśleniu Polly. - Istotnie, wygląda,
jakby sprawiało jej to przyjemność. A on robi wrażenie rozbawionego.
67
Proszę spojrzeć, jak pożera ją wzrokiem... I jak ona piorunuje go spoj
rzeniem.
Evelyn skinęła głową.
- Tak... Ja nigdy nie byłam taka dzielna.
Obawa przed niepewną przyszłością wycisnęła jej łzy z oczu. Evelyn
sięgnęła do kieszeni. Co za szczęście, że Bernard cały czas przypatrywał
się Lily i Avery'emu. Nagle niewielka, szorstka dłoń Polly wcisnęła jej do
ręki chusteczkę i poklepała życzliwie. Evelyn cicho pociągnęła nosem.
- O Boże, jak ja... jak w ogóle mogę mieć nadzieję, że...
- śśśś -' powiedziała szeptem Polly. - Jeśli będzie pani tak miła,
pani Thorne, i wyprowadzi mój wózek do hallu, to być może znajdę
rozwiązanie wszystkich naszych problemów.
9
B ardzo mi się podobały pańskie listy, kuzynie Avery - rzekł chłopiec.
- Yhm - odparł Avery z oczami utkwionymi w wyprostowanej syl
wetce Lily Bede, która długimi, pełnymi gracji krokami przemierzała
przestrzeń o czterdzieści metrów od nich. Pomimo szybkości, z jaką się
poruszała, biodra kołysały się łagodnie, a opuszczone ramiona falowały
płynnie w rytm kroków. W jej ruchach byłajakas żywiołowość, jaką ma
tancerz we śnie - wzruszająco naturalna.
%7łar lał się z nieba z nietypową dla tej pory roku intensywnością.
Ważki o smukłych, fosforyzujących na niebiesko korpusikach uniosły
się nad ścieżką, którą szli. Zboża na polach szeleściły sotto voce w po
dmuchach suchego, ciepłego wiatru.
Lily zdecydowała, że będą jeść na świeżym powietrzu.
Ledwo ochłonąwszy po walce, drżąc jeszcze z napięcia, oznajmiła,
że zjedzą posiłek pod gołym niebem, żeby uczcić powrót Bernarda.
- Innym chłopakom też się podobały.
- Proszę? - spytał Avery, podciągając rękawy marynarki. Za gorąco
na wełnianą odzież... A właściwie za gorąco na marynarkę. Zciągnął ją
pośpiesznie.
- Mówię o chłopakach ze szkoły. Im też się podobały pańskie opo
wieści.
- Ach tak. Cieszę się. - A jej najwyrazniej nie było za gorąco...
[ Pobierz całość w formacie PDF ]