[ Pobierz całość w formacie PDF ]

wiali. Coraz trudniej znosiła jego obecność, wiedząc, że nie odwzajem-
nia jej miłości. Za kilka dni pójdą na świąteczne przedstawienie, w któ-
rym będzie brał udział Jeff. Miała nadzieję, że jej ojciec wybierze się z
nimi, co trochę rozładuje napięcie.
Wytarta ręce w obszerną koszulę, luzno zwisającą nad dżinsami, i
podeszła do frontowych drzwi. Otwarła je i za chwilę chciała je znowu
zatrzasnąć. W drzwiach stała Suzette. Zdziwiona patrzyła na Dinę, a
także na jej pomiętą I iioszulę.
- Mój Boże! Nie spodziewałam się ciebie tutaj spotkać! - zawołała.
- Wejdz. - Tylko tyle Dina zdołała powiedzieć.
Suzette trzymała w ręku tekturową teczkę.
- Przysyła to dziadek. Myślał, że Mac będzie w domu. A jest?
- Nie, i nie wiem, gdzie przebywa.
- Ale ty tu jesteś. Co to oznacza?
Dobre pytanie! Postanowiła skończyć z absurdalną maskaradą, przy-
najmniej w stosunku do Suzette. Nie ma powodu, by nie powiedzieć jej
prawdy. Zaprosiła ją do salonu, usiadły w fotelach.
Dina sporo czasu spędziła z Suzette i Leona podczas prac związa-
nych z pokazem, lecz do tej pory nie rozgryzła obu kobiet.
- To nie to, co myślisz - powiedziała.
- A co ja myślę? - spytała Suzette. Dina zaczerwieniła się.
- Poszukuję pracy w swoim zawodzie i Mac zaproponował mi, bym
została jego gospodynią. Postanowiliśmy nikomu nie mówić, że tutaj na
R
L
jakiś czas zamieszkałam, by nie wyciągano pochopnych wniosków.
Każde z nas ma swoje życie i niepotrzebne są nam takie komplikacje.
- Rozumiem - powiedziała wolno Suzette. - A więc mówisz, że po-
między tobą i Makiem nic się nie dzieje?
- Jestem jego gospodynią - powtórzyła Dina.
- Teraz rozumiem, dlaczego Mac ukrył to przed dziadkiem. Nic też
nie powiedział mamie. Rodzonej siostrze mógł jednak zaufać.
Nagle Dina przypomniała sobie o jutrzejszym pokazie mody.
- Suzette, wiem, że masz wiele pytań, ale uwierz mi, nie ma tu żad-
nego drugiego dna. Jest natomiast inna sprawa.
Podobnie jak tobie, zależy mi, byśmy jutro odnieśli sukces. Jestem
krawcową i chcę pójść na kurs projektowania odzieży. Szukam pracy w
branży, ale nic jeszcze nie znalazłam. Dlatego tutaj jestem. Byłabym ci
wdzięczna, gdybyś o niczym me mówiła, aż skończy się pokaz. Wiesz,
inne kobiety... one mogą to widzieć inaczej.
- Tak, masz rację. - Po chwili dodała zdecydowanym tonem: - A ty
jesteś bardzo utalentowana. Nic nie powiem im do zakończenia pokazu,
ale nie obiecuję nic więcej.
- Dziękuję ci. To wiele dla mnie znaczy.
- Powiem dziadkowi, że Maka nie było w domu.
- Mogę powiedzieć mu, że wpadłaś...
- Nie, porozmawiam z nim podczas pokazu.
Po odejściu Suzette, Dina z szaleńczą energią powróciła do szorowa-
nia podłogi. Roznosił ją niepokój. Jeśli Suzette nie dotrzyma obietnicy?
Wtedy zostanie uznana za tandetną blagierkę, która podstępem pró-
bowała wedrzeć się do wyższej sfery. I tak zresztą ją to czeka, tyle że po
pokazie...
R
L
Dobry Boże, ponoć żyję z funduszu powierniczego! - pomyślała z
wisielczym humorem, wyżymając ścierkę.
Westchnęła. Jak się w to wszystko wpakowała? Pragnąc życia, które
jest nie dla niej?
Nie, kochając mężczyznę, który jest nie dla niej.
Skończyła mycie podłogi, kiedy Jeff, Toby i Mac weszli przez drzwi
frontowe.
- Mac mówi, że możemy zjeść coś w barze, a potem kupić choinkę.
Powiedziałem mu. że choinka nie szkodzi na moją astmę.
Uśmiechnięty Toby wszedł do kuchni za chłopcem.
- Ci dwaj najwyrazniej nie jedli frytek od tygodnia. Jeśli o mnie
chodzi, wybieram się w bardziej ekskluzywne miejsce.
Dina czuta na sobie wzrok Maka, lecz starała się skupić na swoim
ojcu.
- Naprawdę?
- Zabieram Trudy MaGuinnis na obiad. Myślę, że mnie lubi.
- Tato, nie naciągaj jej. Trudy to miła kobieta i... Toby uśmiechnął
się jeszcze szerzej.
- Chcemy tylko trochę się zabawić. Co w tym złego? Spojrzenia Di-
ny i Maka spotkały się. Jak mogła siedzieć z nim przy jednym stole i
jeść hamburgery, gdy wciąż myślała o tym, jak ją całował i dotykał?
- Jeff, muszę zostać i dokończyć sprzątanie.
- Nie, mamo - prosił. - Chodz z nami. Musisz iść. Prawda, Mac?
- Sprzątanie z pewnością może poczekać - powiedział neutralnym
tonem.
Ustąpiła ze względu na Jeffa.
- Dobrze, tylko poczekajcie kwadrans.
R
L
Obiad w barze i poszukiwanie choinki było dla Diny do-
świadczeniem niejednoznacznym. Jeff cały czas paplał, nie zapadała
więc nieprzyjemna cisza. Gdy wybierali choinkę, chłopiec biegał mię-
dzy drzewkami, pokazując, które podobają mu się najbardziej. Było to
bardzo sympatyczne, jednak Dina nie potrafiła się cieszyć. Zbyt dobrze
pamiętała, co wydarzyło się przed dwoma tygodniami.
Dina, gdy mieszkała z ojcem, zawsze obchodziła święta, ale nie
przygotowywała się do nich w specjalny sposób, natomiast z Jeffem
wypracowała swoiste rytuały. Piekli ciasteczka, wymyślali świąteczne
opowieści, w szczególnie wyszukany sposób pakowali skromne prezen-
ty. W ubiegłym roku Jeff ofiarował jej rysunek, który wykonał w szkole
i pudełko z kartką, na której wypisał pięć liter  X" i tyle samo  O",
oznaczających uściski i pocałunki. Nic innego nie sprawiłoby jej takiej
radości. Ona natomiast uszyła synkowi ładne ubranie i kupiła zabawki
na wyprzedaży. Wigilię spożywali z Trudy.
Tego roku święta spędzą z Makiem, lecz przecież nie będą z nim na-
prawdę. Cala ta sprawa przerastała ją. Bała się, by Jeff nie wyczuł jej
złego nastroju.
- Kupię małe drzewko i postawię w moim pokoju - powiedziała do
Maka.
- Jeff będzie rozczarowany - zaoponował, spoglądając na nią bacz-
nie.
Owionął ją zimny wiatr, więc podniosła kołnierz płaszcza.
- Bardziej się rozczaruje, gdy będziemy udawać rodzinę, skoro nią
nie jesteśmy.
- Możemy mieć wspólną choinkę w salonie - powiedział po dłuższej
chwili.
R
L
- Pewnie tak - szepnęła, choć wcale jej się to nie podobało. Przecież
nic ich nie łączyło, poza jej złamanym sercem. - Masz jakieś ozdoby?
- Nie. Nigdy nie miałem choinki w tym domu. Wydawała mi się nie-
potrzebna, gdyż rzadko w nim przebywałem.
- To może z Jeffem zrobimy ozdoby? Jak znam ojca. pewnie też się
w to włączy. Upieczemy figurki z piernika i wymierny gwiazdki śniegu
z papieru.
Mac znów spojrzał na nią nieodgadnionym wzrokiem, jakby nie
mógł pojąć, o co jej chodzi.
- Naprawdę nie szkoda ci wysiłku?
- To sama przyjemność, Mac, świąteczny rytuał. Możemy też zrobić
stroiki z szyszek.
Wreszcie Mac rozpogodził się, jego spojrzenie stało się wręcz łagod-
ne. Wiedział, że Dina próbuje zburzyć dzielący ich mur, ale byli tym
kim byli i nic na to nie mógł poradzić. Poza tym nie wierzył w małżeń-
stwo.
Wiatr rozwiewał jej włosy.
- Powinnaś założyć kapelusz. ~ Wziął jej dłoń w swoje ręce. -
Przemarzłaś. Potrzebujesz też rękawiczek.
Nagle nie tylko jej dłoń roztajała.
- Mam rękawiczki, tylko ich nie założyłam. Podbiegł Jeff i wsunął
im obojgu ręce pod ramiona. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • sklep-zlewaki.pev.pl