[ Pobierz całość w formacie PDF ]

znajdował się nad twardą porcelanową powierzchnią. Jego uda sterczały niczym
płetwy na boki, a futro nad łopatkami nastroszyło się, przypominając wielki
dmuchawiec.
- Niewygodnie ci! Już rozumiem. Po kolacji pójdziemy na górę po twoją
poduszkę. Dobrze?
Koko zmrużył oba oczy. Qwilleran zaczął siekać mięso.
- Kiedy ta polędwica się skończy, będziesz musiał przestawić się na coś, na co
mnie stać - albo przenieść się do Milwaukee. Odżywiasz się lepiej niż ja.
Gdy Koko spożył swój posiłek, a Qwilleran przełknął kanapkę z salami, udali
się na górę, żeby zabrać błękitną poduszkę z lodówki w mieszkaniu Mountclemensa.
Było teraz zamknięte, ale Qwilleran nadal miał klucz wręczony mu przez krytyka
tydzień wcześniej.
Koko wszedł do środka, ociągając się, z wahaniem. Snuł się tu i tam bez celu,
obwąchał w kilku miejscach dywan, kierując się coraz bardziej w stronę rogu salonu.
Wyraznie coś ciągnęło go do żaluzjowych drzwi. Obwąchał ich brzeg, zawiasy, listwy
żaluzji - teraz był wyraznie zainteresowany.
- Czego szukasz, Koko?
Kot wspiął się na tylnych łapach i zaczął drapać drzwi. Potem opadł na dywan i
wpił w niego pazury.
- Chcesz wejść do tego schowka? Po co?
Koko znów energicznym ruchem podrapał dywan, co Qwilleran uznał za
wystarczająco wyrazną sugestię. Otworzył podwójne drzwi. Pewnie za dawnych
czasów ten schowek służył jako pokój do robótek ręcznych albo mały gabinet. Teraz
jednak okna były zamknięte na okiennice i cała przestrzeń wypełniona półkami, na
których w pionowych przegrodach stały obrazy. Niektóre były oprawione w ramy,
inne tylko naciągnięte na krosna. Tu i ówdzie Qwilleran dostrzegał niezrozumiałe
plamy jaskrawych barw.
Koko zaczął intensywnie węszyć, nos kota wskazywał to tę, to inną półkę, aż
wreszcie zdecydował się na jedną z przegródek. Podszedł do niej i wsunął łapę.
- Chciałbym wiedzieć, o co w tym wszystkim chodzi - powiedział Qwilleran.
Podniecony Koko miauknął. Spróbował wsunąć jedną łapę, potem drugą.
Wycofał się i otarł o nogawkę Qwillerana, po czym powrócił do wybranej przegrody.
- Pewnie chcesz, żebym ci pomógł. Co ty tam znalazłeś? - Qwilleran wyciągnął z
przegrody wypełniający ją obraz oprawiony w ramę, a Koko sięgnął łapką i wyciągnął
pazurami jakiś mały, ciemny przedmiot.
Qwilleran zabrał mu go, żeby przekonać się, co to takiego. Miękkie... lekkie...
Koko miauknął z oburzeniem.
- Wybacz - rzekł Qwilleran. - Po prostu byłem ciekaw. A więc to jest twoja
miętowa myszka! - rzucił pachnącą zabawkę kotu, który chwycił ją obiema łapami,
przewrócił się na bok i zaczął obracać tylnymi łapami. - Chodzmy już stąd - Qwilleran
wstawił obraz z powrotem na miejsce, ale najpierw rzucił na niego okiem.
Przedstawiał on senny pejzaż usiany bezgłowymi ciałami ludzkimi oraz głowami -
pozbawionymi ciał. Skrzywił się i odstawił go czym prędzej. A więc tak wyglądały
bezcenne inwestycje Mountclemensa!
Przyjrzał się też kilku innym. Jeden z obrazów przedstawiał czarne linie na
białym tle - niektóre biegły równolegle, inne przecinały się. Uniósł brwi. Było też tam
płótno pokryte szarą farbą - nic, tylko szarość i podpis w dolnym rogu. Kolejny: kula
w kolorze intensywnego fioletu na jaskrawoczerwonym tle, od którego Qwillerana
zaczęła boleć głowa.
Za to następny obraz wywołał natychmiastową reakcję jego wąsów. Niewiele
myśląc, zgarnął Koko i pobiegł na dół.
Podniósł słuchawkę telefonu i wykręcił numer, który znał już na pamięć.
- Zoe? Mówi Jim. Znalazłem tu coś, co chciałbym ci pokazać... Obraz, który cię
zainteresuje. Koko i ja poszliśmy po coś do mieszkania Mountclemensa i kot
zaprowadził mnie do schowka. Wyraznie nalegał. Nie zgadniesz, co znalezliśmy...
Małpę. Obraz przedstawiający małpę!... Możesz tu przyjechać?
Po kilkunastu minutach zjawiła się taksówka, a w niej Zoe. Miała na sobie futro
narzucone na sweter i spodnie. Qwilleran tymczasem zniósł obraz na dół, do swojego
mieszkania, gdzie oparł go na gzymsie kominka, zasłaniając Moneta.
- To ten! - zawołała Zoe. - Druga połowa Ghirotta Earla!
- Jesteś pewna?
- Nie ma wątpliwości, że to Ghirotto. Ten sam sposób prowadzenia pędzla,
identyczny żółtozielony kolor tła. Zwróć uwagę, że kompozycja jest zle wyważona;
małpa znajduje się za bardzo po prawej stronie, w dodatku sięga poza kadr. A zresztą
- widzisz? Tutaj jest krawędz tutu tancerki.
Wpatrywali się oboje w płótno, próbując ubrać myśli w słowa.
- Jeśli to jest brakująca połowa...
- Co to oznacza?
Zoe nagle ogarnęło przygnębienie. Usiadła i przygryzła dolną wargę. U Earla
Lambretha wydawało się to Qwilleranowi odstręczające, ale u Zoe było to urocze.
Mówiła powoli, z namysłem.
- Mountclemens wiedział, jak bardzo Earl chce zdobyć tę nieszczęsną małpę.
Był jednym z tych, którzy chcieli kupić tancerkę. Nic dziwnego, skoro znalazł drugą
część!
Qwilleran muskał wąsy kciukiem. Czy Mountclemens mógł zabić, aby zdobyć
balerinę? Jeśli to zrobił, czemu zostawił obraz w galerii? Czyżby nie mógł go znalezć w
magazynie? A może dlatego, że?...
Znów poczuł mrowienie pod wąsami. Przypomniał sobie plotki, jakie słyszał o
Zoe i Mountclemensie.
Zoe spoglądała na swoje dłonie mocno zaciśnięte na kolanach. Jakby wyczuła [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • sklep-zlewaki.pev.pl