[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Przesunął ręką po mokrych włosach, kręcąc głową z niezadowoleniem.
- Nigdy przedtem mi się to nie zdarzyło - przyznał. - Nigdy tak nie
straciłem panowania nad sobą. Słuchaj, Caitlyn, w ogóle nie myślałem. Mogę
przeprosić, ale co nam z tego przyjdzie.
- W porządku - zmusiła się do wykrztuszenia tych słów przez zaciśnięte
gardło. Siedząc, sięgnęła po sukienkę, którą dopiero co z siebie ściągnęła. -
Oczywiście to było głupie, ze strony nas obojga. Ale jeżeli jesteś zdrowy, nie
musisz się martwić o ciążę. Zażywam pigułki.
- Jestem - zapewnił. - To znaczy, jestem zdrowy.
- No, więc nie ma problemu. - Poza krwawiącą raną w jej sercu, ale to jej
problem, a nie jego.
- 72 -
S
R
Wstała i wciągnęła sukienkę, po czym zaczęła się mocować z suwakiem.
Natychmiast znalazł się obok niej. Jego palce pogładziły jej skórę, gdy zapinał
suwak, a ją przeszył dreszcz.
- Dzięki
Słyszała, że on też się ubiera, ale nie obróciła się. Do diabła, co właściwie
miałaby teraz zrobić? Miała już na końcu języka, że wie o jego dziecinnym
pomyśle skłonienia jej, żeby wróciła do pracy. Chciała mu popatrzeć w oczy i
zobaczyć, jak zareaguje, kiedy zrozumie, że ona wiedziała o tym, jak ją chciał
wykorzystać. Ale coś ją powstrzymało.
Może to naiwne. Może wręcz głupie. Ta chęć, żeby mu pozwolić
postępować według jego planu, żeby uważał, że to działa. Niech sobie myśli, że
mu się udało ją omamić i że ona wierzy w szczerość jego pożądania. Może
pózniej, kiedy zaskoczy go prawdą, będzie to dla niej mniej bolesne niż teraz.
Obrócił ją i przyciągnął do siebie. Będąc w jego objęciach, oparła głowę
na jego piersi i słuchała rytmicznego bicia serca. Obejmował ją ramionami,
opierając brodę o jej głowę. Kiedy silniej odetchnął, potraktowała to jak
westchnienie, co dowodziło, że już podchodziła do sprawy zbyt emocjonalnie.
- Nie wiem, co ci powiedzieć - szepnął, wciąż ją trzymając i nie ruszając
się, jakby chciał wytrwać w tej pozycji całą noc, nie pragnąc niczego innego.
Był dobry, pomyślała Caitlyn z żalem. Nigdy właściwie tego nie
przyznawała, choć mu się należało. Dlatego zawsze otaczał go wianuszek
kobiet. Jego dotyk, słowa, westchnienia. Ten facet był rewelacyjnym aktorem.
Gdyby nie znała prawdy, pewnie dałaby się nabrać.
- Nie mów nic - odpowiedziała Caitlyn i naprawdę tego chciała. Nie miała
ochoty słuchać więcej kłamstw. Zwłaszcza teraz, gdy wszystko, co do niego
czuła, było takie delikatne. Tak łatwo byłoby ją zranić.
- Ale chcę.
Nie rób tego, pomyślała, ale wiedziała, że nie będzie milczał. Jeżeli ma
dobrze odgrywać swoją rolę, to teraz powinien wygłosić kwestię, jak bardzo mu
- 73 -
S
R
na niej zależy. %7łeby była uległa i miękka. I pomyśleć, że gdyby nie usłyszała
tamtej rozmowy telefonicznej, byłaby taka, jak oczekiwał.
Odsunął ją troszeczkę i ujął jej twarz w ręce. Pogładził kciukami jej
policzki i spojrzał na nią, pieszcząc wzrokiem.
- To było znacznie więcej, niż się spodziewałem, Caitlyn - mówił
delikatnym i kuszącym tonem. - To mnie wzruszyło.
Poczuła, że łzy napływają jej do oczu i zaczęła z nimi walczyć. Nie
poświęci mu ani jednej łzy. Nie pozwoli na to, żeby któregoś dnia przypomniał
sobie, jak wspaniale wypełnił swoje zadanie. Wykorzysta jego słowa, aby się
umocnić w obronie i pamiętać, że ten człowiek posunie się do wszystkiego, żeby
osiągnąć cel.
- Mnie też - powiedziała i zmusiła się, żeby go przelotnie pocałować, nim
wysunęła się z jego ramion.
- Mnie też? - powtórzył. - Tylko tyle masz do powiedzenia?
Zobaczyła zmieszanie na jego twarzy, co dało jej ponure poczucie
triumfu.
- Było wspaniale, Jefferson. Byłeś świetny. Ale teraz jest mi zimno i
chciałabym wrócić do hotelu.
- Och. - Skinął głową, pozbierał ręczniki i kostiumy kąpielowe i otrzepał
je z piasku. Zarzucił sobie wszystko na ramię i wziął Caitlyn za rękę. - Więc
wracajmy do pokoju. Tam możemy porozmawiać.
Miał ciepłe i mocne palce i przez chwilę pozwoliła sobie udawać, że
naprawdę są parą. %7łe ich kochanie się naprawdę coś znaczyło, że mieli przed
sobą przyszłość, a nie odkrycie kart, które wkrótce nastąpi.
Ale kiedy uśmiechnął się do niej tym opatentowanym uwodzicielskim
uśmiechem Jeffersona Lyona, Caitlyn szybko nabrała powietrza. Serce ją bolało
i nie była już pewna, czy będzie w stanie dłużej udawać. Mimo że była na niego
wściekła, kochała go. Wiedziała jednak, że będzie ciągnęła tę grę, którą sama
wymyśliła, bo kiedy się skończy, będzie przynajmniej miała miłe wspomnienia.
- 74 -
S
R
Czy naraża się na jeszcze większy ból? Może. Jednak w tej chwili, gdy jej ciało
wciąż drżało od jego dotyku, a krew pulsowała, wydawało jej się, że warto.
Jefferson wspaniale spędzał czas. Nie w tym momencie, bo właśnie
skończył rozmowę telefoniczną z Georgią, która potrafiła sprawić, że
racjonalny, zdrowy na umyśle facet chciał rwać włosy z głowy. Ale ogólnie
biorąc, czas na wyspie mijał mu przyjemnie. Stał przed wiejskim sklepikiem,
czekając na Caitlyn, i doszedł do wniosku, że naprawdę świetnie się bawi.
Słońce mocno przygrzewało, ale chłodniejszy powiew od oceanu łagodził to
wrażenie. W powietrzu unosił się zapach kwiatów i dochodziła skądś rytmiczna
muzyka.
Uświadomił sobie, że od lat nie miał prawdziwych wakacji i bardzo
potrzebował tego oderwania się od dnia codziennego. Ale nie tylko oderwanie
się od pracy było odświeżające. Powodem była Caitlyn. Była zabawna i bardziej
pociągająca, niż kiedykolwiek przypuszczał. Nie miał pojęcia, jak to możliwe,
że pracował z nią już tyle czasu i nie zauważył, jaka była niezwykła. Była tak
różna od kobiet, które znał. Aatwo to zrozumieć, zapewniał wciąż samego
siebie. Wiele ich łączyło, znacznie więcej niż łóżko. Rozmawiali o swoich
rodzinach i śmiali się, ona znała jego pracę i firmę równie dobrze jak on sam.
Miała awanturniczego ducha, wciąż chciała próbować czegoś nowego. Dzięki
niej widział wszystko wokół siebie w innym świetle. Należał do ludzi, którzy
każdą godzinę bez pracy uważają za straconą, a teraz z niecierpliwością czekał
na każdy następny dzień z nią.
Razem brali lekcje surfingu i podziwiał jej upór, dzięki któremu za
każdym razem udawało jej się ustać na desce sekundę dłużej. Próbowali lotów
na paralotni za łódką i nie zapomni jej śmiechu, gdy tańczyła na wietrze pod ko-
lorowym spadochronem. Co wieczór tańczyli w hotelowym klubie, a gdy
wracali do pokoju, kładli się razem do jej szerokiego łóżka.
Oparł się o jakiś słupek i przymrużył oczy przed słońcem, patrząc na
przechodzących ludzi. Znalazł się w jakimś dziwnym miejscu, w którym myślał
- 75 -
S
R
tylko o tym, żeby ona się do niego uśmiechnęła, żeby go dotknęła, żeby
przytuliła się do niego w nocy. Kochał się z nią każdej nocy i budził się przy
niej. To też było nowe doświadczenie. Dotychczas nie lubił  ranków po" i nigdy
żadna z jego kobiet nie zostawała na noc w jego domu.
Z Caitlyn było inaczej. Chciał patrzeć, jak się budzi, chciał być
pierwszym, którego ona zobaczy, gdy otworzy te swoje zadziwiające brązowe
oczy.
W miarę jak dni mijały, zaczynał się tym martwić. Jego plan działał aż za
dobrze. Caitlyn była szczęśliwa i był pewien, że uda mu się ją namówić na
powrót do pracy. Problem w tym, że sam coraz bardziej się angażował. Zaczął [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • sklep-zlewaki.pev.pl