[ Pobierz całość w formacie PDF ]

G. Peverell
P.S. Nic nie powiedziałem Freddy'emu. Poinformują
go tylko, że zaprosiłem Catherina i jej syna, co powinno
go zadowolić.
96
Hugh Peverell mieszkaÅ‚ przy Piccadilly nad sklepem z wy­
robami tytoniowymi i właśnie tam pewnego popołudnia siedział
w ciepłej bonżurce, tureckiej czapeczce na głowie i z dużym
pucharem brandy w dłoni. Obok niego na małym stoliku leżał
szkicownik, ołówek oraz dwadzieścia gwinei drobnymi. Tylko
tyle mu zostało do końca dnia.
Poprzedniej nocy grał w bezika w klubie Cocoa Tree przy
Pall Mail i wygrał kilkaset gwinei. Jednak większość z tego
poszła na spłacenie najbardziej niecierpliwych wierzycieli.
Przede wszystkim zapÅ‚aciÅ‚ za kilka miesiÄ™cy czynszu wÅ‚aÅ›­
cicielce mieszkania, która stała się ostatnio bardzo nieuprzejma.
UregulowaÅ‚ też krawca, bo ten odmówiÅ‚ mu dalszego prze­
dłużenia kredytu, a i szewc zwrócił uwagę, że Hugh jest mu
winien ponad sześćdziesiąt funtów i byłby wdzięczny, gdyby
przed zamówieniem nastÄ™pnej pary butów zlikwidowaÅ‚ zaleg­
łości. Spózniał się też ze składką do klubu White, z którego
przysłano mu grzeczne, lecz stanowcze upomnienie, będące
wyraznym ostrzeżeniem, że w razie ociągania się może utracić
członkostwo.
Hugh uważał spłacanie wierzycieli za stratę pieniędzy, ale
w tym wypadku nie miaÅ‚ wyboru. PewnÄ… rekompensatÄ™ stano­
wiła uśmiechnięta właścicielka domu przysyłająca mu znowu
na górę siekane kotlety i kawałki domowego jabłecznika. Hugh
lubił dobrze zjeść i jednym z powodów, dla których wybrał
to, a nie inne mieszkanie, był fakt, że pani Hart uchodziła
w okolicy za wyśmienitą kucharkę.
Podniósł szkicownik i przejrzał go: znajdowało się w nim
kilka rysunków przedstawiających pokój w St. Giles, w którym
był ze Springerem i Bobem. Wyrafinowany wzór na suficie
wskazywałby na to, że dom należał kiedyś do osoby z wyższych
97
sfer - przynajmniej na początku. Hugh zastanawiał się, czy nie
powinien się ubrać i przejść się do White. W bibliotece klubu
znajdowało się kilka publikacji dotyczących architektury. Może
w nich znalazłby jakieś wskazówki, które pomogłyby mu
odnalezć tamten dom. A przy okazji mógÅ‚by spróbować szczęś­
cia przy stoliku z faro.
Kilka godzin pózniej odsuwał krzesło od stolika, żegnając
się krótkim burknięciem z partnerami od gry. Wyszedł z sali,
w której stały stoły karciane. Przed przyjściem do klubu
założył, że postawi nie więcej niż dziesięć gwinei. Przegrał je.
W bibliotece też niewiele się dowiedział, tylko tyle, że budynek
znajduje się prawdopodobnie w pobliżu ulicy Great Queen
i być może byÅ‚ częściÄ… projektu architektonicznego realizowa­
nego przez sir Kenelma Digby'ego w siedemnastym wieku.
Wyszedł z salonu gier i skierował się w stronę schodów.
- Hugh!
To był Alexander.
Hugh pospiesznie minął brata, ale ten pochwycił go za ramię.
- Wyglądasz na przygnębionego. Nie poszczęściło ci się
w grze, co? Chodz, zjesz ze mnÄ… kolacjÄ™.
- Cholerny bogacz - mruknÄ…Å‚ Hugh, ale byÅ‚ gÅ‚odny i po­
trzebował się czegoś napić, więc pozwolił się wciągnąć do
jadalni.
Zdecydowali się na smażone szprotki i pieczone filety
cielęce podlewane winem, porto i brandy. Hugh się rozgadał
i wygÅ‚osiÅ‚ chaotycznÄ… tyradÄ™ na temat dwóch mężczyzn, z któ­
rymi łączą go jakieś interesy. Co on, do diabła, znowu knuje,
zastanawiał się Alexander. Niczego nie komentował, tylko
uzupełniał kieliszek brata. Ciemne typki, ciągnął Hugh przez
zaciśnięte zęby, którym się wydaje, że go wywiodą w pole,
98
ale on nie j est pierwszym lepszym naiwniaczkiem. Nie, wkrótce
będą żałowali tych swoich podejrzanych machlojek.
- Nie wiedzie ci siÄ™, co, Hugh?
- A gdyby nawet, to co?
- Powinieneś znalezć sobie jakąś pracę. Jedz do Indii. Tam
można sporo zarobić.
- Do Indii?! - zawoÅ‚aÅ‚ Hugh tak gÅ‚oÅ›no, że kilku czÅ‚on­
ków odwróciÅ‚o siÄ™ w ich stronÄ™ i zaczęło siÄ™ im przyglÄ…­
dać. - Nie wrócę do tej śmierdzącej dziury, nawet gdyby mi
ktoś za to zapłacił. Odrażający kraj. Obrzydliwi, brudni
ludzie.
- Nie zawsze tak myślałeś - rzucił Alexander, marszcząc
czoło. -Nasza niania opowiadała mi, że bardzo kochałeś Indie.
Nie pamiętasz już, jak Sikander uczył cię jezdzić konno? On
na pewno ciebie pamiętał.
- Parszywy Patańczyk. Niania też była okropna. - Hugh
skrzywił się, hamując wybuch wściekłości. Sięgnął po butelkę
brandy i wlał sobie pełny kieliszek niepewną ręką. - Nigdy
nie wspominam tamtych czasów.
Alexander doszedł do wniosku, że z bratem jest naprawdę zle.
Hugh opróżnił kieliszek, wlał sobie następny, czknął, a potem
powiedział:
- JadÄ™ do Peverell Park. BojÄ™ siÄ™ o ojca. MyÅ›lÄ™, że powi­
nienem się z nim zobaczyć.
- Tak?
- Zabiorę ze sobą mojego nowego służącego. Podobno
potrafi jezdzić konno. Zobaczymy. Dobry chłopak. Zna się na
koniach.
- DokÄ…d idziesz?
- Do diabła, co cię to obchodzi?! - krzyknął Hugh wojow-
99
niczo. - Nie muszę opowiadać się przed tobą, ty przeklęty
bękarcie.
Kilku mężczyzn podniosło głowy i spojrzało na nich. Jeden
z nich, pan Bertram Camborne, prawie uniósł się z krzesła.
Alexander podchwycił jego wzrok i potrząsnął głową. Bertie
usiadł.
- No, Hugh - powiedział cicho. - Czas do łóżka. - Podniósł
brata i skinął na kelnera. - Powiedz Robertowi, żeby przywołał
dorożkę dla pana Peverella.
- Oczywiście, sir.
Alexander odprowadził brata do dorożki, podał woznicy
adres i kilka szylingów.
- Dopilnuj, żeby dotarł do mieszkania, dobrze?
Patrzył za odjeżdżającą dorożką, dopóki nie zniknęła mu
z oczu, po czym ruszył powoli St. James Street w stronę [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • sklep-zlewaki.pev.pl