[ Pobierz całość w formacie PDF ]

- Ale chyba Rannockowie byli zbyt dumni, aby się na to
zgodzić? - pytała Rosemary.
- Szkoci z gór to społeczeństwo wojowników, plemienne
na dnie, a feudalne na wierzchu, czerpiące natchnienie z
tysiącletnich legend.
- Słyszałam od ojca - mówiła Rosemary - że przywódca
klanu ma wielką władzę i od jego decyzji nie ma żadnego
odwołania.
- To prawda - odpowiadał Ian - i ta reguła mogła być
zarówno okrutna, jak i dobroczynna. Ponieważ pochodzimy z
północy, mój ojciec podtrzymuje tę tradycję.
Nastawała cisza, kiedy to mówił; obie, żona i szwagierka,
zdawały sobie sprawę, że nie ma odwołania od decyzji ojca,
który skazał krnąbrnego syna na wygnanie.
Jako że wiedział, o czym myślały, Ian kontynuował:
- Może mam szczęście. Przywódca Clanraneldów nadal
karze złodzieja przywiązując go za włosy do wodorostów nad
morskim brzegiem i zostawia na pewną śmierć w czasie
przypływu Atlantyku, a Macdonald ze Sleat i Macleod z
Dunvegan wywożą setki niewygodnych im ludzi statkiem do
Ameryki.
- Ależ to barbarzyństwo! - wykrzyknęła Rosemary. Ian
uśmiechnął się.
- W klanie panowała również miłość i poświęcenie. Szkot
z gór życząc komuś powodzenia wykrzyknie:  Niech twój
wódz zwycięży!" Tym sposobem wyraża przekonanie, że od
przywódcy klanu zależy wszystko.
Opowiedział też, jak to Rannockowie, kiedy osiedlili się
na nizinach, mimo iż kontynuowali swe górskie tradycje, stali
się znacznie bardziej cywilizowani.
Dziadek Iana, który wyjeżdżał za granicę, mówił po
francusku i po łacinie tak samo, jak po celtycku i angielsku.
- Także - dodawał Ian - wprowadził wiele zmian na
zamku, przez co uczynił go znacznie wygodniejszym.
W jego oczach pojawiał się wyraz tęsknoty, kiedy myślał
o domu.
- Mój ojciec upodobnił się do Rannocków, którzy
walczyli z Anglikami z fanatyzmem, pochodzącym z głębi
duszy. Mógł być zmuszony do mieszkania na granicy, lecz
jego serce pozostało w pierwotnej ziemi Rannocków, za Perth.
Myślę, że bardziej niż czegokolwiek na świecie brakuje mu
ośnieżonych gór i ponurych zim, które zbierały ofiary
zarówno wśród ludzi, jak i zwierząt.
Rosemary wzdrygnęła się.
- Kiedy tak mówisz, kochanie - powiedziała - cieszę się,
że jestem Angielką i że mieszkamy w Anglii.
Tym razem jej mąż nie odpowiedział i Fiona pomyślała,
że łagodność południa nigdy naprawdę nie będzie dla niego
pociągająca.
W pewnym sensie był podobny do ojca, setki lat życia na
nizinach nigdy nie zagłuszyły całkowicie dzikiej północnej
krwi.
Zauważyła, że earl of Selway miał na sobie zwykłe
wieczorowe ubranie i była pewna, że jest właścicielem
ziemskim z nizin. W czasie kolacji dowiedziała się, że jego
dobra graniczą z ziemiami księcia na zachodzie.
- Kiedyś moi ludzie zażarcie walczyli z Rannockami -
poinformował Fionę - ale teraz żyjemy ze sobą w zgodzie,
przynajmniej na zewnątrz. Przyznaję jednak, że często ogarnia
mnie uczucie zazdrości, kiedy widzę srebra jego wysokości.
Fiona spojrzała na zastawę na stole i zrozumiała, co miał
na myśli. Ona też podziwiała stare kielichy i filiżanki, które
jak sądziła, były zdobywane i przekazywane z pokolenia na
pokolenie. Niektóre z nich były ozdobione bladymi
ametystami wydobywanymi w górach w kilku rejonach
Szkocji, inne wysadzane granatami i półszlachetnymi
kamieniami, których nie potrafiła nazwać.
Fascynowało ją wszystko, z czym tu się zetknęła. Do tej
pory wiodła spokojne, mało towarzyskie życie w dworku, i już
sam fakt, że obsługiwali ją ubrani w kilty służący i podawali
wyborne jedzenie w srebrnych naczyniach z herbem
Rannocków robiło na niej wrażenie.
Podano łososia, który z pewnością pochodził z jednej z
rzek w pobliżu zamku. Ciekawa była, czy książę lubi łowić
ryby tak jak jego brat.
Ian uwielbiał połowy, ale ponieważ w tej części Anglii,
gdzie mieszkali, nie było łososiowych rzek, musiał zadowolić
się łapaniem małych, cętkowanych, brązowych pstrągów.
Betsy oprawiała je, przyrządzała i wszyscy potem jedli ze
smakiem.
Czasami Ian opowiadał o łososiach, które łowił w swoich
rzekach i potokach, a z jego tonu Fiona mogła wywnioskować,
jak bardzo mu tego brakowało i jak bardzo tęsknił za swym
dawnym życiem.
Ale miłość do Rosemary wynagradzała mu wszystko i
Fiona wiedziała, że tak naprawdę szwagier nie żałuje swojej
decyzji, tylko czasem ogarnia go nostalgia.
Z każdy daniem jej nienawiść do księcia wzrastała, aż w
końcu, widząc, jak góruje nad wszystkimi u szczytu stołu, nie
mogła się powstrzymać, by nie powiedzieć, co o nim myśli.
Jak mógł zagarnąć wszystko dla siebie i nigdy nawet nie
pomyśleć o bracie, który borykał się z trudnościami, by
utrzymać żonę i dziecko.
Wątpię czy Ian posiadał choć tyle, ile on wydaje przez rok
na swoje psy!, pomyślała Fiona i poczuła, jak zaciskają jej się
usta.
- O czym pani myśli, panno Windham? - spytał earl of
Selway siedzący obok niej.
- Obawiam się, że to raczej buntownicze myśli -
odpowiedziała Fiona uczciwie.
Nie bała się, że książę usłyszy, co mówi, ponieważ lady
Morag, która siedziała po jego prawicy, robiła wszystko, by
przyciągnąć uwagę księcia, i szeptała w poufały sposób, który
nie dopuszczał, by inni przyłączyli się do rozmowy.
- Buntownicze? - zdziwił się earl. - W takim razie niech
pani będzie ostrożna! Rannockowie ciągle mają nieokiełzaną
naturę i może się pani przebudzić uwięziona w lochach lub [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • sklep-zlewaki.pev.pl