[ Pobierz całość w formacie PDF ]

powinna.
- Mówiłam ci, \ebyś nie był taki miły. Odpowiedział jej takim
seksownym uśmiechem, \e a\ zadr\ała.
- To jedna z twoich zasad?
- Tak.
- A zasady są po to, \eby je łamać. - Stan spojrzał na zmierzającą
w stronę wody grupę dzieci. - Ja mam kierować zajęciami na jachcie.
A ty?
- Jestem odpowiedzialna za bezpieczeństwo.
- Rozumiem. - Stan kiwnął głową w stronę zbli\ającego się ku
nim chłopca. - Chciałbym, \ebyś kogoś poznała. To Jordan Goff , a to
Jenna Anderson.
Nazwisko było dziwnie znajome. Jego spojrzenie te\ coś Jennie
przypominało.
- Miło cię poznać, Jordanie.
- Wzajemnie. Jenna zmru\yła oczy.
- Czy ty czasem nie masz starszego brata? Zaraz, zaraz, jego imię
zaczyna się na literę T.
- Tim - odparł ostro\nie Jordan. - Tak ma na imię mój brat.
Jenna kiwnęła głową, ale nic nie powiedziała. Podejrzewała, \e
dla Jordana oskar\ony o kilka przestępstw Tim to niewygodny temat.
- Jezdziłeś ju\ kiedyś na nartach wodnych? - spytała. Wcią\
jeszcze czujny Jordan wzruszył ramionami.
- Nie, ale doktor Stan twierdzi, \e ze slalomem powinienem sobie
poradzić.
- Zazdroszczę ci - mruknęła Jenna.
- Pani nie będzie pływać?
- Podobno moja kostka by tego nie wytrzymała. - Jenna z
wyrzutem spojrzała na Stana. - Złamałam ją, grając w kosza.
- Pani gra w kosza? - Chłopak spojrzał na nią z wyraznym
podziwem.
- Owszem - wtrącił się Stan. - Kiedyś nawet ze mną wygrywała.
- Dopóki nie urósł.
- Super. Teraz ja go ogrywam.
- Przestań się chwalić i idz do wody. Jordan posłusznie ruszył do
jeziora, a Jenna poczuła na sobie wzrok Stana.
- Co wiesz o Timie?
- Nic dobrego. Szkoda gadać! Stan zmarszczył brwi.
- Zastanawiam się, czy trudno by mi było adoptować Jordana.
- Chyba \artujesz. To nie to samo co przygarnąć psa. Jeśli
adoptujesz chłopca, będzie twoim synem nie tylko formalnie. Przede
wszystkim emocjonalnie. I to na długo.
Stan zesztywniał.
- Czy\byś uwa\ała, \e nie nadaję się na ojca? Jenna natychmiast
po\ałowała swoich słów. Wcale nie chciała zranić Stanleya.
- Nie, ja tylko... Zamilkła, bo zmroził ją jego wzrok.
- Nie doceniasz mnie, Jenno.
- Przepraszam.
- Naprawdę?
- Tak. Nie powinnam cię tak atakować. Stan przez chwilę
uwa\nie ją obserwował.
- Jesteś najbardziej szczerą i uczciwą kobietą, jaką znam - rzekł i
wsunął palce w jej włosy.
Bardzo jej się to spodobało. Podobał jej się tak\e ton jego głosu -
szczery, czuły i serdeczny.
- Dziękuję.
- I najbardziej tchórzliwą. Jenna a\ odskoczyła.
- Co takiego?
- Jesteś tchórzem - odparł z uśmiechem Stan. - Chcesz być ze
mną, ale się boisz.
- Wcale nie! Pierwszy raz w \yciu widzę takiego zarozumialca.
- Strachliwy dudek - odparował Stan.
- Szkoda, \e nie mam ju\ na nodze tego gipsu. Kopnęłabym cię z
rozkoszą!
- Prawda w oczy kole, co? Tym ją zaskoczył. Znów miała przed
sobą Stana z dawnych czasów. Przyjaciela. Nie mogła ju\ dłu\ej
kłamać.
Spojrzała mu w oczy, choć nie było to łatwe.
- Owszem, boję się. I co na to poradzisz?
Jenna a\ do obiadu pilnowała ładu i porządku. Kiedy dzieci zajęły
się hamburgerami, hot dogami i frytkami, mogła wreszcie usiąść pod
drzewem i odpocząć. Po chwili dołączył do niej Stan z Jordanem.
- Mo\na się przysiąść? Przyniosłem ci ciastko - rzekł Stan i nie
czekając na odpowiedz, usiadł obok niej. - Wszyscy są mokrzy oprócz
ciebie - zauwa\ył.
- Skoro nie wolno mi pojezdzić na nartach wodnych, to nie będę
się bez sensu moczyć.
- Dąsamy się? - zaśmiał się Stan.
- Nie. Tak.
- Mam na to sposób...
- Nawet nie próbuj!
Uratował ją warkot nadje\d\ającego motocykla. Stan i Jordan z
podziwem patrzyli na potę\nego harleya.
- Czy to któryś z waszych podopiecznych? - spytał Stan.
- Nie - odparła Jenna, a kiedy jezdziec wyłączył silnik i zdjął
kask, uśmiechnęła się. - Mogłam się domyślić, \e to Ben.
- Ben... No tak, to Ben Palmer! Brat Maddie - zaśmiał się Stan. -
Wieki go nie widziałem.
Kiedy Ben wydał dziki okrzyk i biegiem ruszył w ich stronę,
Jenna skrzywiła się z niesmakiem.
- O, nie! Nie patrz na nich - zakazała Jordanowi.
- Stan, stary druhu!
- Ben! Mę\czyzni padli sobie w ramiona, mocno uścisnęli dłonie,
a potem zgodnie splunęli na ziemię.
- Co oni robią? - zdziwił się Jordan.
- Kiedyś byli w jednej paczce. To taki ich stary zwyczaj. Bądz
tak miły i zapomnij, \e to widziałeś.
- Jenno Jean, jak się masz? - Ben w końcu i na nią zwrócił
uwagę. - Słyszałem o twojej nodze. Mnie tam się ona podoba.
Podobno Stan się tobą zajął.
- Stan zajął się nie mną, ale moją nogą. I to w szpitalu - dodała i
szybko zmieniła temat. - Czym to się w tym tygodniu zajmujemy?
Ostatnio byłeś bramkarzem w jakimś klubie.
- Teraz pracuję w warsztacie samochodowym. Na pierwszej
zmianie. Dlatego mogłem tu do was zajrzeć.
- Czyli sporządniałeś? Ben przybrał niewinny wyraz twarzy.
- Zawsze byłem porządny. Prawda? - zwrócił się do Jordana.
Jordan, który pierwszy raz widział Bena na oczy, ale uwielbiał
motory, nie mógł się z nim nie zgodzić.
- Prawda. Stan z zaciekawieniem spojrzał na Bena i Jennę.
- Widzę, \e wy z kolei ani na chwilę nie straciliście ze sobą
kontaktu.
- Owszem. - Ben uśmiechnął się i objął Jennę. - Aączy nas coś
wa\nego.
- Tak?
- Tak. I to na całe \ycie. Stan był ju\ bardzo zaniepokojony.
- Co takiego? Jenna dała Benowi mocnego kuksańca pod \ebro.
- Jesteśmy chrzestnymi rodzicami syna Maddie. Co noc modlę
się, by moja przyjaciółka do\yła co najmniej setki. Nie dlatego, \e nie
lubię Daveya. Uwielbiam go i wzięłabym go do siebie w ka\dej
chwili. Po prostu nie zniosłabym kłótni, jakie wiodłabym z Benem na
temat przyszłości chłopca.
- Ty byś go wychowała na maminsynka - stwierdził Ben.
- A ty na chuligana - odgryzła się Jenna. Stan stanął między nimi
i podniósł ręce do góry.
- Spokój!
- Ona i tak wie, \e jestem świetnym facetem - powiedział Ben do
Stana. - Wiesz co, wezmę sobie hamburgera i potem pogadamy,
doktorku.
- Dobrze. Kiedy zostali tylko we dwoje, Stan pogładził Jennę po
ramieniu.
- A więc naprawdę wiesz, \e fajny z niego facet? Niezbyt pewna
własnych nóg, Jenna wolała usiąść.
- Zgrywa idiotę, ale to naprawdę dobry człowiek. Kiedyś bałam
się, \e warsztat, w którym pracuje, zajmuje się kradzionymi autami,
ale tak nie było. On tylko wcią\ nie wyrósł z okresu buntu. Niektórzy
nigdy z niego nie wyrastają - dodała, spoglądając znacząco na Stana.
- To wcale nie takie złe - odparł Stan, siadając obok niej. -
Podobno buntownicy są znakomitymi kochankami. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • sklep-zlewaki.pev.pl