[ Pobierz całość w formacie PDF ]
344
A co jest w trumnie?
Głupie pytanie. Wiadomo, że kościotrup... Wyszczerzyłem zęby i zrobiłem zeza. Na
wychowanym na japońskich kreskówkach chłopcu nie zrobiło to jednak wrażenia.
Czyj kotrościup? Mumii?
Zobaczymy.
Nachyliłem się nad trumną, przyświecając sobie zapalniczką. Płomień sparzył mi kciuka, syknąłem
więc, possałem piekące miejsce, po czym powtórzyłem akcję tym razem ostrożniej.
Hierschlaft im Gott ungltickliche Frau ein. IhrHerz istgebrochen. Theresa Mana von Bittz 1797-
1820* przeliterowałem napisane ozdobną czcionką epitafium.
Przeniknął mnie dreszcz. Nie wszystko z napisu rozumiałem, lecz jednego byłem pewien: odkryłem
podobno nieistniejący grób Teresy Trombollini!
Pomóż odciągnąć wieko nakazałem bratu. Muszę jej coś oddać.
Może lepiej nie, bo jak wyskoczy zombi i wyssie z nas krew, to co będzie? Widocznie
dopiero teraz się przestraszył.
Nic nie wyskoczy, tchórzu. Nie takie trumny się otwierało...
Otwierałeś trumny? Chyba mu zaimponowałem. Drobne kłamstwo, a jaki efekt!
*Hier schlaft im Gott ungltickliche Frau ein. Ihr Herz istgebrochen. Theresa Maria von Bittz 1797-
1820 (niem.) Tu spoczywa w Bogu nieszczęsna kobieta. Pękło jej serce. Teresa Maria von Bittz
1797-1820". Tłumaczenie: Katarzyna Gargasiewicz.
345
Wielokrotnie łgałem dalej. Potrzymaj zapalniczkę, sam sobie nie poświecę
zaproponowałem po chwili namysłu. Biegusiem!
Sądząc po wielkości płomienia, w zapalniczce kończył się gaz, pośpiech był więc jak najbardziej
wskazany.
Popchnięte wieko trumny drgnęło i przesunęło się odrobinę. Zagryzłem wargi, walcząc jeszcze
przez chwilę z wątpliwościami. Decyzja o naruszaniu spokoju zmarłym nie należy do
najłatwiejszych. Nie miałem jednak nic do stracenia.
Naparłem mocniej. Wieko odjechało ze zgrzytem, odsłaniając spowitą czarnym tiulem postać ze
splecionymi na piersiach dłońmi i gęstym welonem na twarzy
Nie patrz powiedziałem spierzchniętymi wargami. Glut posłusznie zamknął oczy
Wyciągnąłem pierścionek z kieszeni.
Oddaję szepnąłem pokornie i położyłem prezent od Giuseppe w zagłębieniu dłoni
zmumifikowanej kobiety
Gaz w zapalniczce skończył się w najmniej pożądanym momencie. Odskoczyłem od katafalku,
obejmując dygocącego ze strachu braciszka.
Dziękuję... Jan... westchnęła ciemność.
Nagle ściany krypty pokryły się błękitnymi ognikami, które popełzły od posadzki aż na sklepienie,
by w górze zapłonąć żarzącą się kulą.
Odrętwiały, patrzyłem z fascynacją, jak światło opada na trumnę, oblewając zwłoki Teresy
Trombołlini. Szarpnięte niepojętą mocą wieko nasunęło się z powrotem na sarkofag,
346
a katafalk rozbłysnął stłumionym błękitem. Zaraz potem spod pokrywy wypłynął cieniutki
promyczek światła, który prześliznął się po ścianie, po czym wniknął w jedną z cegieł tuż nad
posadzką. Zanim promyk zgasł, dostrzegłem, że owa cegła odstaje ze ściany na kilka centymetrów.
Ocknąłem się i stuknąłem w nią czubkiem buta.
Wtedy ściana zgrzytnęła i przesunęła się w tył, ukazując bardzo wąskie strome stopnie, podobne do
tych spod ołtarza. Jednocześnie gdzieś nad naszymi głowami rozległ się przyprawiający o gęsią
skórkę chrzęst.
Zdaje się, że ktoś się nam odwdzięczył, maleńki... Idziemy! zakomenderowałem, popychając
przed sobą Gluta.
Wchodziliśmy po stopniach, ocierając się ramionami o cegły, aż wreszcie krzyknęliśmy z
zachwytu, kiedy zalał nas łagodny słoneczny blask. Przez otwór, utworzony przez rozsunięte
połowy sklepienia, zobaczyłem jesienne niebo...
Siedziałem, przytulając Krzysia, na odkrytym marmurowym nagrobku. Byliśmy na cmentarzu
rodzinnym von Bitt-zów, dwa kroki od zdewastowanej kapliczki.
Znałem to miejsce. Przewodnik oprowadzający po muzeum twierdził, że w 1946 roku otwarto grób
Teresy i znaleziono w nim jedynie zardzewiały sztylet z początku dziewiętnastego wieku. Uznano
wówczas, że hrabia wywiózł zwłoki przedwcześnie zmarłej małżonki najprawdopodobniej do
Paryża i tam pochował je pod innym nazwiskiem.
Jesteśmy wolni ucałowałem drżącego jeszcze malca. Koniec koszmaru, braciszku,
idziemy do domu.
347
Chce mi się pić mruknął w odpowiedzi.
Było dwadzieścia po pierwszej, czyli pewnie nadal nikt nie wie o porwaniu. Trzeba się pośpieszyć i
załatwić tę sprawę do końca.
Zaraz się napijemy, umyjemy i odpoczniemy Głowa do góry...
' Raczej ręce do góry!
Zza kapliczki wyszedł mężczyzna w beżowym płaszczu i z zasłoniętą szalikiem twarzą. Mierzył do
nas z pistoletu. Za plecami mężczyzny pojawiła się uśmiechnięta Gosia Rosomak.
To ona mnie zastrzykowała! przerażony Krzyś chwycił moją dłoń.
Czarodziej z ciebie, Cyna, drugi David Copperfield!
klasnęła dziewczyna z uznaniem, posyłając Glutowi całusa. Jak to możliwe, że się stamtąd
wydostałeś?
Odczep się, nikomu o niczym nie powiem, przysięgam!
zapewniałem, uderzając się w pierś.
Na pewno nie powiesz skwitowała. Dobrze, że przyjechaliśmy sprawdzić, tato. Jak
zwykle miałam nosa.
Po co z nim rozmawiasz? zniecierpliwił się mężczyzna. I tak za dużo wie.
To bez różnicy, tato, przecież obaj są już martwi. Za chwilę znów wylądują pod ołtarzem.
Zemdliło mnie.
Martwi? Przecież...
Mówiłem ci, Janku, że trzeba po sobie posprzątać! Gangster zdjął z twarzy szalik.
348
P-pan Karol? wyjąkałem z niedowierzaniem. Tato Gośki?
Nikt inny, sąsiedzie. Zamiast wścibiać nos w nieswoje sprawy, mogłeś zająć się czymś
pożytecznym. Na przykład pomalować ogrodzenie. Ale wolałeś wskazać gliniarzom skrytkę pod
psią budą. I teraz ja nie mam pieniędzy, a ty nie żyjesz! Odbezpieczył broń.
349
Proszę pana, ja nigdy... stanąłem tak, by zasłonić Krzysia. Przed oczami latały mi ciemne
plamy Ja napraw-dę...
Wtedy usłyszałem stłumione warknięcie. Z zarośli wybiegł Dyzio, rzucając się na powitanie
swojego pana. Skąd wziął się ten kundel...?
Dobranoc! Karol wyprostował ramię i nacisnął spust.
Poczułem rozdzierający ból i odpłynąłem w mrok.
350
Rozdział 33.
DERKI
Kołysanie stawało się coraz słabsze widocznie okręt wpłynął na spokojniejsze wody
...się budzi... widziałem łagodny głos ojca dobiegał do mnie falami, jakby mówiąc, tato
zasłaniał i odsłaniał usta.
Uniosłem powieki.
Synku...
Ujrzałem pochylone nade mną rozmyte twarze. Spróbowałem się skupić na jednej z nich. Na
bladoróżowej galaretowatej plamie niespiesznie zarysował się kształt nosa, oczu i postrzępionej
grzywki.
Kołysanie ustało.
Mama? wybełkotałem ustami pełnymi śliny. Kajutę rozjaśniało dziwne światło o
pastelowych barwach.
Tak, kochanie? Z kolorowej mgły wyłoniła się kobieca dłoń i pogłaskała mnie po policzku.
Widzisz, lomku, przytomnieje...
Nareszcie! Druga z różowych plam zamieniła się w zatroskane oblicze ojca.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]