[ Pobierz całość w formacie PDF ]
deszcz z płaszcza i powiesiła go w małej szafie.
- Chyba ta wizyta na wyspie wytrąciła mnie z równowagi bardziej, niż się spodziewałam. Pokaż mi
lepiej, co znalazłeś.
- Mam to tutaj. - Hatch wyciągnął kawałek papieru z wewnętrznej kieszeni marynarki.
Kiedy Hatch się rozbierał, Jessie rozłożyła ostrożnie kartkę i zobaczyła, że to wydruk komputerowy z
ogromną ilością wyliczeń.
- Skąd to masz?
- Z kosza w męskiej toalecie. Komputery zużywają ogromne ilości papieru. Trudno jest pilnować
śmieci, nawet przy zachowaniu nadzwyczajnych środków ostrożności. Ktoś zawsze wrzuca coś przez
przypadek do kubła. - Hatch usiadł na jednym z krzeseł i wyciągnął przed siebie nogi.
Jessie osunęła się na łóżko.
- Zaglądałeś do śmieci w toalecie? Ach, to dlatego kazałeś się tam zaprowadzić. Na miłość boską!
Co ci przyszło do głowy?
- Chciałem zdobyć fragment wydruku. Byłem ciekaw, czy rzeczywiście zawiera te same dane, które
widziałem na ekranie.
- No i co? - Jessie wpatrywała się w szeregi cyfr.
- Nie. Patrzysz na programy finansowe, a nie prognozy pogody.
- Programy finansowe? Mamy więc do czynienia z oszustami.
- Niekoniecznie. Takie dane o niczym nie świadczą. Prawdziwa fundacja prowadzi przecież
rozliczenia finansowe, jak każda inna spółka. Potrzeba nam więcej informacji, zanim będziemy mogli
wyciągać jakieś ostateczne wnioski.
- W jaki sposób zdobyć te szczegóły? Hatch patrzył na nią przez dłuższą chwilę.
- Na początek proponowałbym, żeby obejrzał ten wydruk ktoś, kto zna się na komputerach i
programach komputerowych.
- Dlaczego?
Sądzisz, że zrozumiałby z tego więcej niż ty? Hatch znowu zaczął się wahać, zanim zdecydował się
powiedzieć coś więcej.
- Gdyby jakiś prawdziwy ekspert zerknął na ten wydruk, mógłby, podkreślam, mógłby skorzystać z
pewnych zawartych w nim informacji, by przeprowadzić dyskretny wywiad.
Jessie spojrzała na niego nic nie rozumiejącym wzrokiem i nagle doznała olśnienia.
- Ależ tak. Oczywiście! Co za wspaniały pomysł! Gdyby ktoś włamał się do tych komputerów,
wiedzielibyśmy, czym oni się naprawdę zajmują. A przynajmniej zyskalibyśmy pewność, że te
badania służą im jedynie za przykrywkę.
- Niewykluczone. Przy odrobinie szczęścia całkiem prawdopodobne. Oczywiście pod warunkiem, że
znalibyśmy kogoś, komu można by było powierzyć takie zadanie.
- Znamy! Alex Robin jest idealny do takiej roli. Rozpaczliwie poszukuje pracy. I zachowa dyskrecję.
Hatch bez przekonania pokiwał głową i spojrzał na nią z zadumą.
- Jessie. Wkraczamy na śliski grunt. Wiesz o tym równie dobrze jak ja. - Jeśli Jutrzenka Nadziei
okaże się uczciwą instytucją, natychmiast się wycofamy. Powiem pani Attwood, że trudno im
cokolwiek zarzucić, i poradzę, żeby spróbowała jakoś inaczej odzyskać córkę. Ale jeśli to banda
naciągaczy, moja klientka zyska cenne informacje. Będzie mogła pójść na policję albo pogadać z
dziennikarzami i zdemaskować Brighta dokładnie tak, jak sobie życzy.
- Moim zdaniem powinna zatrudnić prywatnego detektywa, a nie asystentkę wróżki.
- Postaraj się zmienić nastawienie. Nie możemy jeszcze powierzyć tej sprawy komukolwiek innemu.
- Jessie rozwinęła ostrożnie wydruk i wrzuciła go do torebki. Najpierw trzeba się dowiedzieć czegoś
więcej. Kiedy będziemy już mieli dowody w ręku, zostawimy decyzję w rękach pani Attwood.
jestem ci bardzo wdzięczna. Nawet nie wiesz, jak bardzo.
- Tak?
Skinęła poważnie głową.
- Oczywiście. Nie byłam pewna, czy cię zabrać, ale okazałeś się naprawdę bardzo pomocny.
- Nawet nie wiesz, co ten komplement dla mnie oznacza. Jessie spojrzała na niego krzywo,
zastanawiając się, czy przypadkiem nie żartuje, i po raz kolejny doszła do wniosku, że Hatch mówi
śmiertelnie poważnie.
- Bez ciebie nie zdobyłabym tak cennej informacji.
Trafiłeś na pierwszy ważny ślad, odkąd udało mi się dostać zaproszenie.
- Właśnie miałem zamiar porozmawiać z tobą na ten temat.
- O zaproszeniu? - Nie rozumiem. Hatch spojrzał jej prosto w oczy.
- Nie odniosłaś czasem wrażenia, że zdobyłaś je zbyt łatwo? Nawet trochę zbyt łatwo?
- Wcale nie. Doszłam po nitce do kłębka. Szczęśliwym zbiegiem okoliczności, David studiuje w
Butterfield i odnalazł Nadine Williams.
- Jako cyniczny biznesmen nie wierzę w szczęśliwe zbiegi okoliczności. Zastanawiam się, dlaczego
oni włożyli tyle energii w zorganizowanie tego całego przedstawienia i nie zadali nam żadnych pytań.
- Nie widzę w tym nic dziwnego. Przecież zależy im na dotacjach.
- Dlaczego nie organizują tych wycieczek dla całych grup takich naiwniaków? Dlaczego dostosowują
się do podanych przez nas terminów? Ten przelot musiał słono kosztować.
Jessie zamilkła z wrażenia.
- Rozumiem, o co ci chodzi. Pewnie sądzisz, że nas o coś podejrzewają?
- Jeszcze nie wiem, co myśleć. Ale na pewno coś mi tutaj nie gra. To wszystko zupełnie mi się nie
podoba. - Sprawy zaczynają się komplikować.
- Istotnie.
- Przynajmniej coś się dzieje. Moje poprzednie zajęcie nie było nawet w połowie tak interesujące.
- A gdzie ty ostatnio pracowałaś? Zaraz ... chyba dla Benedict Fasteners ...
- Nie rób takiej miny. Mogło być gorzej. W innych okolicznościach na pewno utrzymałabym posadę
w waszej firmie.
- Wiem, że powinienem dostrzegać dobre strony tej sytuacji, ale jakoś nie potrafię. Jessie spojrzała
na niego uważnie. - Czy to miał być żart?
- Sądzisz, że nie mam poczucia humoru?
- Jeszcze nie wiem.
- W każdym razie zupełnie poważnie chcę iść z tobą do łóżka.
Jessie podskoczyła na równe nogi i strąciła ze stolika mały talerzyk na cukierki.
- O, cholera - mruknęła i schyliła się, by go podnieść.
Przynajmniej się nie rozbił. Jessie była wdzięczna losowi choć za to. Stawiając naczynie na stole,
wyjrzała przez okno.
- Dlaczego tak się zawsze denerwujesz w moim towarzystwie?
- Nie wiem - Bezmyślnie mięła zasłonę, wpatrując się w deszczową ciemność za oknem. - Skąd
wiesz, że mamy szanse na naprawdę poważny, długotrwały związek?
- Nigdy nie myślałem o poważnym, długotrwałym związku. Chcę się z tobą ożenić.
- Widzisz? Właśnie dlatego nigdy nie wiem, czy żartujesz, czy mówisz poważnie. To mnie bardzo
niepokoi. Dlaczego po prostu nie odpowiesz mi na pytanie? Skąd ta pewność, że powinniśmy
spróbować?
- Z tobą jest dobrze - powiedział po dłuższym namyśle.
- Co to znaczy?
- Myślę, że nam się uda - odparł, wzruszając ramionami.
Zcisnęła mocniej zasłonę.
- Ale czego oczekujesz od ... takiego związku? - Słowo małżeństwo nie chciało jej przejść przez
gardło.
- Tego co wszyscy. Lojalnej żony. Mam trzydzieści siedem lat. Pragnę dzieci. Chcę się odciąć od
przeszłości. Wychowałem się na ranczo, pamiętasz? I w jakimś sensie wciąż tam tkwię. Kiedy założę
własną rodzinę, będę wreszcie czuł, że mam prawdziwy dom.
- Czyżby zegar biologiczny tykał ci zbyt głośno?
- Sądzisz, że tylko kobiety słuchają takich zegarów? -spytał, wykrzywiając usta w lekkim uśmiechu.
- Przyznam, że się nad tym nie zastanawiałam. - Westchnęła. - Ale na pewno nie byłabym dobrą,
pomocną żoną dla biznesmena. Przecież o tym wiesz, prawda? Ciosałabym ci kołki na głowie,
[ Pobierz całość w formacie PDF ]