[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Jednak komendant niezbyt się przejął.
- Niech będzie - powiedział. - Zdrada.
Przez chwilę Pałka zastanawiał się, co zaszło. To sprawka Ogierka - pewnie zdołał
jakoś nagrać ich rozmowę. Utrapienie. Z drugiej strony, musiał przyznać, że centaur okazał się
bardzo pomysłowy.
Szybko podszedł do głównego pulpitu i wyłączył przekaz Ogierka. Nie byłoby dobrze,
gdyby Opal usłyszała jego dalsze słowa, zwłaszcza fragment o mającym ją spotkać
nieszczęśliwym wypadku. Chyba będzie musiał skończyć z przemówieniami. No, trudno. Poza
tym wszystko szło jak z płatka.
- Zdrada! - syczał Auskoń.
- Owszem - przyznał Pałka. - Zdrada. - Po czym natychmiast powiedział: - Komputer,
uruchomić armaty DNA. Upoważniony W. Pałka. Alfa alfa dwa dwa.
Opal radośnie okręciła się na poduszkowym fotelu i z zachwytem klasnęła w dłonie.
Jaki ten Wrzosiec jest brzydki, a jaki zły!
Wzdłuż i wszerz Laboratoriów Koboi armaty DNA uniosły się w łożyskach i
przeprowadziły szybkie testy autodiagnostyczne. Nie licząc niewielkiego wycieku w
pomieszczeniu dowództwa, wszystko było w porządku. A zatem bezzwłocznie zastosowały się
do parametrów programu i w tempie dziesięciu wybuchów na sekundę wzięły na cel wszystkie
istoty z goblińskim DNA.
Akcja przebiegła szybko i sprawnie, jak wszystko w firmie Koboi. Po niespełna
dziesięciu sekundach armaty ponownie osiadły na łożyskach. Zadanie wykonano, a w całym
budynku pozostało około dwustu nieprzytomnych goblinów.
- Uff - rzekła Holly, przekraczając rzędy chrapiących wrogów. - Ledwie się nam udało.
- Mnie to mówisz? - przytaknął Bulwa.
Pałka kopnął śpiącego Pluję w odwłok.
- No i widzisz, Artemisie Fowl, twoje wysiłki na nic się nie zdały - powiedział,
wyjmując Redboya. - Twoi przyjaciele są tam, a ty tutaj. Gobliny straciły przytomność, a ich
pamięć zostanie wkrótce zatarta za pomocą bardzo niestabilnych substancji chemicznych.
Dokładnie tak, jak sobie zaplanowałem. - Uśmiechnął się do unoszącej się w górze Opal. -
Dokładnie tak, jak my to zaplanowaliśmy.
Opal odwzajemniła uśmiech.
W innych okolicznościach Artemis nie powstrzymałby się od szyderczej uwagi. Lecz
obecnie jego umysł zaprzątała myśl o nadchodzącej śmierci.
- Teraz - ciągnął Pałka - po prostu przeprogramuję działa, by uwzględniły twoich
przyjaciół, przywrócę działanie broni SKR i przejmę władzę nad światem. I nikt mnie nie
powstrzyma.
Rzecz jasna, nikt nigdy nie powinien mówić takich rzeczy, a już zwłaszcza
arcyprzestępca. To po prostu kuszenie licha.
Spiesznie idąc korytarzem, Butler dogonił pozostałych przed drzwiami wewnętrznego
gabinetu. Jedno spojrzenie przez kwarcową szybkę wystarczyło, by zrozumiał, w jakich
opałach znalazł się Artemis. A więc pomimo ostrzeżeń jego chlebodawca znów naraził się na
śmiertelne niebezpieczeństwo! Jak ochroniarz ma pełnić swe obowiązki, gdy jego podopieczny,
metaforycznie mówiąc, bezustannie pcha się w paszczę lwa?
Służący poczuł, jak wzbiera w nim testosteron. Od Artemisa dzieliły go tylko drzwi -
jedne marne drzwi, zbudowane, by powstrzymać wróżki z promiennikami. Cofnął się o kilka
kroków.
Holly domyśliła się, co chodzi Butlerowi po głowie.
- Szkoda zachodu. Te drzwi zostały wzmocnione.
Nie odpowiedział. Już nie mógł. Prawdziwy Butler zniknął, pozostała tylko adrenalina i
brutalna siła.
Z rykiem rzucił się na drzwi, koncentrując całą swą ogromną moc w trójkącie ramienia.
Drzwi, mające powstrzymać wybuchy plazmy i akty umiarkowanej przemocy, nie mogły się
oprzeć komuś takiemu jak Butler. Pod ciosem, który powaliłby średniej wielkości hipopotama,
metalowy portal pękł niczym arkusik aluminiowej folii.
Siła rozpędu rzuciła służącego daleko w głąb gabinetu. Holly i Bulwa ruszyli w ślad za
nim po gumowej posadzce, przystając jedynie, by zabrać poległym goblinom lasery Softnose.
Pałka jednak był szybszy. Chwycił Artemisa wpół i zawołał:
- Nie ruszać się! Inaczej zabiję Błotniaka!
Lecz Butler nie zatrzymał się. Kiedy jeszcze myślał racjonalnie, chciał po prostu
obezwładnić Pałkę. Teraz za wszelką cenę pragnął go zniszczyć i gnał przed siebie z
wyciągniętymi ramionami.
Holly rozpaczliwie chwyciła się jego pasa, usiłując go powstrzymać, lecz on powlókł ją
za sobą, podobnie jak samochód nowożeńców ciągnie serpentyny i wstążki.
- Butler, stój! - jęknęła elficzka.
Ochroniarz nie zwracał na nią najmniejszej uwagi.
Holly nie puszczała, rozpaczliwie hamując obcasami.
- Stój!!! - powtórzyła i tym razem nasyciła głos mesmeryczną mocą.
Butler ocknął się. Jaskiniowiec w nim trochę osłabł.
- Właśnie, Błotny Człowieku - powiedział Pałka.
- Słuchaj kapitan Niedużej. Przecież możemy się jakoś dogadać.
- %7ładnych układów, Wrzosiec - oznajmił Bulwa.
- Wszystko skończone. Puść Błotnego Chłopaka.
Pałka odbezpieczył Redboya.
- Akurat!
Przed oczami Butlera rozgrywał się jego najgorszy koszmar. Powierzony mu chłopiec
znalazł się w rękach gotowego na wszystko psychopaty. I on, ochroniarz, nie mógł nic na to
poradzić.
Zadzwonił telefon.
- To chyba do mnie - rzekł Artemis odruchowo. Rozległ się kolejny dzwonek. Tak jest,
to była jego komórka. Niesłychane, że w ogóle działała, zważywszy, przez co przeszła. Artemis
szarpnięciem otworzył futerał.
- Tak?
Czas jakby się zatrzymał. Nikt nie wiedział, czego się spodziewać.
Artemis rzucił telefon ku Opal Koboi.
- To do ciebie.
Chochliczka spłynęła w dół na fotelu i chwyciła urządzenie. Pałka odetchnął głęboko.
Instynktem pojął, co nastąpi, choć jego mózg jeszcze tego nie wykombinował.
Opal przyłożyła maleńką słuchawkę do spiczastego ucha.
- ...doprawdy, Ogierek! Naprawdę sądzisz, że zadawałbym sobie tyle trudu, by potem
dzielić się władzą? O, nie! Kiedy skończy się ta zabawa, pannę Koboi spotka tragiczny
wypadek. A może nawet kilka wypadków...
Z twarzy Opal odpłynęła wszelka krew.
- Ty! - zaskrzeczała.
- To podstęp! - zawołał Pałka. - Próbują poszczuć nas na siebie nawzajem!
Lecz jego oczy powiedziały jej prawdę.
Mimo niewielkich rozmiarów chochliczki to krewkie istoty. Wytrzymują wiele, by
potem eksplodować z tym większą siłą. I dla Opal Koboi nadszedł czas eksplozji. Ujęła
sterownik fotela i wprowadziła go w ostry lot nurkujący.
Pałka nawet się nie zawahał. Władował w fotel dwie serie, jednak wybuchy
powstrzymała gruba poduszka.
Opal runęła na byłego wspólnika, który obronnym gestem uniósł ramiona. Artemis
upadł na podłogę. Pałka, niefortunnie zaplątany w poręcz fotela, wzleciał do góry, unoszony
przez chochliczkę rozwścieczoną jak dzika kotka. Przez chwilę wirowali po pomieszczeniu,
odbijając się z hukiem od ścian, po czym gruchnęli prosto w otwartą klapę przewodu
plazmowego.
Niestety, plazma była aktywna. Pałka sam ją uaktywnił. Lecz nie zdołał już docenić
[ Pobierz całość w formacie PDF ]