[ Pobierz całość w formacie PDF ]

szkoda. Biedny staruszek! Przez prawie pół roku był obiektem mojej szczerej nienawiści,
tymczasem jakoś mi go brakuje ,
No i najważniejsze! Tata kupił mi samochód! Normalny, prawdziwy, jeżdżący! Mam prawie
nowiuśką Corse! Na święta wielkanocne. Zieloną!
Szklanka jest pełna...
Ciekawe, kiedy ją wyleję...
8 kwietnia, poniedziałek, wcześnie rano
Nienawidzę poniedziałków ! Nie jest to zbyt oryginalne, jednak wspomnienie weekendu jest
tak silne, że wielka torba z książkami czekająca na mnie w przedpokoju wzbudza konwulsje.
Jedyna dobra rzecz w tym poniedziałku jest taka, że zaraz wsiądę do mojej zielonej żabki i
pojadę - bezproblemowo (czyt. bez proszenia, błagania, płakania, pchania, kopania) - na
uczelnię.
A wieczorem... wieczorem robię kolację!
Dla mojego Misiaczka !
8 kwietnia, poniedziałek, po południu
Urwałam się z ostatnich zajęć, żeby zdążyć zrobić zakupy. Aga dzisiaj idzie na randkę z
Mikim, chata wolna, więc ja robię kolację dla mojego Misiaczka.
Chodząc po hipermarkecie, zastanawiałam się, co by tu kupić. Najlepiej zrobię coś
nieskomplikowanego, bo gotowanie nie jest moją mocną stroną.
Co my tu mamy? Może spaghetti? Nie, nie umiem robić tego farszu... Zaraz, zaraz... Tu jest
wszystko gotowe, takie w proszku.
Już zaczęłam sobie wyobrażać, jak jemy ten niebiański wymysł Włochów z jednego talerza i
tak, jak w tej bajce Zakochany kundel, wciągamy razem tę samą nitkę makaronu, po czym
nasze usta spotykają się w nieśmiałym pocałunku...
Z romantycznego uniesienia wytrącił mnie szorstki głos jakiejś baby:
- Kupujesz czy się gapisz? Bo tu wózkiem nie można przejechać, jak tak stoisz na środku!
Rety! Jaka złośnica! Nienawidzę supermarketów. Mimo, że są takie wielkie, zawsze w nich
jest dziki tłum. Zupełnie, jakby wszyscy ludzie nagle zwołali się i kupowali cały zapas
żywności na co najmniej rok. Boshe, ile to społeczeństwo je!
Tak, spaghetti może być dobrym pomysłem, tylko trochę mało oryginalnym. Może coś mniej
pospolitego. Tylko co?
- Cześć, Majka!
Wystawiłam głowę znad półki z półproduktami (uznałam, że zaoszczędzą mi czas, więc tam
zaczęłam szukać czegoś na super romantyczną kolację). Qrde! To ten czubek. Znowu...
- Cześć... Dawid! - odpowiedziałam niechętnie.
- Co robisz?
- Zakupy.
Pytanie było retoryczne, odpowiedz też.
Zapadła kłopotliwa cisza. Ciekawe, po co mnie zaczepia, skoro nie ma mi nic do
powiedzenia. W końcu czubek odzyskał mowę:
- Umówimy się?
- Co?
- Pytam, czy się umówimy - odpowiedział spokojnie i spojrzał na swoje buty. Były czyste.
Nie wiem, o co mu chodziło.
- A o co chodzi - palnęłam głupio.
- Słyszałem od Grześka, że wam nie wyszło. Wygrała ta twoja koleżanka...
- A tak, no niestety wybrał ją... - udałam smutek.
- Więc pomyślałem, że skoro jesteś wolna, to może się umówimy.
- No widzisz, niestety, mam dzisiaj randkę. Właśnie szukam czegoś na romantyczną kolację.
- Rozumiem. To może jak ci się znowu nie uda, to może wtedy...
No pięknie! A dlaczego niby ma mi się nie udać?! Bezczelny! Chciałam mu coś przygadać,
powiedzieć, że tym razem to wielka miłość, że jestem z fantastycznym facetem, dla którego
chcę gotować, mimo że nie umiem, chciałam mu wygarnąć, ale już sobie poszedł.
Czubek!
Zdegustowana traumatycznymi przeżyciami w supermarkecie, postanowiłam przyspieszyć
tempo zakupów i ostatecznie zdecydowałam się na romantyczną sałatkę po grecku. To nie
może się nie udać. Kupiłam niezbędne produkty, do tego bagietki, które będziemy
romantycznie łamać, i masło koperkowe. Chciałam czosnkowe, ale mamy się przecież dzisiaj
całować, więc nie będę ryzykować.
Prawie szczęśliwa zapakowałam siaty do samochodu i pojechałam walczyć z mało
romantycznym bałaganem. Zwiadoma wyjęcia z kalendarza ostatnimi czasy Dnia Wielkiego
Mycia, dodałam gazu. Czekało mnie mnóstwo roboty.
Eee, tam! Najważniejsze było to, że po ciężkiej pracy czekał mnie romantyczny wieczór...
Szklanka jest ciągle pełna .
8 kwietnia, poniedziałek, 18.03
Mam jeszcze 57 minut. Powinnam zdążyć. Gdybym nie sprzątała godzinę, a potem jeszcze
następną myła- gary, to już bym miała wszystko zrobione.
Wzięłam się do przygotowywania romantycznej greckiej sałatki. Pokroiłam pomidorki,
oliwki, paprykę sałatę. OK, teraz oliwa z oliwek, zioła prowansalskie, świeża bazylia,
szczypta oregano... ummm... pyszne. Tylko czegoś mi tu brakuje...
Telefon! To pewnie mój Misiaczek zatęsknił. Boshe! %7łeby tylko nie przyszedł za wcześnie,
bo muszę się jeszcze wykąpać, wystroić, wyperfumować i zrobić tysiące nąjniezbędniejszych
rzeczy, takich jak depilacja nóg, wycięcie skórek i wymycie uszu...
- Kochanie, spóznię się 15 minut. Wybacz, już tęsknię!
- Dobrze, skarbie, nie szkodzi. Czekam.
- Pa, kocham cię, pa!
- Pa, skarbie...
- Tęsknisz?
- Tęsknię, jak szalona.
- Ja też... Pa!
- Pa Misiaczku!
Boshe, jaka ja jestem szczęśliwa...
Maja, wracamy na ziemię, bo się z niczym nie wyrobimy!
Otumaniona obezwładniającą miłością poczłapałam do kuchni. Sałatka gotowa, bagietki
wstawię do piekarnika przed samą kolacją, wino przyniesie Misiaczek. OK, czas na kąpiel...
Gdzie jest skrobaczka do pięt?
8 kwietnia, poniedziałek, 19.20
- No, nareszcie! Co tak długo? Nie mogłam już się ciebie doczekać.
- Kochanie ty moje, wybacz! Już jestem.
- Wybaczam...
Tu namiętny pocałunek. Jestem taka szczęśliwa...
- Głodny? [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • sklep-zlewaki.pev.pl