[ Pobierz całość w formacie PDF ]

muszkietu. Edward nauczył ją strzelać z niego na początku ich małżeństwa,
po tym, jak banda Irokezów rozwaliła drzwi w domu jego brata w Duxbury.
Wprawdzie Indianie z półwyspu Cod nigdy nie niepokoili swoich
angielskich sąsiadów, ale Lyddie zabiła z tego muszkietu niejednego lisa. Z
muszkietem czuła się bezpieczna.
Skończyła posiłek, umyła talerz i kubek, wniosła piernat i koc. Po
czym stanęła, nie wiedząc, co dalej.
Kiedyś Lyddie wiecznie coś robiła, ledwo skończyła jedno, a już
trzeba się było brać za coś nowego, ale teraz nie miała pudełka na przybory
do szycia ani robienia na drutach, nie miała mąki, by coś upiec, nie miała
mydła, żeby zrobić pranie, nie miała łoju, żeby sporządzić świece. Nie miała
ogrodu, który musiałaby pielić, krowy, którą musiałaby doić, kur, żeby
podbierać im jajka, ani męża, którego musiałaby ubierać i karmić.
15
3
Zapadł zmrok. Lyddie znalazła trzy świece, ale ponieważ nie miała
książki ani robótki, postanowiła, że nie będzie ich marnować. Przysypała
ogień, poszła do swojego dawnego pokoju i nie zdejmując ubrania, wsunęła
się pod stary koc. Od miesięcy nie czuła się taka zmęczona, ale zamiast
usnąć, leżała i słuchała odgłosów domu.
Już zdążyła je zapomnieć. Ten trzask to świdośliwa pod oknem czy
wyschnięta wręga łodzi na strychu? A to drapanie - smilaks o szybę czy
mysz? Z lasu dobiegł przerazliwy krzyk sowy - a może konającego królika?
Lyddie usiadła na łóżku. Spuściła nogi na podłogę i poczuła pod stopami
gładkie deski, które położył Edward.
- Jesteś tutaj? - zapytała szeptem.
Odpowiedział jej suchy grzechot - mógł to być śmiech mężczyzny,
mokry kaszel albo zeszłoroczna łuska kukurydzy.
15
3
14
Lyddie obudziła się razem z gołębiami karolińskimi. Kiedy szła do
wygódki, akurat pojawił się cytrynowo-różowy paseczek na szarym niebie
nad wschodnim widnokręgiem, w nozdrza uderzył ją cierpki zapach
mokrego piasku. W drodze powrotnej do domu zauważyła, że krzewy śliw
zakwitły, a wiele nowych pędów przebiło się przez suche liście zaścielające
ogród.
Rozpaliła ogień, zaparzyła sobie trochę słabej herbaty i ukroiła cienką
kromkę chleba. Potem, sama nie wiedziała dlaczego, bo nie miała nic, co
mogłaby zasiać, postanowiła pójść do ogrodu i uprzątnąć zbutwiałe liście.
Najpierw udała się do obory. Pachniało w niej starym nawozem i stęchłym
sianem, a przez to wszystko przebijał trupi zapach; prawdopodobnie jakiś
ptak albo gryzoń złapał się w pułapkę. Widocznie Nathan nie potrzebował
nowej łopaty ani siekiery, bo zostawił je dla Smalleya, ale jedyna motyka
była złamana. Wzięła ją, a także stary worek, by go podłożyć pod kolana.
Jak tylko Lyddie przyklęknęła, wrony w lasku znów zaczęły krakać;
niech kraczą, pomyślała, w tym roku nie będzie ziarna, które mogłyby kraść,
ani lnu, który Lyddie mogłaby wyrwać i uprząść z niego nici, ani ogórków,
kapusty, dyni, fasoli, w ogóle nic. Czemu więc tak się trudzi?
Lyddie tak rozmyślała, ale jej palce nie zwracały na to uwagi.
Najpierw wyrwała suche chwasty, potem przystąpiła do spulchniania
15
3
grządek złamaną motyką. Wielkie kęsy ziemi przypominały cukierki z
melasy. Musiała rozkruszać glebę palcami.
Lyddie pracowała do pory obiadowej i zdążyła przekopać półtora
metra ziemi, kiedy nadjechał Eben Freeman. Sztywno zsiadł z konia; może
przez to, a może dlatego, że nie starał się jak zwykle przybrać miłego
wyrazu twarzy, Lyddie odniosła wrażenie, że się postarzał, odkąd ostatni raz
go widziała.
- Właśnie byłem u Clarke'a, szukając pani - powiedział. - Moja siostra
oświadczyła, że wróciła pani do zięcia, ale Clarke stanowczo temu
zaprzeczył.
- Więc przyjechał pan tutaj?
- Doskonale wiedziałem, gdzie panią zastanę.
- Bardzo pan domyślny.
- Dziwię się, słysząc w pani ustach takie słowa. Zlekceważywszy moją
radę, oszukawszy zarówno mnie, jak i moją siostrę...
- Nie zamierzałam nikogo oszukiwać, panie Freeman.
- A z czego zamierza pani żyć?
- Pańska siostra dała mi chleb i ser dla Mehitable. Przywłaszczyłam je
sobie, ale kiedyś na pewno zwrócę to, co zabrałam. A na razie...
- Czy dobrze panią rozumiem? Zraziła pani do siebie wszystkich,
którzy mogliby pani zapewnić godziwe utrzymanie, i zamierza pani przeżyć
o kawałku chleba i sera? Czy też liczy pani na to, co boskim zrządzeniem
wyrośnie na jałowej ziemi?
Wskazał spłachetek u stóp Lyddie. Chciała mu wyjaśnić, że planowała
tu pomieszkać tylko dwa, trzy dni, ale jak w takim razie wytłumaczyłaby
prace w ogrodzie?
15
3 [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • sklep-zlewaki.pev.pl