[ Pobierz całość w formacie PDF ]

na pierwszym piętrze.
Marissa odłożyła karty chorobowe, zastanawiając się nad
tym, co powinna uczynić. Postanowiła zobaczyć się z panią
Zabriski w nadziei, że dowie się więcej szczegółów z ostat-
niego okresu przed chorobą doktora. Ponadto chciała spra-
wdzić po drodze, czy sterylizacja laboratorium przebiega
prawidłowo. Otrzymawszy wskazówki od Pat, Marissa zje-
chała windą na drugie piętro. Patrząc na twarze mijanych
ludzi, zastanawiała się, jak zareagowaliby, gdyby powiedzia-
ła im w tej chwili, że w szpitalu wybuchła epidemia Eboli.
Była jedyną osobą wysiadającą na drugim piętrze. Spo-
dziewała się, że zastanie w laboratorium jedynie wieczorną
92
zmianę, dlatego też przystanęła zdziwiona, widząc, że
dyrektor, patolog Arthur Rand, nadal pracuje, mimo iż
dawno minęła już ósma. W garniturze w kratkę i z wido-
cznym złotym łańcuszkiem od zegarka wystającym z kie-
szeni sprawiał wrażenie napuszonego starszego pana. In-
formacja, że Marissa reprezentuje CKE, nie zrobiła na
nim najmniejszego wrażenia, podobnie jak jej opinia,
oparta na objawach klinicznych pacjentów, iż w szpitalu
panuje Ebola. Rewelacja ta nie była w stanie zmienić
beznamiętnego wyrazu jego twarzy.
 Taka możliwość była ujęta w diagnozach robo-
czych - stwierdził.
 CKE prosi o zaprzestanie wszelkich badań laborato-
ryjnych na pacjentach dotkniętych chorobą.
Marissa wiedziała już, że z tym mężczyzną nie pójdzie jej
łatwo.
- Jeszcze dziś w nocy powinno pojawić się tu specjalne
laboratorium CKE.
- Proponuję, żeby poinformowała pani o tym doktora
Taboso - odrzekł Rand.
- Już to zrobiłam - odparła Marissa. - Uważamy rów-
nież, że laboratorium szpitalne powinno zostać poddane de-
zynfekcji. Podczas epidemii w Los Angeles trzy przypadki
zachorowań miały swe pośrednie zródło w laboratorium. Je-
śli pan chce, służę swoją pomocą.
- Sądzę, że damy sobie radę sami - stwierdził Rand
z miną, która mówiła: Dziewczyno, czy myślisz że masz do
czynienia z idiotą?
- Będę w pobliżu, gdyby mnie pan potrzebował - rzu-
ciła Marissa na odchodnym. Zrobiła w tej sprawie wszystko,
co było w jej mocy.
Na pierwszym piętrze skierowała się do schludnej pocze-
kalni połączonej ze szpitalną kaplicą. Nie miała pewności,
czy rozpozna panią Zabriski, lecz w poczekalni była tylko
jedna osoba.
- Pani Zabriski - odezwała się Marissa stłumionym
głosem. Kobieta uniosła głowę. Miała około czterdziestu pa*
ru lub pięćdziesięciu lat, włosy gdzieniegdzie poprzetykane
93
były pasemkami siwizny. Oczy miała spuchnięte i zaczerwie-
nione - widać było, że płakała.
- Doktor Blumenthal - przedstawiła się Marissa.
Nie chcę pani niepokoić, ale muszę zadać kilka pytań.
W oczach kobiety pojawił się strach.
 Czy Carl nie żyje?
 %7łyje.
 Ale on umrze wkrótce, prawda?
 Pani Zabriski - zaczęła Marissa, pragnąc ominąć tak
drażliwy temat, zwłaszcza że była niemal pewna, iż intuicja
nie zawodzi tej kobiety. Usiadła naprzeciw niej. - Nie jes-
tem jednym z lekarzy pani męża. Jestem tu po to, by dowie-
dzieć się, na co i w jaki sposób zachorował. Czy mąż podró-
żował w ciągu ostatnich... - Marissa chciała powiedzieć
"trzech tygodni", ale mając w pamięci wizytę doktora Rich-
tera w Afryce, dokończyła: - ...ostatnich dwóch miesięcy?
 Owszem - odparła pani Zabriski zmęczonym gło-
sem. - Uczestniczył w konferencji medycznej w San Diego
w zeszłym miesiącu, a jakiś tydzień temu był w Bostonie.
Wzmianka o San Diego sprawiła, że Marissa wyprosto-
wała się na krześle.
 Czy w San Diego mąż brał udział w konferencji na
temat chirurgii powieki?
 Tak mi się wydaje - odrzekła pani Zabriski. - Ale
Judith, jego sekretarka, będzie lepiej wiedzieć.
Umysł Marissy znajdował się w stanie wzburzenia. Zabri-
ski brał udział w tej samej konferencji co Richter! Czy to
kolejny zbieg okoliczności? Jedyny problem stanowił fakt,
że rzeczona konferencja odbyła się jakieś sześć tygodni wcze-
śniej, co było okresem porównywalnym do tego, który upły-
nął między podróżą Richtera do Afryki a pojawieniem się
u niego pierwszych symptomów choroby.
- Czy pamięta pani, w jakim hotelu zatrzymał się mąż
w San Diego? - spytała Marissa. - Czy nie był to przypad-
kiem hotel Coronado?
- Chyba tak - potwierdziła pani Zabriski.
Przywołując w pamięci kluczową rolę, jaką odegrał pe-
wien hotel w Filadelfii podczas epidemii choroby legionis-
94
tów, Marissa indagowała panią Zabriski o szczegóły podró-
ży jej męża do Bostonu. Niestety, kobieta nie była w stanie
przypomnieć sobie powodu tego wyjazdu. Zamiast tego, po-
dała Marissie numer telefonu sekretarki męża, stwierdzając
ponownie, że będzie ona znać takie szczegóły.
Marissa zapisała numer, i następnie zapytała, czy doktor
Zabriski został ostatnio ukąszony przez małpę i czy w ogóle
miał z małpami do czynienia.
- Nie, nie - zaprzeczyła pani Zabriski.-Przynajmniej
nic mi o tym nie wiadomo.
Marissa podziękowała jej i przeprosiła za kłopot. Od razu
pospieszyła do telefonu, by zadzwonić do Judith.
Zanim sekretarka zdecydowała się udzielić wyjaśnień, Ma-
rissa musiała dwa razy przedstawić się i wytłumaczyć, czym
się zajmuje oraz dlaczego dzwoni o tak póznej porze. Judith
potwierdziła, wszystko to, co Marissa usłyszała od pani Za-
briski, a mianowicie, że w San Diego doktor zatrzymał się [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • sklep-zlewaki.pev.pl