[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Z ciemności poza salą dobiegł ją krzyk.
Amelie zamrugaÅ‚a powiekami, chwyciÅ‚a oddech i szepnÄ™¬a coÅ› do Sama. PodniósÅ‚ oczy na
Claire, a jego twarz była tak twarda i biała jak marmur.
- Końcówka rozgrywki - powiedział. - Bishop kontratakuje.
Claire spojrzała i zobaczyła, \e niektórzy z wychodzących
zaczęli rzucać się na towarzyszących im ludzi albo na inne wampiry. Bishop sprowadził tu
własnych uśpionych agentów i było teraz tylko kwestią czasu, zanim przedrą się do podestu.
Zapowiadała się ogólna walka.
Michael dołączył do nich. Ubranie miał podarte, a na jednym policzku długą, bezkrwawą
szramÄ™.
- Zabierz, ich stÄ…d! - wrzasnÄ…Å‚ do niego Oliver. -Ale ju\!
Oliver rzucił się na Bishopa, zmuszając starego wampira
do oparcia się o tron, a potem sięgnął w głąb swojego kostiumu stracha na wróble. Wyciągnął
długi, ostry jak igła sztylet i przeszył nim tors Bishopa, przyszpilając go do drewna tronu.
Bishopa bardziej to rozzłościło, ni\ zraniło. Wyrwał się i wyciągnął sztylet z piersi, a potem
uderzył Olivera tak mocno, \e drugi wampir spadł z podestu i znikł w mroku sali bankietowej.
- Sam! - krzyknÄ…Å‚ Michael.
Sam porwał Amelie w ramiona i zeskoczył z podestu. Większość pozostałych ruszyła za nim.
Michael złapał Eve i Shane'a, a Claire chciała zbiec za nimi po stopniach podestu.
Zatrzymała ją Ysandre.
- Nie tak szybko - powiedziała. Jej głos ju\ nie brzmiał jak koci pomruk; to był warkot,
niski i złowrogi. - Ciebie to ja chcę.
Claire zaczęła szukać jakiejś broni. Trafiła ręką na widelec, który spadł ze stołu, i wbiła go w
ramię Ysandre. Wampirzyca wrzasnęła, wyrwała go i zacisnęła dłoń na gardle Claire, prawie
ją kładąc na stół. Claire nie mogła złapać tchu. Uderzała wampirzycę po silnej jak \elazo
dłoni i próbowała się wyrwać, ale bezskutecznie.
Czuła, \e umiera.
Oliver skoczył na Ysandre i zbił ją z nóg. Wpadła na Bishopa i oboje się przewrócili. Zanim
jeszcze zdą\yli upaść na podłogę, Oliver złapał Claire za nadgarstek i pociągnął po schodach.
Nie nadą\ała za nim, więc porwał ją na ręce, a potem świat wkoło nich zawirował.
Wampirza prędkość.
Wrzaski zlały się w jeden ogólny hałas, potem Claire usłyszała jakieś trzaski i syreny,
a potem nic.
Dziwne, czuć się bezpiecznie w ramionach Olivera.
Kiedy się ocknęła, jej głowa spoczywała na kolanach Shane'a, a on gładził japo włosach.
Usłyszała szmer głosów.
- Co... - Gardło ją bolało. Bardzo bolało. Ajej głos brzmiał dziwnie.
- Hej - powiedział Shane i uśmiechnął się, spoglądając na
nią. Coś było nie tak z tym uśmiechem. - Nic nie mów. Jesteśmy w domu... Wszystko jest
zabezpieczone. Nic siÄ™ nie martw.
Niedowierzała mu. Słyszała odgłos syren samochodów przeje\d\ających ulicą. Jakieś głosy w
domu, i to liczne. Spróbowała usiąść, ale Shane ją powstrzymał. - Sam jest na górze z Amelie,
w pokoju rekreacyjnym. - Shane tak nazywał osobistą kryjówkę Amelie.
- Miasto jest sparali\owane. Bishop miał ju\ na swojej liście płac wielu ludzi. Sporo
było niespodzianek. Bynajmniej nie pró\nował.
Bezgłośnie zapytała.
- Kto tu jest?
- Tak, no có\, mamy dziś wieczorem trochę gości- odparł. -Nie mogli się dostać do
siebie, więc schronili się tutaj. Są tu twoi rodzice.
I faktycznie byli, bo odsunęli Shane'a na bok. Mama płakała, głaszcząc Claire po twarzy. Tata
zachowywał więcej stoicyzmu, ale jego twarz była zaczerwieniona, a szczęka mocno
zaciśnięta.
- Jak się czujesz, mała? - spytał.
- Zwietnie - szepnęła i wskazała na nich.
- My się czujemy znakomicie, kochanie - powiedziała jejmatka i pocałowała jaw czoło.
Nadal ubrana była w długą białąsuknię, ale anielskie skrzydła miała zmięte i przekrzywione. -
Kiedy Oliver cię tu przyniósł, myślałam... Myślałam, \e jest za pózno. Myślałam...
Myśleli, \e zginęła. Claire poczuła się winna, chocia\ przecie\ wcale nie chciała zemdleć.
- Nic mi nie jest -udało jej się powiedzieć. Próbowała przełknąć i przekonała się, \e to
nie był zły pomysł; to był pomysł fatalny. Zakaszlała. To zabolało jeszcze gorzej.
śałosne.
- Oliver? - szepnęła. Tata skinął głową w stronę kogoś stojącego za kanapą, na której
le\ała.
- Rozmawia przez telefon - powiedział. - To dość energiczny gość, nieprawda\?
Zwiatła w domu zgasły i ludzie zaczęli krzyczeć. Niemal natychmiast pozapalały się latarki;
Eve i Shane mieli je pod ręką, Michael równie\.
- Uspokójcie się - powiedział Michael. - Proszę wszystkich o spokój! Dom jest
bezpieczny.
Nic nie jest bezpieczne przed Bishopem, chciała mu powiedzieć Claire. Ysandre i Franęois
ju\ tu byli i jeśli zechcą, znów się tu dostaną. Czuła wokół siebie cię\kie, przytłaczające
przygnębienie. Jeśli w tym domu były jakieś duchy - inne ni\ duch, którym był kiedyś [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • sklep-zlewaki.pev.pl