[ Pobierz całość w formacie PDF ]

długi czas powietrze miało do niego częściowo dostęp. Zetlał wyraznie na brzegach...
- Czy to mo\e znaczyć, \e był zwinięty i tkwił na swoim miejscu pomiędzy
nogami mumii? - zapytał Pan Samochodzik. - Gdy otwarto sarkofag, nie rozwijano
mumii, ale powietrze przesączało się powoli przez banda\e?
- Bardzo dobra interpretacja - skinęła głową.
- Widziałem te obrazki malowane na papirusie, których wszędzie pełno. Ten
wyglÄ…da jakoÅ› inaczej...
- Oczywiście, głównie dlatego, \e to prawdziwy papirus - uśmiechnęła się. -
Te obrazki przywo\one z Egiptu na kilogramy sÄ… malowane na materiale
wytwarzanym z odpowiednio preparowanych liści palmowych. Robi się to u nich ju\
na przemysłową skalę.
- To Å‚atwiejsze?
- Oczywiście. Widzi pan, prawdziwy papirus robiono z cieniutkich łody\ek.
Trzeba je starannie zmia\d\yć, pomiędlić, poukładać, potem przygnieść prasą na kilka
dni. Tymczasem liście bananowca mają większą powierzchnię, wycina się z nich
standardowe kawałki, wrzuca je do maszyny, która automatycznie układa warstwy,
dodaje siÄ™ kleju i przepuszcza przez prasÄ™ rotacyjnÄ…... To wszystko zajmuje mniej
czasu ni\ trzeba, by o tym opowiedzieć...
- I co tu jest napisane?
- Wie pan, do czego słu\yła Księga Umarłych?
- To było coś w rodzaju przewodnika, jak dostać się do raju...
- No, z grubsza tak - uśmiechnęła się. - Czytajmy... Gdzieś tu ukryte jest imię
zmarłego, dla którego została przygotowana. Wędrówka zaczyna się w chwili śmierci.
A zatem mamy pierwszą bramę, strze\oną przez demona. Ta litania - puknęła
wskaznikiem w zbiór hieroglifów - pozwala go przekonać, by nas przepuścił. Druga
brama pilnowana przez dwie siostry kusicielki, ale i tu nie wymieniono imienia
zmarłego... Trzecia, pułapka gro\ąca uduszeniem. Czwarta, tu stra\nik próbuje otruć
zmarłego, podając mu fekalia zamiast po\ywienia... I wreszcie rzeka podziemna.
Mo\na ją pokonać barką, ale najpierw trzeba wymienić i pozdrowić wszystkie jej
części - odwinęła z pół metra zwoju, szukając końca tego fragmentu. - I wreszcie
dotarliśmy na pole trzcin.
- Do licha, ale\ to skomplikowane.
- E, to wersja maksymalnie uproszczona, normalnie ten odcinek mo\e mieć
150 rozdziałów. A teraz sąd zmarłych.
Spory obrazek zapełniał całą szerokość zwoju.
- Bogini sprawiedliwości Maat - Pan Samochodzik pokazał kobietę z piórem
we włosach. - A ten przy wadze to kto?
- Bóg mądrości Tot. Zazwyczaj przedstawiano go z głową ibisa... Te pawiany
to jego święte zwierzęta. Tu mamy zmarłego. Na jednej szali le\y jego dusza, a na
drugiej odwa\nik... A to Ozyrys, pan krainy umarłych. Ten z głową szakala to Anubis,
stra\nik zaświatów. I wreszcie to skrzy\owanie krokodyla z hipopotamem to
po\eracz.
- Czyli jakby zmarły okazał się niegodny...
- To od razu - Jelena przesunęła dłonią po gardle.
- Nie mieli piekła? - zdziwił się.
- Mieli, na niektórych papirusach przedstawione jest jezioro płomieni. Ale tu
go nie ma. A nad postacią zmarłego jest jego imię... Nebamon.
- Zgadza się. To jego sarkofag zdobyliśmy w Płocku!
- A zatem kolejny element doskonale pasujący do układanki - ucieszyła się.
- Teraz pytanie: co zrobili z mumią tego nieszczęśnika. Bo przecie\ nie
zapadła się pod ziemię...
- Mogli ją zniszczyć. Zwłaszcza \e sprzedać coś takiego trudno. Du\o trudniej
ni\ pusty sarkofag. No i jeszcze kto to kupi.
- Nie brakuje na tym świecie dziwaków - westchnął pan Tomasz. - Trudniejsze
byłoby ukrycie takiej transakcji. Co do zniszczenia, to chyba nie byłoby to łatwe?
- Mumie przewa\nie sÄ… bardzo kruche i podatne na zniszczenie. To
Egipcjanom wydawało się, \e konserwując zwłoki bitumitami zapewniają im wieczne
trwanie. Tymczasem często olejki podziałały na tkankę bardzo zle. Następuje coś w
rodzaju samospalenia ciała. Nie wiemy, jak było w tym wypadku.
- Czyli mogli pokruszyć i wywalić na śmietnik. Albo po prostu zakopać gdzieś
na odludziu w ziemi. Jak pani sądzi, ile czasu przetrwałaby egipska mumia po prostu
zakopana w ziemi?
- W naszym klimacie? Trudno ocenić. Sądzę, \e nie więcej ni\ kilka miesięcy.
Potem tkanki nawilgłyby. Przed rozkładem chroni je przede wszystkim wysuszenie...
- Dobrze - popatrzył na zegarek. - Za dwie godziny mam okazję złapać
autobus do Warszawy. Co zrobimy z tym? - wskazał zwój papirusu.
- Zapewne chciałby pan zabrać go ze sobą. Ale to - niestety - nie takie proste.
Musimy wdro\yć śledztwo, uzyskać potwierdzenie, \e przedmiot ten trafił do nas z
waszego kraju. Potem będą pewnie grube przepychanki dyplomatyczne, zanim nasze
ministerstwo zdecyduje się wypuścić to z rąk. No i jest jeszcze problem z
Hosenduftem. On to wystawił w naszym antykwariacie. Teoretycznie wwóz zabytków
do nas nie jest zabroniony. Wywóz za to tak...
- To znaczy, \e jeśli na przykład zjawi się u was i za\ąda zwrotu, to...
- To mu to grzecznie oddamy, po czym jako przemytnika wydalimy do was.
Musicie tyko w miarę szybko postarać się o dokumenty - wniosek o ekstradycję.
Aresztujemy go, odwieziemy prosto na lotnisko, przepuścimy przez kontrolę celną.
Tam zrobimy mu rewizję, skonfiskujemy papirus jako cenne dzieło sztuki, które
próbuje wywiezć... Jego puścimy wolno, a papirus uznany za waszą własność
odeślemy wam pocztą dyplomatyczną...
ROZDZIAA ÓSMY
ZAGADKOWY JACHT " NIGERYJSKA GAZETA "
ROZLICZNE INTERESY NASZEGO WROGA " ATAK
FRONTALNY " DZIWNA ROZMOWA
Po południu pojechałem raz jeszcze do Górek. Zabrałem kamerę i na miejscu
w lesie, korzystając z laptopa, przejrzałem film. Dziś w gospodarstwie zagadkowego
potomka niemieckich antykwariuszy był spory ruch. Przyjechali jacyś trzej młodzi
mę\czyzni i rozmawiali z właścicielem na podwórzu. Sądząc z bezradnego rozło\enia
rąk, uwiecznionego na jednej z fotografii, nie był w stanie załatwić im sprawy, z jaką
siÄ™ u niego zjawili.
Postanowiłem jeszcze przez chwilę popatrzeć na gospodarstwo przeciwnika. I
znowu miałem szczęście. Marek wyszedł z domu objuczony cię\ką skórzaną torbą.
Co mogło być wewnątrz? Wyobraznia podsuwała mi wizję kamiennych lub
miedzianych posą\ków. Sądziłem, \e skieruje się do wsi na przystanek, ale on ruszył
dró\ką w drugą stronę.
Rozło\yłem pospiesznie mapę. Dalej nie było ju\ domów, tylko nadrzeczne
łąki, a potem długa grobla oddzielająca rzekę i jezioro, prowadząca na pla\ę.
Ruszyłem za nim, posuwając się zalesionymi szczytami wydm, podczas gdy on szedł
dołem, dró\ką. Niebawem skręcił na łąkę. Nad samą niemal rzeką stały dwa jachty
wyciągnięte na brzeg i podparte drągami. Zatrzymał się koło większego i rzuciwszy
torbę na ziemię, wyjął z niej jakieś narzędzia. Poło\yłem się na szczycie wydmy i
patrzyłem długo przez lornetkę.
Polerował obła\ący z farby bok jachtu. Trwało to całymi godzinami. Minęła
pora obiadu, potem zaczął siąpić lekki deszczyk. Mój przeciwnik uznał widać, \e na
dziś starczy. Poskładał swoje graty i skierował się do domu. Odczekałem, a\ wróci do
siebie i ruszyłem na niewielki nielegalny rekonesans. Przemknąłem się przez otwartą
przestrzeń skulony, ale i tak w zapadającym mroku i deszczu nikt nie mógł mnie
zauwa\yć. Krypa nakryta była brezentem. Wspiąłem się po rusztowaniach i [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • sklep-zlewaki.pev.pl