[ Pobierz całość w formacie PDF ]

moment sos zaczął się już gotować i gęstnieć. Robiła to tak szybko, że gdy skończyła wszystko
ustawiać, mnóstwo potrzebnych warzyw nie było jeszcze nawet obranych. W jaskini kuchennej
wszyscy pracowali w pocie czoła. Ogromna góra jarzyn ułożona przed Menolly topniała całkiem
szybko, kiedy słuchała pogaduszek innych dziewcząt i kobiet. Wiele rozmów dotyczyło tego, kto
spośród młodzieży Naznaczy tego dnia nowe smoki.
- Nikt nie Naznaczał jeszcze smoka po raz drugi - powiedziała jedna z kobiet ze smutkiem.
- Myślicie, że Brekke się uda?
- Nikt jeszcze nie próbował tego robić.
- A czy w ogóle powinniśmy tak ryzykować? - spytał ktoś inny.
- Nas o to nie pytano - powiedziała Sanra, spoglądając groznie na autorkę ostatnich słów. - To
pomysł Lessy, a nie F'nora czy Manory.
- Coś musi jej pomóc - powiedziała pierwsza kobieta. - Serce mi krwawi, kiedy widzę, jak ona
tak leży, po prostu leży, jakby była martwa. Przypomina się to, co stało się z D'namalem. On, po
prostu... hmm... jakby znikał po trochu.
- Jeśli szybko skończysz z tymi warzywami, to będziemy mogły postawić czajnik -
powiedziała Sanra gwałtownie się podnosząc.
- Czy naprawdę zjedzą to wszystko? - spytała Menolly siedzącej obok kobiety.
- Jasne, i na pewno znajdą się tacy, co będą chcieli jeszcze - odparła kobieta z uśmiechem. -
Dni Wylęgu to bardzo dobre dni. Mój wychowanek i jeden syn z krwi stają dzisiaj na piasku
Wylęgarni! - dodała ze zrozumiałą dumą. - Sanra! - Odwróciła głowę, krzycząc przez ramię. -
Będzie nam potrzebny jeszcze jeden większy garnek i to chyba wszystko.
Potem pokrojono biele warzywa w zgrabne plasterki, ułożono je w glinianych formach,
przykryto ziołami i odstawiono do pieczenia. Smakowity zapach rybnej mikstury Menolly
przysporzył jej sporo pochwał ze strony Feleny, która była odpowiedzialna za wszystkie paleniska i
piecyki. Potem, Menolly, której przykazano oszczędzać pokaleczone stopy, pomagała przy
przybieraniu ciast. Chichotała wraz z innymi, kiedy Sanra rozkroiła jedno z ciast i rozdała
wszystkim dokoła, mówiąc, że przecież muszą się upewnić, czy ciasta dobrze wyszły. Menolly nie
zapominała o przewracaniu jajek ani o nakarmieniu swych przyjaciół. Piękna pozostawała zawsze
w pobliżu Menolly, ale pozostałe kąpały się w jeziorze i wygrzewały na słońcu, trzymając się jak
najdalej od Ramoth, której ryki rozbrzmiewały od rana.
- Ona zawsze taka jest w dniu Naznaczenia - powiedział T'gellan, przegryzając coś szybko
przy stoliku Menolly. - Słuchaj, czy namówisz swoje jaszczurki, żeby znowu śpiewały z tobą dziś
wieczorem? Okrzyknięto mnie kłamcą, kiedy powiedziałem, że nauczyłaś je śpiewać.
- Nie wiem, mogą się przestraszyć albo zawstydzić pyry takim tłumie ludzi.
- No to poczekamy, aż wszystko się uspokoi i wtedy spróbujemy, dobrze? Aha, mam
dopilnować, żebyś zobaczyła Naznaczenie. Zacznie się gdzieś po południu, więc bądz gotowa.
Okazało się jednak, że wcale nie była gotowa. Poczuła dziwne buczenie, jeszcze zanim je
usłyszała. Pod koniec wszyscy w jaskini kuchennej zamierali w bezruchu, w miarę jak i oni stawali
się świadomi niezwykłości chwili. Menolly niemal krzyknęła ze zdumienia, kiedy zorientowała się,
że był to ten sam dzwięk, jaki wydawały ogniste jaszczurki w czasie Wylęgu. Nagle okazało się, że
nie ma ani chwili czasu, by wrócić do swojego pokoju i zmienić ubranie. T'gellan ukazał się w
wejściu do kuchni i gestami przywoływał ją do siebie. Ruszyła więc w jego kierunku, idąc
najszybciej jak na to pozwalały obolałe stopy, widziała już bowiem oczekującego na zewnątrz
Monartha. T'gellan wziął ją już za rękę, kiedy z przerażeniem dostrzegła mokre i tłuste plamy na
swym fartuchu.
- Mówiłem ci, żebyś była gotowa. Posadzę cię w kącie, zresztą dzisiaj i tak nikt nie zauważy.
żadnych plam - zapewnił ją T'gellan.
Menolly z pewnym oburzeniem zauważyła, że on sam ubrany był w nowe spodnie, elegancko
skrojoną tunikę, pas przyozdobiony metalem i klejnotami, ale nie stawiała najmniejszego oporu,
kiedy posadził ją na grzbiecie smoka.
- Najpierw muszę cię odstawić na miejsce, bo potem mam zabrać jakichś gości - powiedział
T'gellan sadowiąc się przed nią. - F'lar zwozi do Wylęgarni wszystkich, którzy tylko odważą się
polecieć pomiędzy.
Monarth zaczął już lot, wznosząc się z pochyłej podłogi Niecki do ogromnego otworu, [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • sklep-zlewaki.pev.pl