[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Karta kredytowa była niezle obciążona, bo kupił smoking, bu-
ty, dwie pary spodni i kilka koszul do noszenia bez krawata.
Zakupy nie były trudne, bo Parris napisała dokładnie, jakie
powinien posiadać stroje i załączyła nawet zdjęcia z magazy-
nów mody. To nie była najmilsza rozrywka, ale też nie taki
koszmar, jak się obawiał.
Prom zbliżał się do wyspy, ale Parris nie było na nabrzeżu. Nie
wróciła do sklepu, nie przyszła do fryzjera, pewnie w ogóle nie
chciała go już widzieć. Zepsuł wszystko. Wystraszył ją. Znie-
nacka oświadczył, że ją kocha, i wywołał zamęt.
Wysiadł z promu i przez chwilę zastanawiał się, czy ma iść do
pracy, czy też...
Pójść prosto do hotelu, odnalezć Parris i spróbować wszystko
naprawić. Powinna wynagrodzić mu to, że cierpiał tak długo u
fryzjera.
W zielono-kremowej recepcji hotelu było gwarno. Go-
S
R
ście przybyli na aukcję rozjeżdżali się do domów, a nowo
przyjezdni załatwiali meldunek.
Pan Smith! Ledwie pana poznałem, nowa fryzura i bez brody. -
Morton Kingman wyciągnął do niego rękę.
Miło mi pana znów spotkać - powiedział Brad, ściskając jego
potężną dłoń. Jaskrawo turkusowo żółty strój Mortiego wprost
raził w oczy. Chyba Parris nie doradzała mu w kwestii ubrań. -
Wyjeżdża pan?
Jadę na trochę do Europy, zanim wykończą mnie tutejsze upa-
ły. - Klepnął Brada po ramieniu. - Wie pan, proponowałem, że
wstawię się za panem na komisji, ale wycofuję się.
Wycofuje się pan? - Brad zamrugał. - Nie miałem zamiaru
trzymać pana za słowo, ale ciekaw jestem, co się stało.
Wiem, że ma pan swoje zasady i tak dalej - powiedział Mortie.
- Szanuję to. Ale wiem też, jak pracują te komisje. Potrzebne
im są błyskotki, a pana praca jest po prostu fascynująca. Czy-
tałem trochę na temat Architeuthis.
Czytał pan o kałamarnicach olbrzymich?
Tak. To jedne z największych zwierząt na kuli ziemskiej. Mo-
że nie najładniejsze - roześmiał się - ale niesamowite. Znalazł
pan jakieś dowody na ich istnienie?
Nie chcę się za wcześnie cieszyć, bo wyniki DNA będą może
jutro lub pojutrze, ale...
Tak? - Mortie miał wyraz twarzy dziecka, które czeka na pre-
zenty spod choinki.
W zeszłym tygodniu podczas nurkowania znalazłem próbkę
tkanek.
-Niewiarygodne! A więc jednak istnieją naprawdę... Zdumie-
wające! Dałbym dużo, żeby móc kiedyś zobaczyć, jak pan
pracuje.
S
R
Obawiam się, że to niezbyt ciekawe, panie Kingman. Trzeba
długo siedzieć z kamerą i czekać na szczęście, żeby odkryć
cud.
Nie zgadzam się tak samo jak panna Hammond. Mówiła, że
obserwowanie kamery poruszającej się w oceanie jest fascy-
nujące. Wspominała też, że chce pan zainstalować kamerę na
grzbiecie kaszalota.
Brad wzruszył ramionami.
To moje marzenie, ale na to potrzebne są fundusze. Duże fun-
dusze. Niestety wielu naukowców ubiega się o te same pienią-
dze.
To prawda. - Mortie stukał palcem po brodzie, taksując wzro-
kiem Brada. - Ale nikt nie ubiega się o moje pieniądze.
Pana pieniądze? Co to znaczy?
Chciałbym pana sponsorować, ale pod jednym warunkiem.
Zabierze mnie pan kiedyś na wyprawę. Zawsze chciałem po-
obserwować ocean z bliska, a pan to robi każdego dnia.
To bardzo hojna oferta, panie Kingman. Nie mogę...
Ależ może pan. Wystarczy się zgodzić. Moja fundacja przyzna
panu grant, który będzie co roku odnawiany, jeśli pana odkry-
cia będą interesujące. Musi pan zapracować na swoje pienią-
dze. - Mortie mrugnął porozumiewawczo.
- Co pan na to?
Cudownie! - Brad nie mógł ukryć zachwytu. - Ale... nie chce
pan obejrzeć najpierw wyników moich badań i oficjalnej pre-
zentacji?
Nie. Rozmawiałem z Parris Hammond podczas aukcji. Z takim
entuzjazmem zrelacjonowała mi wycieczkę statkiem wieloryb-
niczym. Powiedziała, że tego dnia naprawdę
S
R
zakochała się w oceanie. - Mortie uśmiechnął się. - Chyba nie
tylko w nim.
W piersi Brada zrodziło się dziwne uczucie. Nadzieja. Może
Parris uciekła nie dlatego, że nie odwzajemniała jego uczuć?
Może był jakiś inny powód? I może jednak ich znajomość tak
szybko się nie skończy?
- Poza tym nie musi pan wkładać garnituru, żeby mnie
przekonać, że jest pan mądry i przedsiębiorczy. Chętnie
wezmę od pana dokumentację, żeby zarząd fundacji mógł
zorientować się, komu przydzieliłem grant. Proszę przy
okazji mi to wysłać. - Mortie znów klepnął go w ramię.
- No i niech pan łapie te olbrzymie kałamarnice. I syrenkę,
która właśnie rozmawia z pana matką.
Nie wiem, jak panu dziękować.
Nie trzeba. Wystarczy, że podsyca pan moją fascynację oce-
anem. Będę się cieszyć, jeśli odezwie się pan czasem i opowie
mi, co słychać.
Brad uśmiechnął się.
Z przyjemnością.
Jest pan bardzo interesującym człowiekiem. Założę się, że
matka jest dumna z takiego syna.
Brad poprawił na ramieniu torbę.
Wolałaby, żebym zajmował się czymś innym. Nie marzyła o
takiej karierze dla mnie.
Na pewno kiedyś zmądrzeje. Musi pan zrozumieć, ona kocha
psy. - Mortie odszedł, życząc powodzenia. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • sklep-zlewaki.pev.pl