[ Pobierz całość w formacie PDF ]

W budynku z czerwonej cegły było chłodno i cicho. Dan pieszczotliwie musnął dłonią nowe beczki.
- To amerykański dąb, nie francuski. Daje delikatniejszy, subtelniejszy posmak. W tym roku nie będzie zbiorów, ale i tak wypuścimy
nasze pierwsze wino. Zinfandel - przyzwoite, proste wino, smaczne i niedrogie. To będzie nasza rozgrzewka.
Ellie zajrzała do wyszorowanych, lśniących kadzi, obeszła maszynę do butelkowania, która wyglądała jak maszyneria z filmów Di-
sneya, przeszła do dużego, pustego pomieszczenia, gdzie, jak wyjaśnił Dan, goście będą mogli degustować jego wina.
- Pewnego dnia będą tu waliły tłumy, na wino i najedzenie - stwierdził. Odwróciła się gwałtownie. Oparła dłonie na biodrach. Wjej
wzroku kryło się
wyzwanie.
-Jakie jedzenie?
- Och - z pozorną nonszalancją wzruszył ramionami - mała francuska kafejka, nic wielkiego, rozumiesz... Bezpretensjonalna, przytul-
na, z dobrym jedzeniem i najlepszym pieczywem i tarte tatin w całej Kalifornii.
Pokręciła głową.
- Złudne nadzieje, panie Cassidy. Następną restaurację otworzę w samym centrum. I sama będę tam gotowała.
- Zawsze można pomarzyć. - Z pełnym żalu westchnieniem wziął ją za rękę. Szli do stajni. - Tylko pomarzyć, kobieto.
Pancho przybiegł jej na powitanie.
- Co za interesowny pies! Pamięta, że przyniosłam steki, najlepszą kolację jego życia. - Pogłaskała szorstką sierść. W tej chwili za-
uważyła Cecila. - Boże, masz już dwa i nie wiadomo, który jest brzydszy.
Oprowadził japo posiadłości: pokazał malownicze stajnie i piękne konie, zastęp Meksykanów pochylony nad wątłymi roślinkami. Ku-
pił nowe sadzonki, trzeba teraz użyznić ziemię. Wyjaśnił, że na to poszła lwia część pieniędzy jego i banku.
- Przynajmniej zaczyna to wyglądać jak winnica - zakończył. Zerwał z krzaka czerwoną różyczkę i podał jej.
105
Wsunęła kwiat za ucho. Zauważyła, jak bardzo Dan kocha to, co robi. Widziała, że praca fizyczna sprawia mu przyjemność, lubił
czuć ziemię na dłoniach, wracać do farmerskich korzeni.
W drodze powrotnej do Montecito milczała. Myślała o życiu, które wybrał; z dala od stresów, ale i od rozrywek wielkiego miasta.
Może w tym rzeczywiście coś jest, ale nie dla niej. Jest dziewczyną z miasta, do szpiku kości. Odnajdzie własną drogę, w gąszczu Los
Angeles.
Oszołomiona świeżym powietrzem ziewała, kiedy Dan zatrzymał samochód przed restauracją  U Mollie".
Wewnątrz, w świetle świec, wyglądała jak kobieta z obrazów prerafaelitów. A w życiu przecież kocha słońce. A może nie? Nie wie-
dział o niej nic, oprócz bardzo osobistych zwierzeń, którymi się z nim dzieliła tamtej nocy w domku przy plaży.
- Czy ja cię znam? - zapytał. Ellie szeroko otworzyła oczy ze zdumienia, więc wyjaśnił: - Mam wrażenie, że jesteśmy starymi przy-
jaciółmi, ale bardzo mało o tobie wiem.
- Przecież wszystko ci powiedziałam. - Upiła chianti, które zamówił do włoskiego posiłku.
Pochylił się nad stolikiem.
- Dzieciaka z plaży i kobietę siedzącą naprzeciwko dzieli kilkanaście lat. Co się wtedy z tobą działo? Gdzie chodziłaś do college'u? Z
kim się przyjazniłaś? Czy kiedykolwiek się zakochałaś?
Obserwowała go uważnie. Lekko przechyliła głowę na bok. Na jej ustach pojawił się nikły uśmiech.
- To bardzo osobiste pytanie.
- O to, gdzie chodziłaś do college'u? - Jego udawana niewinność ją rozbawiła.
- Na to mogę odpowiedzieć. W Phoenix, do Arizona State College. Tam poznałam Mayę. Moją najlepszą przyjaciółkę. Mało brako-
wało, a wyrzuciliby nas ze studiów. Od katastrofy uratowali nas Miss Lottie i ojciec Mai. Ach, byłyśmy wtedy zupełnie szalone, dwie
wariatki, które po raz pierwszy zasmakowały wolności.
Dan słuchał z rozbawieniem opowieści o jej karierze naukowej, jakże różnej od jego przeżyć. W college'u był już żonaty; wplątał się
w nierealny związek i żywił nierealne marzenia.
- Oczywiście, zakochałam się także. - Skosztowawszy ravioli z langusty, przewróciła oczami z rozkoszy. - Niebo w gębie.
- Zakochałaś się? - Nie spuszczał z oka jej apetycznych ust.
- Owszem, raz czy dwa. - Włoch z ciałem Michała Anioła wydawał się odległy o całe lata świetlne. - Ale chyba stłumiłam w sobie
te uczucia i kupiłam harleya.
- KupiÅ‚aÅ› harleya jako substytut seksu? - ŒmiaÅ‚ siÄ™ z niej w żywe oczy.
- Panie Cassidy. - Skromnie spuściła powieki. - Wszyscy wiemy, że nic nie może tego zastąpić.
106
Jego westchnienie ulgi było komicznie głośne.
- Och, jak to dobrze.
- Tylko że w naszych stosunkach nie będzie o tym mowy. - Tym razem nie żartowała. Wzięła jego dłoń, uniosła do ust, musnęła
przelotnym pocałunkiem. - Cieszę się, że jesteśmy przyjaciółmi.
Jego ciśnienie podskoczyło o dobrych kilka jednostek, może, jak zakochany nastolatek, przez najbliższy tydzień nie umyje tej ręki.
- Pewnie, nie będzie - zgodził się potulnie. - Nie rozumiem - przyznał po chwili.
- Czego? - Wybierała łyżeczką resztki sosu. - Muszę pogratulować Mollie tej potrawy, jest przepyszna.
- Powinnaś spróbować jej czerwonych muli, w piątki sprowadza je z Włoch. A nie pojmuję, co cię nakręca. Innymi słowy: skąd czer-
piesz siłę? Jaką masz motywację, żeby tak bardzo się starać? Dlaczego poświęcasz restauracji tyle czasu, energii, tyle życia?
Ellie długo zastanawiała się nad odpowiedzią.
- Mam wrażenie, że sama przed sobą muszę coś udowodnić - powiedziała w końcu. - %7łe dam sobie radę, że mi się uda, chociaż wy-
chowałam się w bogatej rodzinie. A udać się w moim rozumieniu znaczy wypłynąć na naprawdę głębokie wody. Wiesz, Nowy Jork
albo Los Angeles. Chcę mieć restaurację w najlepszym punkcie i chcę, żeby ludzie oglądali się za mną na ulicy, tak jak za Verge, Du-
cas-sem czy Puckiem.
- Chcesz być gwiazdą.
- Nie ukrywam tego-przyznała. - I chcę robić pieniądze. Przede wszystkim po to, żebym nigdy więcej nie musiała się o nie martwić
i żebym mogła utrzymywać Miss Lottie w stylu, do którego przywykła.
-1 co jeszcze zrobisz z taką kasą? - Nie mógł uwierzyć, że pieniądze są głównym motorem jej działania.
- Jeśli zarobię naprawdę dużo, o to ci chodzi? To proste. Otworzę kuchnie dla ubogich, jak w latach trzydziestych. Lecz my będzie-
my wydawać nie tylko zupę. Będziemy mieli proste, ale smaczne i pożywne posiłki. Dla dzieci, które co rano idą do szkół o pustym
żołądku. Dla dzieciaków, które udają, że zapomniały drugiego śniadania, bo wstydzą się przyznać, że go nie mają. Dla dzieciaków,
które po szkole wracajądo pustego mieszkania, bez kolacji na stole, albo do domu z naćpanymi rodzicami. Nigdy nie zaznałam głodu.
Może dlatego mam przeczucie, że powinnam spłacić dług, choć częściowo podzielić się z innymi dobrem, które mnie spotkało. -
Ostatnie słowa zbyła wzruszeniem ramion. - Nie miałam zamiaru prawić kazań.
Młodziutki kelner przyniósł tiramisu i dwa widelce.
- Nie prawisz. - Dan spojrzał jej w oczy. - Chyba cię lubię, Ellie Parrish. Mimo że nie odpowiedziałaś na pytanie. Zakochałaś się?
Po uszy?
Stłumiła westchnienie. Zajęła się smakowitym, puszyście leciutkim deserem.
- Nie dajesz za wygranÄ…, co?
- Nie wtedy, gdy temat mnie zainteresował.
107 [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • sklep-zlewaki.pev.pl