[ Pobierz całość w formacie PDF ]

149
Idąc ku nim, zawołałem go po imieniu. %7ładnej odpowiedzi. Znów ogarnął mnie
ponury strach, choć rozsądek podpowiadał mi, że Paul może być w tysiącu różnych
miejsc: rozmawiać długo przez telefon, przeglądać pisma w kiosku. . .
 Paul?
Spostrzegłem, że coś się rusza pod drzwiami środkowej kabiny i niewiele myśląc,
uklęknąłem, by zobaczyć, co to takiego.
Przez chwilę byłem pewien, że poznaję jego czarne, znoszone mokasyny, ale wtedy
nogi podniosły się powoli do góry i zniknęły z pola widzenia  jakby mężczyzna, który
był w środku, z jakiegoś dziwacznego powodu przyciągnął je do piersi. Przemknęła mi
przez głowę myśl, że powinienem przysunąć się bliżej kabiny, ale resztki zdrowego
rozsądku krzyczały, żebym przestał zaglądać pod drzwi kibla i natychmiast stamtąd
zjeżdżał.
 Wszyscy na zewnątrz muszą usiąść!
 Paul?
 %7ładen Paul! Tutaj jest Brzdąc! Jeśli chcecie zostać na przedstawieniu, musicie
się pobawić z Brzdącem!
150
Nie wiedziałem, co robić. Klęczałem na podłodze z zadartą głową, patrząc na drzwi
ubikacji. Ponad nimi ukazał się czarny cylinder, a potem twarz Paula, obramowana
otwartymi dłońmi (ich wnętrza zwrócone ku mnie, kciuki pod brodą). Włożył białe
rękawiczki Brzdąca.
 Wezwaliśmy was tu dzisiaj, aby znalezć odpowiedz na Wielkie Pytanie: dlaczego
Joseph Lennox rżnie Indię Tate?
Popatrzył na mnie słodko. Zamknąłem oczy i zobaczyłem krew pulsującą pod moimi
powiekami.
 Nikt się nie zgłasza? Jak wam nie wstyd? Brzdąc urządza dla was cały pokaz
czarów, a wy nie chcecie odpowiedzieć na jedno maleńkie pytanko?
Zebrałem odwagę, by znów nań spojrzeć. Oczy miał zamknięte, lecz jego usta nadal
się poruszały, mówiąc coś bezgłośnie. I nagle:
 Ha! Skoro nie ma ochotników, będę was wywoływał. Joseph Lennox w trzecim
rzędzie! Powiesz nam, dlaczego Joseph Lennox rżnie żonę Paula Tate a?
 Paul. . .
 Nie Paul! Brzdąc! Paula nie ma dziś z nami. Woli wariować w samotności.
151
Otworzyły się zewnętrzne drzwi i do toalety wszedł jakiś mężczyzna w szarym
garniturze. Paul zanurkował do kabiny, a ja głupio udałem, że zawiązuję sznurowadło.
Mężczyzna omiótł mnie spojrzeniem, po czym upchnął koszulę w spodniach, poprawił
krawat i wyszedł. Odprowadziłem go wzrokiem. Gdy się odwróciłem, Paul był znów
widoczny i uśmiechał się do mnie. Opierał łokcie na górnej krawędzi drzwi, a jego
podbródek spoczywał na splecionych białych dłoniach. W innych okolicznościach wy-
glądałby zabawnie. Jego głowa zaczęła się kiwać z boku na bok, powoli i rytmicznie jak
wahadło metronomu.
 India i Joe C-A-A-U-J- S-I- na drzewie! Powtórzył to dwa czy trzy razy. Nie
wiedziałem, co robić, dokąd pójść. Jak powinienem postąpić? Uśmiech pierzchnął i Paul
zacisnął wargi.
 Joey, ja nigdy bym ci tego nie zrobił.  Jego głos był cichy jak modlitwa w ko-
ściele.  N i g d y! Niech cię diabli! Wynoś się! Wynoś się z mojego życia! Drań.
Pojechałbyś z nami do Włoch?! Tam też byś ją rżnął?! Wynoś się!
Wydało mi się, że płacze. Nie mogłem na to patrzeć. Uciekłem.
Rozdział 6
Dwa nieszczęśliwe dni pózniej, gdy nadal rozważałem, co robić, zadzwonił telefon.
Spojrzałem na aparat i podniosłem słuchawkę dopiero po trzecim sygnale.
 Joe?
To była India. Głos miała przerażony, znękany.
 India? Cześć.
 Joe, Paul nie żyje.
 N i e ż y j e? Jak to? Co ty mówisz?
153
 Mówię, że n i e ż y j e, do diabła! Przed chwilą zabrała go karetka. Umarł. Nie
żyje!
Zaczęła płakać. Był to głośny, spazmatyczny szloch z przerwami na złapanie tchu.
 O Boże! J a k? Co się stało?
 Serce. Atak serca. wiczył jak co dzień i po prostu upadł na podłogę. Myślałam,
że się wygłupia. Ale on nie żyje, Joe. Boże, co mam robić? Joe, jesteś jedyną osobą, do
której mogłam zadzwonić. Co mam robić?
 Będę u ciebie za pół godziny. Nie, szybciej. Indio, nic nie rób, dopóki nie przy-
jadę.
Nie sposób oswoić się ze śmiercią. %7łołnierze, lekarze i przedsiębiorcy pogrzebowi
widzą ją bez przerwy i przyzwyczajają się do pewnych jej aspektów, lecz nie do jej
istoty. Nie sądzę, aby ktokolwiek to potrafił. Dla mnie otrzymanie wiadomości o śmierci
bliskiej osoby jest jak droga w dół po znanych, lecz pogrążonych w mroku schodach.
Chodziłeś nimi milion razy i wiesz, ile stopni jeszcze przed tobą, ale gdy chcesz stanąć
na następnym, okazuje się, że go nie ma. Potykasz się i nie możesz w to uwierzyć. I od
154
tej pory będziesz się tam potykał często, ponieważ, jak wszystkie rzeczy, do których
przywykłeś, ten brakujący stopień stał się cząstką ciebie.
Zbiegając po schodach, powtarzałem jak aktor, który uczy się nowej roli:  P a u l
n i e ż y j e?  Paul Tate nie żyje .  Paul n i e ż y j e . Te słowa nie pasowały do
siebie, brzmiały jak obcy, pozaziemski język. Nie sądziłem dotąd, że mogą wystąpić
w jednym zdaniu.
Pod moją kamienicą stał stragan z kwiatami i przemknęła mi przez głowę myśl, żeby
kupić coś dla Indii. Sprzedawca dostrzegł moje spojrzenie i z entuzjazmem powiedział,
że ma wyjątkowo piękne róże. Obraz czerwonego bukietu sprawił, że oprzytomniałem
i popędziłem ulicą w poszukiwaniu taksówki.
Kierowca miał monstrualną, czarno-żółtą, kraciastą czapkę do gry w golfa, wykoń-
czoną strzępiastym, czarnym pomponem. Była tak ohydna, że chciałem strącić mu ją
z głowy i krzyknąć:  Jak możesz nosić coś takiego, kiedy przed chwilą umarł mój przy-
jaciel? Z lusterka wstecznego zwisała na sznurku miniaturka piłki nożnej. Przejecha-
łem całą drogę z zamkniętymi oczami, żeby nie musieć patrzeć na te paskudztwa.
 Wiedersehen!  ćwierknął do mnie przez ramię i taksówka odjechała.
155
Odwróciłem się przodem do ich domu. Na murze wisiała znajoma tabliczka z in- [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • sklep-zlewaki.pev.pl